Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 25911.42 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2520.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2011

Dystans całkowity:1139.36 km (w terenie 61.00 km; 5.35%)
Czas w ruchu:62:19
Średnia prędkość:18.28 km/h
Maksymalna prędkość:50.86 km/h
Suma podjazdów:859 m
Liczba aktywności:13
Średnio na aktywność:87.64 km i 4h 47m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
12.34 km 00:46 h
16.10 km/h:
Maks. pr.:31.02 km/h

Z Koleżanką-Małżonką do Huty Starej

Środa, 29 czerwca 2011 · dodano: 29.06.2011 | Komentarze 0

Samochód oddany do naprawy (a właściwie do reanimacji). Mimo burzy skradającej się zza horyzontu, szybka wycieczka z Koleżanką-Małżonką do Huty Starej.
Udało nam się nie zmoknąć :cP
Kategoria Rodzinnie


Dane wyjazdu:
19.85 km 01:25 h
14.01 km/h:
Maks. pr.:34.72 km/h

Z Adasiem i Sandrą na Lisiniec

Poniedziałek, 27 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 1

Syn chciał koniecznie jechać do Dziadków, których inwentarz wzbogacił się ostatnio o królika. Nie ma to, jak w wakacje pomóc przy budowie klatki dla królików.
Oczywiście bez roweru mogłoby być na wakacjach nudno i tak powstał plan wycieczki. Do peletonu dołączyła rówieśnica Adasia - sąsiadka Sandra. Oboje dzielnie dojechali na miejsce, z krótką przerwą na lody w Alejach. Sandra wróciła z mamą samochodem, a ja na dzielnym rumaku (z którym się bardzo zżyłem przez ostatni tydzień) :cP
Kategoria Rodzinnie


Dane wyjazdu:
44.79 km 03:35 h
12.50 km/h:
Maks. pr.:30.47 km/h

Oder-Neise Radweg (dzień piąty)

Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 10

W niedzielę od rana zwiedzanie Świnoujścia. Waldek jest doskonałym przewodnikiem, spędzał tutaj za młodu niemal każde wakacje. Oprowadza po charakterystycznych miejscach i opowiada anegdoty sprzed lat.
Po zwiedzeniu latarni (tylko ja skusiłem się na pokonanie 300 schodów), jedziemy ścieżką rowerową do Międzyzdrojów. No... ta ścieżka przypomina szlaki znane z Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Z moich ustaleń wynika, że pociąg mamy o 18.15 z Międzyzdrojów - chyba muszę przestać tak bezgranicznie wierzyć w Internet. Okazuje się, że pociąg był podstawiony w Świnoujściu, kasjerka straszy, że nie ma w nim miejsc do przewozu rowerów (zupełnie odwrotne ustalenia miałem ze strony www z rozkładem jazdy). Na szczęście gdy pociąg wjeżdża tylko pierwsza pomyłka się potwierdza. Mimo, że łatwiej byłoby nam wsiąść do wagonu w Świnoujściu, to i tak udaje nam się zająć miejsca w przedziale "rowerowym", który na szczęście był wydzielony w pociągu.
Podróż powrotna z przesiadką w Katowicach. Zarówno w Katowicach, jak i w Częstochowie o mało nie zaspaliśmy. Na szczęście udało nam się uniknąć tego rodzaju przedłużenia podróży. W domu byłem o 7.00.

Podsumowując:
Fantastyczne 5 dni na rowerze!
Nowi znajomi z pasją!
Przejechane ponad 600 km!
Przebieg trasy:



... trzeba zaplanować kolejną eskapadę!

Kilka fotek z ostatniego dnia (pozostałe w GALERII):



Noc...



Zwiedzając Świnoujście



W Międzyzdrojach

Dane wyjazdu:
164.86 km 08:22 h
19.70 km/h:
Maks. pr.:40.59 km/h

Oder-Neise Radweg (dzień czwarty)

Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 1

Sobota. Tego dnia popołudniu mieliśmy zanurzyć koła w Bałtyku. Wstaliśmy rano i pożegnaliśmy Mietka. Jemu do końca trasy w Szczecinie zostało kilkanaście kilometrów. Szybkie śniadanie w barze przy stacji paliw i w drogę. Tego dnia po raz pierwszy czuję napięcie w mięśniach. Dał w kość poprzedni wietrzny dzień zakończony stromymi podjazdami. Skoro poprzedni był wietrzny, to sobota była bardzo wietrzna. Od początku wiatr stara się, byśmy ten dzień długo wspominali. Jak już wspomniałem, wiatr podczas całej wyprawy wiał głównie z zachodu. Tego dnia mamy jechać "po trójkącie" - najpierw dość głęboko wbijając się na zachód, by później, w stronę Świnoujścia jechać z wiatrem. Humoru nie poprawia widok elektrowni wiatrowych, kręcących pełną parą i niemal zawsze zwróconych do nas agregatem. Do tego rano wychwyciliśmy pomyłkę w wyliczeniach, która poprzedniego dnia optymistycznie pozwalała nam myśleć o skróceniu czasu wyprawy o jeden dzień. Okazało się, że jadąc po zaplanowanej trasie, tego dnia musielibyśmy zrobić ok. 200 km. Z czego tylko ok. 50 km z wiatrem w plecy. I tutaj nieoceniona okazała się mapa Mietka, który żegnając się z nami pożyczył ją aby, jak to ładnie ujął, "była okazja by się jeszcze spotkać".
Mietku - mapę oddamy we wrześniu w Siewierzu ;c).
Patrząc na szlak zauważyłem, że przed miejscowością Anklam zbliża się on do miasteczka Kamp, gdzie zaznaczona jest przeprawa promowa przez odnogę Zalewu Szczecińskiego. Na jednym z postojów upewniliśmy się, że prom jest czynny i ma kosztować ok. 2 Euro. Ta przeprawa oszczędzała nam ok. 40 km, przy pierwszym spojrzeniu na mapę wydawało się, że oszczędza nam ze 100 ;c). Musieliśmy podkręcić tempo, gdyż nie wiedzieliśmy do której godziny prom kursuje. Udało się. Groblą wśród bagiennego rozlewiska dojechaliśmy do Kamp w momencie, gdy prom odpływał, co dało nam pół godziny by nacieszyć ucho koncertem zorganizowanym na przystani.
Na promie jeszcze jeden mały stresik. Okazało się że przeprawa kosztuje nie 2, ale 7,5 Euro za osobę + rower. Na szczęście Waldek miał "zaskórniaki" :cP
Gdy dotarliśmy na drugą stronę zalewu, do celu zostało nam już tylko ok. 20 km i to "z wiatrem".
Dotarliśmy do Świnoujścia!
Pamiątkowe fotki przy tablicy informacyjnej i wjazd na plażę. Zamoczenie w Bałtyku nóg i kół rowerów było oficjalnym zamknięciem wyprawy.
Wieczorem jeszcze szaszłyk na bulwarze i długi spacer plażą pod "Wiatrak" na falochronie. Nocleg spędziliśmy na kempingu.



Pożegnanie z Mietkiem



Pozytywne myślenie: wiatr może cieszyć (tylko czemu nie nas?) :c(



Dobrze wydane 7,5 Euro



Na mecie! My...



... i niezawodne "one". Rowery spisały się na medal!

Dane wyjazdu:
144.45 km 07:04 h
20.44 km/h:
Maks. pr.:40.59 km/h

Oder-Neise Radweg (dzień trzeci)

Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 5

Niby wstaliśmy wcześnie, ale w związku ze śniadaniem (tym razem McDonald), na niemiecki brzeg rzeki dotarliśmy dopiero k. 8.00. Po wieczornych dyskusjach mamy szczery zamiar spróbować przeskoczyć na miejsce - do Świnoujścia. Nie wiem w jaki sposób nam to wyszło, ale z obliczeń wynikało, że będzie to nieco powyżej 200 km, czyli dystans do zrobienia. Ruszyliśmy szybszym tempem, co łatwe nie było... Wieczorem klimat sprzyjał śmiechom i odbiło się tym, że poranny klimat im nie sprzyjał ;c). Profilaktycznie pożegnaliśmy się z Mietkiem na jednym z krótkich postojów, ale kolejny raz przekonałem się, że każde 5 minut bardzo znacząco obniża średnią prędkość. Mietek jadąc swoim konsekwentnym tempem, co trochę nas doganiał. Ponadto pogoda przestała nas rozpieszczać... A może po prostu KTOŚ zlitował się nad nami i próbował dać nam do zrozumienia, że bezsensem jest forsowanie się pędem do celu. Co jakiś czas nadciągała chmura i przelotny opad. Przelotny, ale bardzo intensywny. Gdy mocno padało, przeczekiwaliśmy deszcz ukryci pod wiatami lub drzewami.
Podczas jednego z takich postojów Mietek nas nie dogonił. Zadzwonił jedynie, że zmienia dętkę i chyba nie uda się mu już nas dojść. Pojechaliśmy dalej.
W okolicy miejscowości Schwedt, w związku z remontem wałów, droga rowerowa wytyczona była objazdem. Tutaj pojawiły się pierwsze podjazdy z prawdziwego zdarzenia. Szlak wiódł przez wzgórza porośnięte zbożem, po betonowych płytach. Objazd liczył kilka kilometrów. W samą porę wróciliśmy na szlak. Gdy zjechaliśmy do miasta okazało się, że nadciąga wielka czarna chmura, której towarzyszy głuchy pomruk burzy. Szybko schowaliśmy się w przeuroczej knajpce i wykorzystaliśmy nabyte poprzedniego dnia umiejętności językowe, zamawiając kawę i kiełbaskę z sałatką ziemniaczaną. Schowani w cieple oglądaliśmy przez okno ulewę, która gdyby zastała nas w otwartym terenie mogła zmyć nam uśmiechy z twarzy. Ponieważ jestem niepoprawnym optymistą, nie omieszkam dostrzec pozytywu - moje nowe sakwy "na szóstkę" zdały test na wodoszczelność! ;c). Zatelefonowaliśmy też do Mietka. Znalazł schronienie przed deszczem, nie tak komfortowe jak nasze, ale pozwalające wymienić drugi raz dętkę. Okazało się, że naprawiając pierwszego kapcia, nie zauważył szkła tkwiącego w oponie.
Przy kawie doszliśmy do wniosku, że jednak nie ma szans pokonać dystansu do końca. Przerw było zbyt dużo, pogoda tego dnia niepewna. Postanowiliśmy trzymać się pierwotnego planu i zjechać na nocleg do Kołbaskowa.
Przebieg trasy tego dnia: Kustrin-Kietz (Kostrzyń) - Gros Neuendorf - Oderberg - Schwedt - Gartz - Mescherin - Kołbaskowo.
Na końcowym odcinku dotarliśmy do jedynego znaczącego przewyższennia trasy - za miejscowością Gartz. Były tam długie podjazdy, złagodzone przepięknym parkowym krajobrazem wokół rekreacyjnej miejscowości Mescherin. Właśnie tutaj, na przewyższeniu trasy w miejscowości Staffelde, rzeka Odra wpływa całą szerokością do Polski i jej bieg nie odwzorowuje już granicy państwa. Zjechaliśmy ze szlaku i przez Neurochlitz wjechaliśmy do Kołbaskowa.
Tam dotarliśmy do kwatery i zatelefonowaliśmy do Mietka. On bardzo się ucieszył. Stwierdził, że ma problem ze zorganizowaniem noclegu w Niemczech i spróbuje do nas dotrzeć. Przeliczyliśmy trasę, okazało się, że omijając zakole w okolicach Mescherin, ma do nas ok. 20 km. Kolejną noc znowu spędziliśmy we trzech - nie tak łatwo się rozstać ;c).
Acha... byłbym zapomniał. W Kołbaskowie przy stacji paliw "Bliska" jest bar, w którym zjedliśmy przepyszną golonkę - ta potrawa "chodziła" za mną i Waldkiem od dwóch dni, a jakoś w Niemczech nie było okazji jej spróbować ;c).
Kilka fotek z tego etapu (wszystkie pozostałe są w GALERII



Pogoda nie zawsze rozpieszczała



Uchodzi... ale może jakoś ujdzie?



Parkowy klimat Mescherin.

Dane wyjazdu:
113.94 km 05:49 h
19.59 km/h:
Maks. pr.:50.86 km/h

Oder-Neise Radweg (dzień drugi)

Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 3

Po nocy przespanej w luksusowych warunkach (w porównaniu do zeszłej spędzonej w pociągu, po całym nieprzespanym dniu ;c), obudziliśmy się z wielkim zapałem do jazdy. Szybkie śniadanko i wyjazd po małych perypetiach związanych ze znalezieniem sklepu, gdzie można byłoby kupić płyny na drogę - w Święto Bożego Ciała jest to wyzwanie.
Tego dnia pokonujemy trasę: Guben (Gubin) - Neisemunde - Eisenhuttenstadt - Frankfurt - Kostrzyń nad Odrą.
Droga rowerowa coraz rzadziej prowadzi przez las, coraz częściej wzdłuż rzeki, po wale przeciwpowodziowym. Nadal asfalt, ciągle z górki, ale na otwartym terenie od czasu do czasu potrafi wiatr porządnie dmuchnąć z zachodu. Najtrudniejsze są odcinki, gdy trzeba jechać wprost na zachód - tutaj pomaga trochę formowanie zwartego peletonu i przebijanie się przez wiatr.
Niestety przegapiłem miejsce, gdzie Nysa Łużycka wpada do Odry, wzdłuż której wiedzie dalsza droga. Jak sama nazwa miejscowości wskazuje, jest to w okolicy Neisemunde. Jadąc dostrzegłem, że nad rzeką stoi większa grupa rowerzystów, ale dopiero po kilku kilometrach Mietek powiedział mi, że to tam rzeki się połączyły.
Wracając do rowerzystów - co trochę spotykamy obładowanych sakwami Niemców i bardzo naturalne jest tam pozdrawianie się w drodze. Mietek jednak stwierdził, że przesadzam i narzucił mi pewne ograniczenia, o których tutaj lepiej nie będę pisał ;c).
Po drodze z radością poznajemy lingwistyczne umiejętności Mietka. Dogaduje się z Niemcami bez problemu. Dzięki temu mamy okazję posmakować nowej potrawy - Wurst mit Kartofelsalad. Bardzo smaczna i niedroga, super odmiana po batonach, które poprzedniego dnia były podstawą mojego żywienia.
Dojeżdżamy w doskonałych nastrojach do Kostrzynia. Tutaj z kolei do Odry wpływa Warta. U jej ujścia znajduje się historyczny fort, strzegący w czasach napoleońskich przeprawy przez rzekę. Trwają w nim prace remontowe i z pewnością będzie tam uroczy zakątek.
Ponieważ był to najkrótszy wytyczony odcinek, chwilę wahamy się, czy korzystając z wczesnej pory nie wydłużyć go i spróbować urwać jeden dzień jazdy, na korzyść soboty spędzonej nad morzem. W końcu jednak postanawiamy zjechać na polską stronę rzeki.
Wjechaliśmy do miasta i znaleźliśmy kwaterę. Tego dnia zjedliśmy pizzę, którą telefonicznie zamówiliśmy wraz z... napojami ;c).
Wieczorem zastanawialiśmy się, czy nie udałoby się zrobić pozostałego dystansu na jeden skok, by spędzić dodatkowy dzień nad morzem. Położyliśmy się spać z nastawieniem, że spróbujemy...



A w głowach nam tylko jedno: JECHAĆ!



Swojski klimat - w Niemczech też trafiają się przemysłowe ruiny



Fort w Kostrzynie nad Odrą



W Niemczech benzyna droższa - lepiej zatankować po polskiej stronie ;c) -GALERIA-

Dane wyjazdu:
139.55 km 06:38 h
21.04 km/h:
Maks. pr.:41.67 km/h

Oder-Neise Radweg (dzień pierwszy)

Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 5

Udało się!
Eskapada, której pomysł ponad rok temu rzucił Waldek, wreszcie doszła do skutku.
Po 2.00 spotkaliśmy się na Dworcu PKP i zapakowaliśmy rowery do pociągu. W przedziale kilka słów z rowerzystami jadącymi chyba z Koluszek (okazuje się, że z Warszawy. Pozdrawiam izkę :cP), by poszaleć na "góralach" w Szklarskiej Porębie. My we Wrocławiu mamy przesiadkę - jest czas na wypicie kawki i... poznanie Staśka z Bogatyni, który właśnie wraca z rowerowej wyprawy po zwiedzeniu Sandomierza, Krakowa, Częstochowy - opowiadania wystarczyło na całą drogę do Zgorzelca. We trzech wsiadamy do pociągu i przy upychaniu rowerów poznajemy kolejnego rowerzystę - Mietka z Katowic.
Okazuje się, że Mietek ma plan podobny do naszego. Chce przejechać Oder-Neise Radweg ze Zgorzelca do Szczecina.
Rozmowa w pociągu tak się miło klei, że postanawiamy przynajmniej na początku trasy ruszyć razem. W podróży pierwszy mały zgrzyt - okazuje się, że w Częstochowie sprzedano nam bilety niehonorowane przez tamtejszego przewoźnika i musimy zapłacić dodatkowo za przejazd. Część z pieniędzy udało się odzyskać po powrocie do Częstochowy - reputacja PKP została uratowana.
W Zgorzelcu żegnamy się ze Staśkiem i we trzech przejeżdżamy na niemiecki brzeg Nysy i zaczynamy pedałować: Gorlitz (Zgorzelec) - Rothenburg - Bad Muskau - Forst - Guben (Gubin).
Po wyjechaniu z Gorlitz, trasa przez kilka kilometrów wiedzie przez małe miejscowości, by w którymś momencie wprowadzić nas w lasy i pola. Zwolennicy MTB nie byliby jednak zachwyceni, za to szosowcy - jak najbardziej ;c). Trasa cały czas jest asfaltowa. Ma szerokość ok. 4 m (w stylu ścieżki na Olsztyn). Zakazany jest na niej ruch pojazdów silnikowych, z chyba z wyjątkiem maszyn rolniczych dojeżdżających do pól. Także w większych miastach jest poprowadzona tak, by izolować rowerzystów od pozostałych uczestników dróg. Jedynie w małych miasteczkach od czasu do czasu biegnie lokalnymi uliczkami. Jest płasko, bez większych podjazdów czy zjazdów, a nawierzchnia super. Krajobraz bardzo urozmaicony - lasy, pola, małe i większe miasteczka.
Późnym popołudniem dojeżdżamy do Guben i przeskakujemy na polski brzeg Nysy na nocleg, który Waldek zarezerwował w Domu Turysty. Pod względem organizacyjnym Waldek spisał się na medal. Dobrze, że to nie ja zamawiałem noclegi, bo biorąc pod uwagę zawirowanie z biletami PKP, moglibyśmy być zmuszeni nocować "pod chmurką" ;c).
Dotychczas nie zamieszczałem na bikestats.pl fotografii, ale chyba czas to zmienić.



Na granicy w Zgorzelcu



W trasie... (dostęp do całej galerii, po kliknięciu w link pod następnym zdjęciem)



Przed Domem Turysty w Gubinie -GALERIA-

Dane wyjazdu:
73.83 km 04:15 h
17.37 km/h:
Maks. pr.:42.04 km/h

Rodzinny rajd w Skrzydlowie

Poniedziałek, 20 czerwca 2011 · dodano: 20.06.2011 | Komentarze 1

Kolejna impreza rodzinna wypatrzona na forum.
Tym razem zapakowałem rowery rodzinki na samochód, a sam wybrałem się wcześniej rowerem na miejsce. Na Mirowie dołączył do mnie rowerzysta, zmierzający na szosówce kibicować kolarskim zawodom w Mstowie. Raźnie się pedałowało, dyskutując na temat różnic w jeździe na trekingu i szosówce. W Mstowie się rozdzieliliśmy - ja pognałem dalej.
W Skrzydlowie zgłosiłem rodzinkę do rajdu, dostałem pamiątkowe czapeczki i bardzo dokładną mapę "Razem na wyżyny" - ten gadżet na pewno się przyda w kolejnych eskapadach. Rodzinka spóźniła mi się kilka minut, dlatego grupę rowerzystów dogoniliśmy dopiero na trasie. Trasa wytyczona była na ok. 20 km, głównie szutrowymi drogami leśnymi.Wszyscy w dobrych humorach dotarli na boisko szkolne w Skrzydlowie, gdzie trwał akurat koncert Gienka Loski - zwycięzcy X-Factor.
Po koncercie chciałem obejrzeć jeszcze występ Kabaretu Moralnego Niepokoju, ale rodzinka nalegała by wracać, dlatego ze stadionu zeszliśmy przy akompaniamencie gitary fantastycznie grającego wychowanka miejscowej szkoły.
Do Częstochowy wróciłem przez Mstów i Olsztyn.
Bardzo udany dzień! :cP
Kategoria Rajdy, Rodzinnie


Dane wyjazdu:
127.34 km 07:31 h
16.94 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Wokół Olesna z KKTA

Niedziela, 12 czerwca 2011 · dodano: 12.06.2011 | Komentarze 4

Pierwsza w tym roku wycieczka z przesympatycznymi członkami KKTA z Blachowni. Impreza zgromadziła 22 osoby. Nie byłem jedynym reprezentantem Częstochowskiego Forum Rowerowego, oprócz mnie byli także: Abovo, Anwi i Krzara.
Głównym celem eskapady było zwiedzenie przeuroczych drewnianych kościołów znajdujących się na tamtym terenie. Fantastycznie przygotowany organizator - Boguś - opowiadał o każdym zwiedzanym obiekcie. Ja wprawdzie nie robiłem zdjęć, ale na pewno będzie ich co niemiara na blogu Anwi.
Olesna dotarłem pociągiem, ale stamtąd postanowiłem wracać rowerem. Towarzystwa dotrzymała mi dzielnie Abovo, za co serdecznie dziękuję.
Będę wypatrywał kolejnych wycieczek na stronie KKTA.
A oto przebieg trasy wycieczki:

Kategoria Rajdy


Dane wyjazdu:
78.42 km 04:02 h
19.44 km/h:
Maks. pr.:35.67 km/h

Zanim przekwitną rododendrony

Czwartek, 9 czerwca 2011 · dodano: 09.06.2011 | Komentarze 2

Ponieważ w pracy od kilku dni szykował mi się dzień wolny, postanowiłem spędzić go na rowerze. Zebrała się mała grupka znajomych, która nie widziała jeszcze rezerwatu rododendronów nieopodal Pawełków.
Mimo, że pogoda straszyła deszczem, szybka poranna decyzja - jedziemy! Tym razem szosą - przez wzgląd na szosowe koła Abovo, ale nie tylko.
Przez Łojki, Blachownię, Herby, Kochanowice, Lubockie do rezerwatu. Tam krótka sesja fotograficzna i dłuższy posiłek przy ognisku. Powrót przez Taninę, Lisów, Herby, Blachownię, Dźbów do Częstochowy.
Deszcz, choć straszył, ani na moment nie dał się nam we znaki.
Bardzo udany wyjazd!
Kategoria Po godzinach