Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 25911.42 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2520.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2012

Dystans całkowity:576.80 km (w terenie 48.00 km; 8.32%)
Czas w ruchu:31:32
Średnia prędkość:18.29 km/h
Maksymalna prędkość:63.60 km/h
Suma podjazdów:612 m
Liczba aktywności:9
Średnio na aktywność:64.09 km i 3h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
82.92 km 04:30 h
18.43 km/h:
Maks. pr.:44.00 km/h

Dojazdy do pracy

Piątek, 29 czerwca 2012 · dodano: 30.06.2012 | Komentarze 0

Dojazdy do pracy z ostatniego tygodnia :c). A wracając do domku miło jest omijać stojących w korkach kierowców :cP
Kategoria Do pracy


Dane wyjazdu:
29.80 km 01:31 h
19.65 km/h:
Maks. pr.:63.60 km/h

Do Pająka

Czwartek, 21 czerwca 2012 · dodano: 21.06.2012 | Komentarze 2

Korzystając z tego, że do pracy miałem na II zmianę, namówiłem Abovo na przejażdżkę do Pająka. Po drodze, zanim udało się to IM ze mną, udało mi się namierzyć samochód Google Street View. Pan był troszkę zakłopotany, gdy spytałem, czy mogę zrobić mu zdjęcie - do tej pory, to on robił i to bez pytania ;c).
A w Pająku było super. Sprawdziłem nawet temperaturę wody, zanurzając w niej głowę. Jest znośna ;c).
Czuję, że Pająk w wakacje będzie miejscem, gdzie będę zabierał rodzinkę, aby schłodzić się po upalnych dniach. :c)



"Permanentna inwigilacja" ;c)
Kategoria Po godzinach


Dane wyjazdu:
67.78 km 02:46 h
24.50 km/h:
Maks. pr.:59.23 km/h

Złoty Potok

Poniedziałek, 18 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 1

Popołudniowy skwar nie zachęcał do pedałowania, ale się przemogłem. Pomysł na szybką przejażdżkę do Złotego Potoku. Przy Skansenie spotykam jeszcze Przemo wracającego z pracy, a później przez Guardian, Olsztyn, Biskupice, Zrębice, Krasawę, do Złotego Potoku. Asfalt na odcinku Krasawa - Siedlec jest zerwany - więc nie polecam tej trasy szosowcom ;c).
Bez przystanku ze Złotego Potoku przez Piasek do Olsztyna. I kogo spotykam w Barze Leśnym? AGA! (Agnieszka, Gosia, Agnieszka). Tak więc do Częstochowy wracam w przemiłym towarzystwie :cP
Kategoria Po godzinach


Dane wyjazdu:
56.78 km 03:30 h
16.22 km/h:
Maks. pr.:42.80 km/h

Do pracy

Piątek, 15 czerwca 2012 · dodano: 18.06.2012 | Komentarze 0

Pogoda piękna. Tym łatwiej wypełniać noworoczne postanowienie. Do pracy nadal rowerkiem. W piątek straszyło deszczem, więc schroniłem się na moment u Gawła. Rozmowa z serwisantem sprawiła, że... wymieniłem kasetę, łańcuch i dwie przednie zębatki. Rower zrobił się bardziej "zwarty" ;c).
Kategoria Do pracy


Dane wyjazdu:
29.49 km 01:03 h
28.09 km/h:
Maks. pr.:50.86 km/h

Do Olsztyna (szybciutko)

Poniedziałek, 11 czerwca 2012 · dodano: 11.06.2012 | Komentarze 3

Czasami popołudniu nie ma czasu, by wybrać się gdzieś dalej. Tak było i dzisiaj. Rodzicielskie obowiązki przytrzymały mnie z pociechami u dentysty, ale po powrocie do domu okazało się, że wszyscy domownicy mają jakieś zajęcie, więc mam godzinkę. Szybka przejażdżka do Olsztyna to jest to. Guardian, ścieżka rowerowa, Skrajnica... tutaj spotkałem ekipę wracającą z Olsztyna, ale ponieważ dopiero wyjechałem, postanowiłem jechać dalej. Dojechałem do Olsztyna i starą trasą wróciłem do Częstochowy. Okazuje się, że nawet w godzinkę można się spocić ;c)
A... nie tylko spocić. Jadąc ulicą Brzozową miałem zielone, więc przez 11 Listopada przemknąłem na sporej prędkości. Na wysokości wjazdu na parkingi Jagiellończyków jadące z naprzeciwka audi elegancko włączyło kierunkowskaz, że będzie skręcać w lewo w stronę Simply przecinając mój tor jazdy. Na szczęście, zamiast patrzeć na auto, spojrzałem na kierującą. Pani nawet nie zerknęła w moją stronę więc... Widząc co się święci złapałem za hamulce, nie czekając na jej reakcję. Udało mi się wyhamować, delikatnie "składając" rower, 20 cm od pojazdu na wysokości przednich drzwi (i SPD zdążyłem wypiąć!!! :cP) - przy czym pani nadal nie zorientowała się, że właśnie uniknęła kolizji. Zjechała ze skrzyżowania i dopiero wówczas się zatrzymała. Czułem taką ulgę, że nie wylądowałem na jej masce, że tylko machnąłem ręką, iż wszystko w porządku. Tłumaczyła, że dziecko jej płakało w foteliku. Cholera... trzeba mieć oczy dookoła głowy.
Podsumowując, to był SZCZĘŚLIWY dzień! :cP
Kategoria Po godzinach


Dane wyjazdu:
33.13 km 02:28 h
13.43 km/h:
Maks. pr.:35.35 km/h

Do Olsztyna (nie tylko) z Adasiem

Piątek, 8 czerwca 2012 · dodano: 10.06.2012 | Komentarze 1

Dzień wolny, więc od rana chodziła mi po głowie wycieczka rowerowa. Tym razem rodzinna, bo moje dzieciaki też w piątek nie szły do szkoły. Niestety - namówić udało mi się tylko Adasia. Starsza córa zaczyna powoli chodzić własnymi ścieżkami.
Wycieczka zrobiła się bardzo przyjemna, gdy się okazało, że na rodzinną przejażdżkę wybiera się też Abovo z Gosią i córkami, a towarzyszy im jeszcze Agnieszka. Tak więc peleton rozciągnął się do całkiem pokaźnych rozmiarów.
W Olsztynie krótki odpoczynek na trawce za Spichlerzem i trzeba było wracać, by kibicować Polskiej Drużynie Narodowej.
Ja z rodzinką mecz otwarcia Euro 2012 mieliśmy oglądać u Przyjaciół, więc na Rakowie pożegnaliśmy się z dziewczynami i rozmawiając o męskich sprawach wróciliśmy z Adasiem do domku. To był bardzo udany piątek (niedosyt pozostał jedynie po drugiej połowie meczu z Grecją ;c))

Dane wyjazdu:
61.90 km 03:30 h
17.69 km/h:
Maks. pr.:42.80 km/h

do Złotego Potoku

Czwartek, 7 czerwca 2012 · dodano: 07.06.2012 | Komentarze 2

Po powrocie znad morza nie chciałem rowerka chować na dłużej w piwnicy. Pogoda sprzyjała, więc... do Złotego Potoku. Jak słusznie zauważył JotBeee można tam spotkać rowerzystki... i rowerzystów :cP.
Tym razem przy rybce była możliwość porozmawiania z trzema turystami spod Zakopanego, którzy zwiedzali na rowerach nasze "góry". Pozdrawiam ich serdecznie!
Kategoria Po godzinach


Dane wyjazdu:
89.50 km 05:32 h
16.17 km/h:
Maks. pr.:49.60 km/h

Wybrzeże - dzień II

Niedziela, 3 czerwca 2012 · dodano: 05.06.2012 | Komentarze 6

Nic nie wskazywało, że ten dzień potoczy się tak pechowo. No, może nocna ulewa. Obudziłem się ok. 3.00, gdyż wydawało mi się, że ktoś chlustał wiatrami wody po oknach domku. Ale nie... to nikt złośliwy... Lało tak, że pogodziłem się z myślą o spędzeniu niedzieli na campingu w Kołobrzegu.
Jakaż była radość o 7.00 rano, gdy otworzyłem oczy. Na dworze piękne słońce! Tak piękne, że przez moment miałem w planie założenie letniego stroju rowerowego. Ten moment trwał do chwili, gdy wyszedłem na zewnątrz. Szybko zweryfikowałem pomysł i wskoczyłem w koszulkę termoaktywną i bluzeczkę z membraną :cP.
Po śniadanku ruszyliśmy we wspaniałych nastrojach. Było chłodno, ale mniej niż poprzedniego dnia chmur dawało szansę słoneczku ogrzewać powietrze. Tak więc, w miarę jak jechaliśmy zrobiło się naprawdę przyjemnie. Wiatr wiał nadal w plecy, ale delikatniej niż w sobotę (w sobotę było 10 m/s, a w niedzielę zaledwie 8 :cP). Ponieważ udało nam się wyjechać wcześniej, postanowiliśmy tego dnia jechać wolniej i trzymać się szlaku rowerowego, który na dojeździe do Kołobrzegu zapowiadał się na dobrze przygotowany. I faktycznie. Z Kołobrzegu wyjechaliśmy wspaniałą ścieżką rowerową, która biegnie pomiędzy plażą, a terenem dawnego lotniska wojskowego.



Martwiłem się o ten odcinek, gdyż z mapy wynikało, że będziemy go musieli pokonać plażą lub ruchliwą krajową 11-ką. Ścieżka jest naprawdę super - zrobiona z niefazowanej kostki brukowej - jedzie się jak po stole. A do tego tereny są bardzo malownicze - po jednej stronie wydmy, po drugiej bagna.



W Sianożętach miałem mały "powrót do przeszłości". Mogłem zrobić sobie fotkę na tle ośrodka, w którym poznałem moją Koleżankę Małżonkę ;c).



Dalej Ustronie Morskie, gdzie niestety skończyła się utwardzona ścieżka, ale trzymaliśmy się nadal szlaku rowerowego. Przez Pleśną dotarliśmy do Gąsek, gdzie w zamierzchłych czasach spędziłem wakacje z Rodzicami. Oczywiście zrobiłem fotkę na tle 50-metrowej latarni morskiej, ale moim telefonem wyszła bardzo kiepsko ;c).
Jechało się cały czas drogą gruntową, ale tego dnia postanowiliśmy nie spieszyć się, tylko rozkoszować ciepłem (słoneczko w końcu zaczęło radzić sobie z chłodem) i widokami. Na obiad stanęliśmy w Sarbinowie. Rybka była pyszna, humory dopisywały... I właśnie na wyjeździe z Sarbinowa mieliśmy przygodę, która zmusiła nas do skrócenia wyjazdu.
Jechaliśmy we troje - ja pierwszy z mapą, za mną Abovo, a na końcu Waldek. W którymś momencie, tuż za jednym skrzyżowań zorientowałem się, że droga wyrzuca nas wgłąb lądu, a chcieliśmy nadal jechać nadmorskim czerwonym szlakiem. Pluję sobie w brodę, że nie pojechałem dalej.
Zacząłem hamować, żeby stanąć i przyjrzeć się mapie. Abovo zatrzymała się za mną, ale Waldek, ponieważ nic nie wskazywało na mój manewr, akurat składał się do lemondki i na moment opuścił wzrok, a gdy się zorientował, że stajemy, chwycił odruchowo za lewy hamulec. Ja z przodu usłyszałem jedynie upadek. Okazało się, że Waldek poleciał przez kierownicę do przodu próbując ręką zamortyzować upadek. Zebrał się z ziemi, ale widać było, że mocno się poturbował. Bolała go lewa dłoń. Całe szczęście, że miał kask na głowie. Okazało się, że zewnętrzna powłoka jest pęknięta i na okularach też są ślady zetknięcia z asfaltem. Nawet nie chcę myśleć co by było, gdyby jechał bez kasku.
Od razu zaczęliśmy myśleć, jak najszybciej zorganizować pomoc medyczną, ale w Sarbinowie nie było przychodni. Waldek otrząsnął się szybko i powiedział, że możemy jechać dalej mimo bolącej go ręki. Powiadomiony telefonicznie Darek zaczął szukać placówki, gdzie można byłoby zrobić prześwietlenie. Okazało się, że w Ustce nie ma takiej możliwości. My najbliżej mieliśmy do Koszalina, ale tam też był problem z rentgenem. Waldek zarzekał się, że możemy dalej jechać i zastanowimy się w Ustce co dalej. Bratu zabronił wyjeżdżać nam na spotkanie - chciał dojechać do Ustki rowerem.
Tak więc zwiedzanie tego dnia się skończyło. Zafrasowani nacisnęliśmy mocniej na pedały i pojechaliśmy przez Mielno, Łazy, Dąbki, Darłowo.
Darek nie wysiedział w Ustce - wyjechał nam na spotkanie i złapał nas ok. 20 km przed celem. Waldek w tym czasie, z jedną ręką na kierownicy przejechał ponad 60 km. Cały czas mówił, że nawet jeśli się okaże, że ręka musi być usztywniona, to i tak chciałby jechać dalej.
W Ustce ustaliliśmy, że najbliższa placówka z czynnym rentgenem znajduje się w Słupsku. Pojechaliśmy tam razem samochodem. Diagnoza była gorsza, niż wszyscy zakładaliśmy. Nie tylko, że jedna z kości śródręcza jest złamana, to jeszcze jest przemieszczona - konieczny jest zabieg operacyjny. Waldek podjął decyzję, że woli poszukać specjalisty na Śląsku - nie został w szpitalu, ale wiadomo było, że nazajutrz będzie musiał wracać do domu. Abovo i ja długo się nie namyślaliśmy - sami dalej nie jedziemy - wracamy wszyscy.
Tak więc nazajutrz, po pożegnaniu z morzem, zmieniliśmy środek transportu i krążownikiem szos Darka wróciliśmy do Częstochowy.
Pech dopadł, ale...
Człowiek uczy się całe życie, ja na pewno wyciągnę wnioski z tej przygody. Dla naszej przyjaźni budujące jest to, że Waldek z troski o nas gotów był z ręką w gipsie kontynuować wyprawę. A z drugiej strony - żadne z nas, ani ja, ani Abovo (która Waldka i Darka poznała praktycznie dwa dni wcześniej), nie wahało się ni chwili, że bez Waldka jechać nie chcemy.
Tak więc - SZYBKIEGO POWROTU DO ZDROWIA, WALDKU!!!
... A jeśli los pozwoli, kolejny etap naszej wyprawy zaczynamy w Ustce ;c).



A tegoroczna wyprawa przebiegała tą trasą:



Dane wyjazdu:
125.50 km 06:42 h
18.73 km/h:
Maks. pr.:47.08 km/h

Wybrzeże - dzień I

Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 05.06.2012 | Komentarze 1

Niestety. W tym roku nie udało nam się zrealizować planu przejechania rowerkami ze Świnoujścia na Hel. A wszystko tak pięknie się zaczęło.
Do peletonu dołączyła Abovo i brat Waldka - Darek. Darek nie do końca dołączył do peletonu, ale zaoferował wspierać nas w trasie pomocą i towarzyszyć nam samochodem. Udało nam się przygotować plan podróży, dogadać noclegi, trasę, wyszykować rowery i... Niestety, przez zbieg okoliczności zakończony urazem Waldka musieliśmy przerwać eskapadę po dwóch dniach pedałowania. Ale od początku...
W piątek wziąłem wolne, by móc bez pośpiechu ogarnąć wszystko przed wyjazdem. Czekać musieliśmy na Waldka, który musiał być tego dnia w pracy. Udało nam się wyjechać k. 17.00. Podróż minęła wesoło i bardzo szybko. O 1.00 udało nam sił wsiąść na prom w Świnoujściu i przed 2.00 spaliśmy smacznie na campingu.
Rano pobudka i miłe zaskoczenie. Prognozy straszyły deszczem, a za oknem, nieśmiało bo nieśmiało, ale z chmurami walczyło SŁOŃCE! Było zimno, wiał mocny wiatr (tu prognozy się nie pomyliły - wiał w plecy od zachodu :cP), ale deszczu nie było.



Zebraliśmy się szybko i pojechaliśmy na krótką sesję fotograficzną. Najpierw na falochron z wiatrakiem, który jest symbolem Świnoujścia (wg Waldka równie ważnym, jak budka w której w zeszłym roku jedliśmy przepyszne żeberka - niestety w tym roku przebudowa pasażu pochłonęła tą kulinarną atrakcję).



Z falochronu pojechaliśmy pod najwyższą na na polskim wybrzeżu latarnię morską.
Postanowiliśmy się trzymać jak najbliżej wybrzeża, ale ponieważ pierwsze dwa odcinki były zaplanowane na ponad 100 km, a Świnoujście opuściliśmy dopiero koło południa, woleliśmy korzystać z asfaltu. Gdyby ktoś jednak chciał odcinek pomiędzy Świnoujściem a Międzyzdrojami pokonywać szlakiem rowerowym (nadmorski oznaczony jest kolorem czerwonym i pokrywa się z międzynarodowym szlakiem rowerowym - R10) musi przygotować się na typowy "teren" (sprawdziliśmy to w zeszłym roku śpiesząc się na pociąg)
Wiatr wiał ostro, cały czas w plecy, więc szybko znaleźliśmy się w Międzyzdrojach. Fotek telefonem nie robiłem, ale na pewno u Abovo się jakieś znajdą :cP
Od Międzyzdrojów jechaliśmy cały czas drogą 102. Wcale nie jest to zły wybór.



Droga biegnie najpierw bardzo malowniczo przez Woliński Park Narodowy, a później bardzo blisko brzegu, przez wszystkie nadmorskie miejscowości. Co jakiś czas zajeżdżaliśmy na plażę, by przekonać się, że wiatr wieje tutaj ze dwa razy silniej, a temperatura jest kilka stopni niższa, niż na osłoniętej lasami szosie. Natomiast widoki na plaży - cudowne!



Przez Międzywodzie, Dziwnów, Pobierowo dojechaliśmy do Trzęsacza.
Tutaj zjedliśmy po rybce i zobaczyliśmy (powtórzę za przewodnikiem Polskie Szlaki Turystyczne) "jedne z najsłynniejszych ruin w kraju. Pozostałości XV-wiecznego kościoła stoją na skraju klifu. W momencie budowy świątynia była oddalona o 2 km od brzegu Setki lat niszczejącej działalności morza (abrazji), które podgryzało brzeg i przesuwało się wgłąb lądu, były przyczyną zniszczenia świątyni. Na początku XX wieku fragment budowli zabrało morze". (fotki u Abovo)
Wiatr na pomoście nad klifem był tak porywisty, że obawiałem się czy w ślad za budowlą w morze nie polecą nasze rowery. Udało się je utrzymać i zrobić kilka fotek. Podczas tej wyprawy nie miałem aparatu - zdjęcia robiłem telefonem - OTO ONE. Więcej PRZEŚLICZNYCH fotek z pewnością będzie w relacji Abovo :cP.
Dalej był Rewal, a potem przez mój błąd nawigacyjny szosa odrzuciła nas od wybrzeża, przez co minęliśmy Niechorze, gdzie można byłoby zobaczyć uznawaną za najpiękniejszą na polskim wybrzeżu latarnię morską. Trudno - może następnym razem. Gdy się zorientowaliśmy, że za głęboko w ląd się wbijamy, odbiliśmy w stronę miejscowości Pogorzelica. I tu, pomiędzy Pogorzelicą a Mrzeżynem, jest piętnastokilometrowy odcinek drogi, który na długo utkwi w naszej pamięci z dwóch powodów. Pierwszym są wyboje, które zmieniały jedynie fakturę - betonowe płyty przechodziły w granitowe otoczaki, szutry, a nawet kopny piach.



Gdy dojechaliśmy do końca drogi okazało się, że jest ona zamknięta bramą jednostki wojskowej i musieliśmy otoczyć ją kilkukilometrowym objazdem. Dawniej cała droga była na terenie jednostki wojskowej. Teraz biegnie wzdłuż ogrodzenia opuszczonych terenów wojskowych, a czynna jednostka znajduje się przy wylocie drogi w Mrzeżynie. Obecnie trwają prace nad budową ścieżki rowerowej.
I tutaj drugi powód dla którego ten odcinek utkwił mi w pamięci. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej dziewiczej plaży. Na przestrzeni kilkunastu kilometrów nie ma "żywego ducha".



Plaża leży pod wysokim na kilkanaście metrów klifem. Gdybyśmy mieli namioty, to z pewnością skrócilibyśmy dzienny odcinek i tam spędzili noc.



Przewodnik podaje, że "w Mrzeżynie 17 marca 1945 roku odbyły się pierwsze powojenne zaślubiny Polski z morzem".
Naprawdę warto było zobaczyć to miejsce, zanim jeszcze zostanie wykończona ścieżka rowerowa, która z pewnością przyciągnie tam setki ludzi. Będzie kontynuacją drogi rowerowej R10, która od tego miejsca jest naprawdę dobrze utrzymana. Od Dźwirzyna do Kołobrzegu wjechaliśmy ścieżką rowerową, która przypomina tą na nasz Olsztyn, a ciągnie się dalej, przez Kołobrzeg do Ustronia Morskiego. Ale o tym w następnym odcinku.
W Kołobrzegu dojechaliśmy na camping, gdzie już czekał na nas Darek. We czwórkę poszliśmy na (za-)dłuuuugi spacer w poszukiwaniu kolacji. Zmęczenie dało znać o sobie - zasnęliśmy w momencie.