Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 25911.42 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2520.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Czerwiec, 2014

Dystans całkowity:621.46 km (w terenie 0.00 km; 0.00%)
Czas w ruchu:36:03
Średnia prędkość:17.24 km/h
Maksymalna prędkość:58.76 km/h
Suma podjazdów:4642 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:88.78 km i 5h 09m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
147.25 km 07:18 h
20.17 km/h:
Maks. pr.:58.76 km/h

Kraków z CFR

Niedziela, 29 czerwca 2014 · dodano: 04.07.2014 | Komentarze 2

Kolejna wycieczka z rowerzystami Częstochowskiego Forum Rowerowego do Krakowa. Uwielbiam te wycieczki. Pogoda dopisała, choć prognozy pogody stresowały możliwością opadów k. 17.00. Okazało się, że tym razem deszcz się spóźnił, a Koleje Regionalne nie. Wracaliśmy w wyśmienitych humorach. Opis trasy i fotki można zobaczyć u Voit'a i Matiza. Ja wrzucę jedynie zapis śladu gps.


Kategoria Rajdy


Dane wyjazdu:
28.24 km 01:49 h
15.54 km/h:
Maks. pr.:32.54 km/h

Olsztyn z Adasiem

Niedziela, 22 czerwca 2014 · dodano: 02.07.2014 | Komentarze 0

Po wyprawie na Mazury nie chciałem dawać tyłkowi zbyt długo odpocząć. Dlatego w niedzielę postanowiłem przejechać się do Olsztyna. Jakież było moje zaskoczenie, gdy w drzwiach Syn zapytał mnie: Tato? Mogę jechać z tobą?
Oczywiście, że możesz!
Pojechaliśmy we dwóch, przez Stare Błeszno do rowerostrady. Do Olsztyna dojechaliśmy szybciutko. W Leśnym spotkaliśmy Agnieszkę "Abovo" i Maćka "CSA" - widać większość uczestników wypadu na Mazury doszła do tych samych wniosków na temat tyłków :cP.
Na powrocie złapał nas delikatny deszczyk, ale i tak niedzielę zaliczam do BARDZO UDANYCH :cP

Kategoria Rodzinnie


Dane wyjazdu:
78.67 km 04:18 h
18.30 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Mazury i dalej.... - dzień V

Czwartek, 19 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 9

Analizując prognozę pogody z przykrością stwierdziliśmy, że czwartek jest ostatnim pogodnym dniem na Mazurach. W piątek zapowiadało się załamanie pogody, a co za tym idzie komfort jazdy pogorszyłby się znacząco. Miało być zimno, wietrznie i deszczowo. Stąd decyzja, by skrócić nasz pobyt i po przejechaniu czwartkowego etapu wracać do domków.
Tego dnia planowaliśmy dojechać przez Suwałki do jeziora Wigry, otoczyć je od wschodu i leśnymi duktami dojechać w okolice Augustowa.



Abovo bardzo mocno odczuła trudny poprzedniego etapu, dlatego tego dnia odpuściła pedałowanie. Za to było jej dane zetknąć się z miejscowym folklorem w Procesji Bożego Ciała. Naszym duszom zaoferowaliśmy uniesienia laickie, ale nie mniej poruszające. Do Suwałk dojechaliśmy bardzo szybko – trasa wiodła główną drogą, cały czas lekko z górki z wiatrem w plecy. W Suwałkach zdarzył się jedyny defekt (nasze rumaki spisywały się niezawodnie). Robert złapał gumę, ale szybka wymiana dętki nie spowolniła nas niemal wcale. Później, nadal asfaltem pojechaliśmy w stronę Starego Folwarku. Ja miałem ochotę odwiedzić Cimochowiznę, gdzie za czasów szkolnych spędziłem uroczy tydzień nad Wigrami, ale ponieważ zbytnio oddalilibyśmy się od szlaku, zarzuciłem ten pomysł.



Na pomoście w Starym Folwarku spędziliśmy z godzinkę, planując dalszą ścieżkę. Okazało się, że Garmin tym razem nie będzie zbytnio pomocny – okolice Wigier zostały potraktowane przez autorów mapy trochę po macoszemu. Korzystając z super dokładnej mapy zakupionej przez CSA udało się nam wytyczyć ścieżkę przez leśne dukty aż pod Augustów.
Ruszyliśmy przez lasy, tym razem częściej stając, by sprawdzić azymut. Zmęczeni ale uśmiechnięci dotarliśmy w końcu do Przewięzi, gdzie zakończyliśmy tegoroczną wyprawę.
Przy obiadku poczekaliśmy na Abovo i Jarka, którym udało się zwiedzić Klasztor nad Wigrami.
Zanim ruszyliśmy w powrotną drogę, rozpaliliśmy nad jeziorem ognisko i jedząc kiełbaski wspominaliśmy te pięć uroczych dni.


Do Częstochowy dotarliśmy o świcie.
A tutaj ślad GPS z naszej całej wyprawy:



Dane wyjazdu:
102.46 km 06:53 h
14.89 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Mazury i dalej.... - dzień IV

Środa, 18 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 2

Rano ruszyliśmy dalej. Patrząc na mapę, nic nie zapowiadało, że będzie to najdłuższy i chyba najbardziej męczący odcinek tej wyprawy. Tym razem w planie było zobaczenie Piramidy w Repie i Mostów w Stańczykach. Trudności wiązały się z tym, że ponad połowę dystansu omijaliśmy asfalty, a teren naprawdę zrobił się górzysty. Najlepiej oddawał to tekst CSA, gdy przejeżdżając przez jakieś miasteczko rzucił ciężko dysząc: „Co to k... jest? Karpacz?”. Wprost proporcjonalne do trudów tego etapu satysfakcję przynosiły walory otaczających nas krajobrazów. Było po prostu cudownie. Za Gołdapią, jadąc wąskimi ścieżkami i drogami zbliżyliśmy się do granicy Polsko-Rosyjskiej tak, że widać było słupy graniczne. A widoki... po prostu super. Przygotowując tegoroczną wyprawę martwiłem się, że po atrakcjach związanych z jazdą wybrzeżem, okazji do zachwytów może być nie za dużo. Totalnie się myliłem. Mazury i Pojezierze Suwalskie są wyjątkowo malownicze. Zdjęcia na pewno tego nie oddają w pełni, ale uwierzcie – warto tam jechać.















Nocleg tym razem zorganizował nam Jarek. Po początkowym stresie, gdy okazało się, że mamy spać w tzw. „szwedzkiej przyczepie” okazało się, że przyczepa jest nowiutka i w zupełności wystarcza na pomieszczenie naszej gromadki. Siedzieliśmy do późna w przeszklonym salonie i wspominaliśmy trudy i uroki tego dnia.

Dane wyjazdu:
81.71 km 04:56 h
16.56 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Mazury i dalej.... - dzień III

Wtorek, 17 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 0

Tego dnia miał do nas dojechać Jarek. Już od rana słał wiadomości, że jest już w drodze i niebawem dotrze. W związku z tym, że postanowiliśmy zostać w tym miejscu jeszcze jedną noc, poprzedniego wieczoru opracowaliśmy pętlę w stronę Giżycka i z powrotem. Wyjechaliśmy po śniadanku bez zbędnego pośpiechu. Trasa wiodła przez Budry, Krulklanki do Giżycka, a z powrotem przez Pieczarki, Harsz do Mrągowa.



Tak samo jak na poprzednim etapie, w miarę jak przybywało kilometrów, moje kolana sygnalizowały delikatnie, że tego roku niezbyt sumiennie podszedłem do przygotowania organizmu. Mimo to udało się szczęśliwie dojechać do Giżycka.



Tam rzuciliśmy okiem na obrotowy most na kanale i pomknęliśmy zwiedzić Twierdzę Boyen. Gdy szykowaliśmy się do wejścia na teren muzeum, podjechał do nas Jarek „wycieczkobusem”. Wszyscy się ucieszyliśmy, że w końcu ekipa w komplecie, ale najbardziej chyba Abovo. Ona w samochodzie zostawiła znaczną część swojego bagażu i na tą chwilę czekała jak na zbawienie ;c). Półtoragodzinny spacer po terenie fortecy przyniósł ulgę moim kolanom.



Abovo postanowiła poświęcić się i wrócić samochodem. Dzięki temu tego wieczora mogliśmy cieszyć się fantastycznym posiłkiem – były ziemniaczki z jajami sadzonymi i do tego mizeria! Z suto zastawionego stołu zniknęło wszystko, poza końcówką specyfiku zakupionego w Mrągowie. Waldek stwierdził, że trunek ten może służyć z powodzeniem do czyszczenia łańcuchów. Ja jedyny potrafiłem docenić jego moc oraz... specyficzny smak i aromat – pół butelki dowiozłem do domu.
Kolacja to nie wszystko. Gdy zapadła już noc, wyszliśmy nad jezioro, napaliliśmy ogień i śpiewem z akompaniamentem gitary daliśmy poznać sąsiadom, że sezon urlopowy się rozpoczął.



Chyba nie wszystkim nasze wycia dokuczały – od czasu do czasu słychać było oklaski, które wiatr niósł od przycumowanych nieopodal jachtów.

Dane wyjazdu:
96.97 km 05:48 h
16.72 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Mazury i dalej.... - dzień II

Poniedziałek, 16 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 0

Poranek przywitał nas słońcem.
Wstaliśmy, zrobiliśmy śniadanie i na rowery. Postanowiliśmy odpuścić Mikołajki i Ryn, gdyż podczas kolacji poprzedniego dnia, podrzucony został nam temat zwiedzenia sanktuarium w Świętej Lipce i wysłuchania koncertu organowego. Do Świętej Lipki było niedaleko, postanowiliśmy odpuścić główne drogi i wjechaliśmy na turystyczne szlaki.

Po drodze spotkaliśmy rowerzystkę z Bytomia. Kobieta postanowiła nie siedzieć spokojnie na emeryturze i właśnie była w 31 dniu wyprawy rowerowej, podczas której zwiedziła Litwę, Łotwę, kawał Polski i... nawet nie pamiętam jakie jeszcze kraje. Wielki SZACUN. Jechała z nami do Świętej Lipki, ale tam rozstaliśmy się – nie była zainteresowana zwiedzaniem Wilczego Szańca, a my właśnie tam postanowiliśmy skierować nasze rowery.



W Świętej Lipce nie usłyszeliśmy organów. Okazało się, że koncerty są grane co godzinę, ale akurat po 12.00 jest przerwa, więc na zaspokajając melomańskie potrzeby, zmarnowalibyśmy za dużo czasu. Szybka kawka, gofr i pojechaliśmy dalej, zachwycając się otaczającą nas przyrodą.



W Wilczym Szańcu byłem lata temu, ale przemknąłem tylko pomiędzy drzewami oglądając pozostałości po niemieckich bunkrach. Tym razem postanowiliśmy wziąć przewodnika. I naprawdę warto. Wilczy Szaniec jest tego typu ciekawostką historyczną, że bez przewodnika ciężko wynieść z niego coś więcej poza wspomnieniem potężnych bloków żelbetonu. Tym razem przewodnik wprowadził nas w klimat tamtych lat, gdy Wilczy Szaniec stanowił kwaterę Hitlera. Wyobrażałem sobie, że Hitler w czasie wojny przebywał głównie w Berlinie i stamtąd próbował wprowadzać nowy ład na świecie. Przewodnik twierdził natomiast, że przez całą kampanię wschodnią, Hitler przebywał głównie w Wilczym Szańcu. Ponoć spędził tutaj ok. 2,5 roku.



Nie wszyscy zwiedzaliśmy Wilczy Szaniec – Waldek z Maćkiem już tam kiedyś byli, więc czekali na nas przy rowerach. I z nudów... udało im się załatwić nocleg. Ale zanim dotarliśmy na miejsce, udało nam się jeszcze zobaczyć Śluzę w Leśniewie Górnym



A nocleg!!! Na półwyspie Kal rozdzielającym jeziora Mamry i Święcajty dostaliśmy do dyspozycji mieszkanko, z którego okien do tafli jeziora było z 15 m. Ta „miejscóweczka” była powodem, dla którego zmieniliśmy nieco plany naszej eskapady. Postanowiliśmy zostać tam na jeszcze jedną noc. Przy kolacji i piwku opracowaliśmy plan pętli, którą zamierzaliśmy pokonać następnego dnia.

Dane wyjazdu:
86.16 km 05:01 h
17.17 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Mazury i dalej.... - dzień I

Niedziela, 15 czerwca 2014 · dodano: 01.07.2014 | Komentarze 0

Nareszcie! Kolejny etap naszej Wyprawy Dookoła Polski doszedł do skutku.
Początkowo miało nas jechać dziewięcioro – ośmioro rowerzystów i kierowca. Niestety, w miarę jak zbliżał się termin wyjazdu, ekipa się skurczyła delikatnie. Ci, którym się nie udało zrealizować planu, niech żałują... ale nie za mocno – przecież na pewno będzie jeszcze nie jedna okazja, by pojeździć razem.
Miałem na głowie tyle spraw związanych z sypiącym się planem, że niektórzy z uczestników o zmianie terminu wyjazdu z niedzielnego na poniedziałkowy dowiedzieli się w ostatniej chwili (Maćku – wybacz!) A pojechaliśmy w składzie: Waldek, Agnieszka „Abovo”, Maciek „CSA”, Robert, Jarek i ja. Jarek w sumie dojechał do nas dopiero na trzeci dzień, ale na pewno od soboty towarzyszył nam duchem ;).
W związku z tym, że pozostało nas sześcioro chętnych zbędne stało się przygotowywanie przyczepy na rowery i wypożyczanie busa. Do przewiezienia 6 rumaków i ich jeźdźców przystosowany został nasz rodzinny „wycieczkobus”.



Udało nam się spakować i k. 17.00 w doskonałych nastrojach ruszyliśmy w stronę Olsztyna.
Pierwszą noc mieliśmy spędzić u moich przyjaciół w Dobrym Mieście. Tam zakończyliśmy eskapadę w zeszłym roku, po zjechaniu Wybrzeża. Do Dobrego Miasta dojechaliśmy k. 23.00, ale i tak posiedzieliśmy ze dwie godzinki wspominając poprzednią wycieczkę i snując plany na tą nadchodzącą.
Rano śniadanie, pożegnanie z Przyjaciółmi i w drogę!



Plan na ten dzień zakładał przejechanie przez Mrągowo, Mikołajki i nocleg w okolicach Rynu. Ruszyliśmy w stronę Jezioran, a potem kawałek na Biskupiec... Tutaj zaszła pierwsza z dwóch sytuacji, gdy nasz peleton na moment się rozdzielił. Maciek z Robertem wysforowali się do przodu i byli już pod Biskupcem, gdy tymczasem mój Garminek wskazywał, by wjechać w bardziej podrzędne drogi. Po telefonicznej konsultacji, ja z Waldkiem i Abovo pojechaliśmy kluczyć po wioskach, a Maciek z Robertem pomknęli prostszą ścieżką. Efekt był taki, że Maciek z Robertem do Mrągowa dojechali pół godziny przed nami, ale za to my mieliśmy możliwość zetknąć się z tym, co miało umilać nam wycieczkę w kolejnych dniach – z szutrami, brukiem i... wszechobecnymi podjazdami :cP.



W Mrągowie podczas obiadokolacji uznaliśmy, że może najwyższy czas zacząć rozglądać się za noclegiem. Zdawaliśmy sobie sprawę, że zorganizowanie spania na jedną noc dla 5 osób może być jeśli nie trudne, to co najmniej drogie. Po pierwszych niepowodzeniach udało nam się wynająć domek kempingowy dla całej ekipy za 150 zł – w Mrągowie przy ul. Wojska Polskiego. Gospodarze – Pani Ania i Pan Tomek przyjęli nas bardzo miło, spróbowaliśmy rybek i... innych lokalnych wyrobów. Mnie smakowało wszystko :cP Przy grillu siedzieliśmy do późna – to był naprawdę udany początek.