Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 25911.42 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2520.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2019

Dystans całkowity:231.97 km (w terenie 97.00 km; 41.82%)
Czas w ruchu:14:48
Średnia prędkość:15.67 km/h
Maksymalna prędkość:73.70 km/h
Liczba aktywności:4
Średnio na aktywność:57.99 km i 3h 42m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
54.58 km 03:34 h
15.30 km/h:
Maks. pr.:69.20 km/h

Dookoła Polski - Beskidy - dzień IV

Niedziela, 9 czerwca 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

I to już ostatni dzień naszej górskiej przygody. Pozostało dotrzeć z Żywca do Wisły, skąd mieliśmy popołudniu pociąg powrotny. W stronę Szczyrku jechało się miło i przyjemnie, i tylko nasi wędrowcy delikatnie sygnalizowali, że w Szczyrku bajeczny klimat się skończy, bo trzeba będzie jakoś na Salmopol się wspiąć powolutku.
W Szczyrku powspominałem czasy liceum, gdy byłem siatkarzem kadry makroregionu. W Szczyrku przypadło mi spędzić jeden z obozów szkoleniowych, po razem z Rakowem byłem na obozie w Szczawnicy, gdzie trener mojego klubu wyznał, że nie widział takiego skoku formy u zawodnika. Bardzo mnie wtedy ucieszył tą opinią.
Przejechaliśmy bulwarem obok COSu, zrobiliśmy pamiątkowe fotki pod skocznią narciarską i powolutku zaczęliśmy wspinać się pod Przełęcz Salmopolską. Tego dnia słoneczko świeciło dość mocno, a podjazd naprawdę jest dłuuuuuugi i w niektórych miejscach stromy. Zrobiłem sobie dwie króciutkie przerwy - jedną na wysokości kościoła, a drugi przy polanie Pośrednie. W sumie jechało się bardzo dobrze. Bardziej niż trudy podjazdu dawali się we znaki motocykliści i co niektórzy kierowcy. Motocykliści kładli się w zakrętach traktując nas jako punkty odniesienia które trzeba ominąć, ale niekoniecznie szerokim łukiem. Samochody też czasami mijały się ryzykownie zważając raczej na to, co dzieje się na środku drogi, a nie przy poboczu. W każdym razie udało nam się bezkolizyjnie dotrzeć na szczyt, gdzie czekała nas nagroda - godzinka leżenia na trawce z twarzami wystawionymi do słońca. Zjazd z Salmopolu to sama przyjemność. Nie rozwinąłem tym razem maksymalnej prędkości, bo zakręty były dość często i nie widać było co jest za nimi, ale miałem przyjemność wyprzedzić na zjeździe samochód. Widok twarzy kierowcy - bezcenny...
Zjechaliśmy bezpiecznie na dół i poszukaliśmy miejsca na obiadek. Po obiedzie pozostało tylko zrobić zakupy i powolutku potoczyć się w stronę stacji Wisła-Głębce. Na Dworcu rozłożyliśmy się na trawce, bo obsługa pociągu niezbyt się skłaniała ku wpuszczeniu oczekujących do klimatyzowanego wnętrza. Podróż minęła nam spokojnie...
Chciałem podziękować Abovo, Helence, LadyAga, Maćkowi, Michaill'owi, Markusowi, Przemowi i Krzysztofowi za cudowne kilka dni. Nie było mi dane z Wami jechać od Tarnowa, ale cieszę się, że udało mi się pogodzić pracę z innymi obowiązkami... Bo ja po prostu muszę objechać tą Polskę dookoła. Do następnego roku!




Dane wyjazdu:
39.04 km 02:28 h
15.83 km/h:
Maks. pr.:65.80 km/h

Dookoła Polski - Beskidy - dzień III

Sobota, 8 czerwca 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Trzeci (dla mnie) dzień górskiego touru rozpoczął się bardzo długim, mozolnym i... uroczym podjazdem z Zawoi. Jechaliśmy leśną szutrową drogą, która powoli i stale pięła się po zalesionym zboczu. Podczas jednego z krótkich postojów udało mi się wypatrzeć w świeżym błotku trop, który znajomi myśliwi bez wahania określili jako ślady niedźwiedzia. Właściciela łapek na szczęście nie spotkaliśmy tym razem. Gdy udało nam się wspiąć na górę, poskładaliśmy znowu peleton i ruszyliśmy szybkim zjazdem. Opisując pierwszy dzień wycieczki zapomniałem wspomnieć o temacie, który dotychczas obcy był nam "jasno-góralom". Gdy zjazd jest stromy i długi, warto przykładać więcej uwagi do używania hamulców. Ponieważ mam v-breaki od zawsze wiedziałem, że ich skuteczność jest uzależniona od skutecznego przewidywania co się może stać, dlatego podświadomie nie żyłowałem ich zbytnio. Natomiast korzystający z tarczówek nabierają do nich więcej zaufania i okazuje się, że w górach to zaufanie nie zawsze jest dobrym doradcą. W każdym razie po jednym ze zjazdów Markus musiał organizować zapasowe klocki, a pozostali ze zdziwieniem patrzyli na błękitnawy nalot na tarczach świadczący o tym, że temperatura zjazdu była... wysoka. 
Nocleg wypadł nam tego dnia w Żywcu. Dojechaliśmy tam późnym popołudniem, schowaliśmy rowery i zaczęliśmy się rozglądać za kolacją. Znaleźliśmy uroczą knajpkę na osiedlu w pobliżu naszego schroniska i czekała nas jeszcze miła niespodzianka. Okazało się, że Voit z rodzinką wraca z Witowa przez Żywiec i dołączył do nas na kolacji. Tak więc znowu wieczorne posiedzenie było w powiększonym, wesołym gronie.




Dane wyjazdu:
63.34 km 03:20 h
19.00 km/h:
Maks. pr.:73.70 km/h

Dookoła Polski - Beskidy - dzień II

Piątek, 7 czerwca 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Poranek w Witowie, śniadanko. Zbieranie szło nam trochę wolniej niż zwykle, bo troszkę czasu zajęło pożegnanie z Gospodynią i Rodzinką Voita. Ale gdy w końcu udało nam się ruszyć, znowu można było tylko zachwycać się krajobrazami. Ja miałem w nogach sporo mniej od towarzyszy, ale po nikim nie było widać negatywnych skutków pedałowania. Wszyscy uśmiechnięci i zadowoleni z radością łykaliśmy kolejne kilometry. Nie unikaliśmy zjechania z utwardzonych dróg na szutrowe górskie ścieżki. Był to dzień który chyba cała okolica zapamiętała jako "ROWEROWY". Zza granicy nawiedziła bowiem okolicę impreza "1000 rowerzystów dookoła Tatr". Już teraz nie jestem pewny, czy organizatorami byli Czesi czy Słowacy. W każdym razie rowerzystów tego dnia minęliśmy kilkuset. Robiło to niesamowite wrażenie. Gdy sobie myślę ile zachodu przynosi znajomym organizacja Częstochowskiej Masy Krytycznej, zastanawiam się jak udało się zorganizować taki happening. I podejrzewam, że po prostu... odpuszczono kwestie organizacyjne i rowerzyści wjechali do Polski nie przejmując się tematem "zgromadzeń" i "zabezpieczenia". Jechali małymi grupkami, a czasami peletonami liczącymi po kilkadziesiąt rowerów i gdy na skrzyżowaniach powstawały zatory, rozładowywali sytuację uśmiechem i kilkoma słowami w podobnym do polskiego języku.
Tego dnia nocleg był zaplanowany w schronisku młodzieżowym w Zawoi. Jest to chyba najdłuższa wieś w Polsce. Zwrócił moją uwagę dom oznaczony nr 2549 - niezłe wyzwanie dla listonosza doręczyć list pod określony numer, tym bardziej, że są one chyba przydzielane w kolejności powstawania budynków, a nie w zależności od jego położenia wzdłuż drogi.
Na szczęście dojeżdżając do miejsca noclegu, zdążyliśmy zrobić zakupy w sklepie. Dzięki temu kolacja była wystawna. Siedliśmy sobie w przestronnej świetlicy, były śpiewy przy gitarze, a niektórym udało się nawet obejrzeć mecz w telewizji. Nie pytajcie mnie jaki - marny ze mnie kibic i wyznaję zasadę, że sport... i nie tylko sport... fajniej się uprawia, niż ogląda ;c).




Dane wyjazdu:
75.01 km 05:26 h
13.81 km/h:
Maks. pr.:60.40 km/h

Dookoła Polski - Beskidy - dzień I

Czwartek, 6 czerwca 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Po rocznej przerwie pojawiła się szansa powrotu na wytyczony lata temu przez Waldka szlak dookoła Polski. Wprawdzie Waldek nie mógł jechać, ale biorąc pod uwagę, że opuścił poprzedni etap, jeśli będziemy chcieli zakończyć tą przygodę we dwóch, to i tak trzeba będzie wrócić kiedyś do Zamościa. Dlatego zawziąłem się, że bez względu na okoliczności jadę dalej, a z Waldkiem wrócę do tematu, gdy tylko będzie mógł dołączyć.
Tym razem trudną rolę przygotowania trasy wziął na siebie Maciek i sprawnie podołał zadaniu. Na miesiąc przed wyjazdem wiadomo było co, gdzie, kiedy... I gdy już wydawało się, że nic nie zakłóci mi startu, okazało się, że dzień po planowanym rozpoczęciu etapu mam służbowy wyjazd, którego nie da się przełożyć. Bilety kupione, wszyscy urlopy zaplanowali. Postanowiłem nie odpuszczać. Nie ruszę we wtorek ze wszystkimi pociągiem do Tarnowa, tylko przyjadę w czwartek raniutko do Czorsztyna. Wprawdzie w ten sposób minie mnie najdłuższy zaplanowany etap, ale będę miał szansę zrealizować plan chociaż w części. Jeszcze jeden problem związany z brakiem połączeń kolejowych z Czorsztynem pomogła mi rozwiązać moja Córa. Zaoferowała się podwieźć Tatusia z rowerkiem do Czorsztyna.
Nie udało mi się dotrzeć do ekipy o świcie, jak zakładałem, ale złapałem ich k. 9:30 szykujących się do szybkiego zjazdu w stronę Zbiornika Czorsztyńskiego. Córa z przyjaciółką, która zgodziła się jej towarzyszyć w wycieczce, wróciły do Częstochowy, a ja z radością przywitałem się z Abovo, LadyAgą, Helenką, Maćkiem, Michaill'em, Przemem, Markusem i Krzysztofem. Tak... peleton urósł od naszej pierwszej wyprawy z Waldkiem.
Puściliśmy się z góry w stronę Zalewu i dalej... tego dnia mieliśmy dotrzeć za Zakopane, do Witowa. Jechaliśmy przez bardzo malownicze tereny. W kość dał nam zwłaszcza jeden kilkukilometrowy podjazd, który Maciek określił jako "niezbędny". Okazało się, że miał dla nas niespodziankę - cudowną panoramę Tatr. A przecież po to wybieramy rower, żeby takie widoki zapadały głęboko w serce. Widok był naprawdę wart kręcenia pod górę. I jak to zwykle po kręceniu pod górkę, potem był dłuuuugi zjazd. Było pochmurnie, ale jechało się super. Zdjęcia pewnie byłyby bardziej efektowne w pełnym słońcu, ale góry na tle zachmurzonego nieba także prezentują się fantastycznie. Powstał mały dylemat dotyczący dojazdu do Zakopanego, ale byli z nami Abovo i Maciek, górscy wędrownicy, którzy bez wahania zadecydowali którą ścieżką do Zakopca zjedzie się bezpieczniej. W Zakopanem zrobiliśmy krótkie zakupy, wychodzimy ze sklepu i... zawaliło się na nas niebo. Niestety część z nas ruszyła spod sklepu szybciej, ja z Michaillem próbowaliśmy gonić peleton, ale ulewa dopadła nas taka, że musieliśmy szukać choć prowizorycznego schronienia. Poboczem drogi płynęła taka masa wody, że jazda była niebezpieczna. Gdy trochę ochłonęliśmy po pierwszej fali deszczu, dopadliśmy resztę ekipy, która znalazła schronienie w sklepie. Uzupełniliśmy zapasy i gdy deszcz przeszedł, ruszyliśmy w stronę Witowa, gdzie tego dnia mieliśmy zamówiony nocleg.
Nocleg w Witowie był obowiązkową pozycją wyprawy, gdyż właśnie tam część z ekipy corocznie świętuje ukończenie sezonu trekingowego i zaprzyjaźniona gospodyni pogniewałaby się pewnie, że ominęliśmy Witów. Do Witowa na przedłużony weekend z rodzinką zawitał też Voit, który w tym roku niestety nie mógł nam towarzyszyć na rowerach. Dlatego zapowiadała się przemiła impreza w gronie samych znajomych. I taka też była... Przesiedzieliśmy do późnej nocy przy przepysznej cytrynówce wspominając miniony dzień i planując kolejne. Przepraszam za „leżące” pierwsze zdjęcie :-(