Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 26520.74 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2627.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2024 button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w miesiącu

Maj, 2019

Dystans całkowity:335.79 km (w terenie 113.50 km; 33.80%)
Czas w ruchu:19:58
Średnia prędkość:16.82 km/h
Maksymalna prędkość:49.50 km/h
Liczba aktywności:6
Średnio na aktywność:55.97 km i 3h 19m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
44.23 km 02:47 h
15.89 km/h:
Maks. pr.:48.10 km/h

Mazury 2019 - dzień V

Środa, 29 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Ostatni poranek w trasie powitał nas deszczem. Pojezierze Suwalskie nie chciało się z nami rozstać, bo przytrzymało nas na kwaterce do południa. Zjedliśmy śniadanko, spakowaliśmy się i czekaliśmy cierpliwie na koniec pluchy. A gdy przestało padać, siedliśmy na rowery i pomknęliśmy w ostatni etap naszej tegorocznej przygody - w stronę Suwałk. Tym razem asfaltem, ale też było malowniczo, np. gdy zbliżyliśmy się do brzegu Czarnej Hańczy i jechaliśmy wzdłuż rzeki kilka kilometrów. Do Suwałk dotarliśmy dość szybko, zostawiliśmy rowery na kwaterce i szykowaliśmy się do pójścia "w miasto". Mnie czekała jeszcze miła niespodzianka, bo Przyjaciele nie zapomnieli o zbliżających się moich urodzinach. Dostałem rowerowe akcesoria, które, jak już się przekonałem, są bardzo przydatne. Zrewanżowałem się kupując słodkie ciacha i coś do popicia. Pospacerowaliśmy po Suwałkach i wróciliśmy do hotelu. Wieczorem stworzyliśmy podgrupę "łasuchów" i poszliśmy jeszcze na pizzę. Nocleg minął szybko, bo trzeba było wstawać o świcie i gnać na pociąg.
Pociąg wprawdzie był podstawiony, ale oczywiście czekała nas jeszcze przeprawa z konduktorami. Nie mieliśmy na powrót biletów na wszystkie rowery, ale przy wykorzystaniu umiejętności negocjatorskich i... słodkich oczu, udało nam się dojechać do Warszawy ze wszystkimi rowerami.
W Warszawie wysiedliśmy na Dworcu Wschodnim i korzystając z 3 godzinnej przerwy w podróży podjechaliśmy nad Wisłę na kawę i na "kebsa" pod Pałac Kultury. Był jeszcze mały stresik na Dworcu Centralnym, gdyż okazało się, że na pociąg czekaliśmy nie na tym peronie co trzeba i gdy go zapowiedziano, trzeba było wykazać się żwawością w kulbaczeniu i przeprowadzaniu rowerów pomiędzy peronami. Jeszcze tylko przeprawa z drzwiami do wagonu, które nie chciały się otworzyć, przepychaniu dwór rowerów przez cały zatłoczony przedział, wtłoczeniu 4 rowerów na miejsce przygotowane dla dwóch i... mogliśmy odetchnąć z ulgą czekając, aż za oknami zobaczymy zarysy Dworca w Częstochowie.
Kolejna cudowna wyprawa. Przejechaliśmy kilkaset kilometrów, spędziliśmy w gronie Przyjaciół kilka dni, wieczorów i nocy, no i... nabraliśmy ochoty na kolejny etap. W przyszłym roku startujemy z Suwałk!



Kategoria Rodzinnie, Wyprawy


Dane wyjazdu:
43.14 km 02:47 h
15.50 km/h:
Maks. pr.:40.70 km/h

Mazury 2019 - dzień IV

Wtorek, 28 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Tego dnia pierwszy raz dopadł nas deszcz. W sumie nie dopadł, tylko sami się weń wpakowaliśmy. Prognozy zapowiadały, że będzie padało gdzieś do południa, etap nie był zaplanowany za długi, ale znudziło nam się siedzenie na tyłkach. Spakowaliśmy się i korzystając z przerwy w opadach ruszyliśmy w stronę Stańczyków. Zmokliśmy troszkę i chyba niepotrzebnie, bo po pół godzinie jazdy deszcz przestał padać i do końca dnia było już sucho. Gdybyśmy poczekali odrobinę, to nie musielibyśmy korzystać z kurtek. Ten dzień rowerowo również był bardzo udany. Jechaliśmy głównie szutrami, odrobinę asfaltów. Gdy mieliśmy ochotę stawaliśmy na krótki odpoczynek. Powoli ale stale zbliżaliśmy się do Stańczyków, gdzie mieliśmy zaplanowany dłuższy odpoczynek przy słynnych wiaduktach kolejowych. Ja z Anią wjechaliśmy z rowerami na górę i weszliśmy na konstrukcję. Mosty są ponoć najwyższymi tego typu obiektami w Polsce, chociaż w okolicach Gliwic widzieliśmy podobne konstrukcje także zbudowane przed Wojną przez Niemców. Wkleję tutaj fotkę tablic z opisem obiektu.
Mosty robią wrażenie, a do tego są usytuowane w prześlicznej górzystej okolicy. Także były tu podjazdy które spowodowały, że nie wszyscy chcieli nadwyrężać łańcuchy i zdecydowali się na podprowadzenie rowerków pod co bardziej strome podjazdy. Za to pogoda była łaskawa i zdjęcia w Stańczykach i później można było robić w pełnym słońcu. Do naszego miejsca noclegu dojechaliśmy w sam raz, żeby uniknąć zmoczenia przez wieczorny deszcz. Wieczór spędziliśmy na tarasie z pięknym widokiem, a gdy zrobiło się chłodniej przenieśliśmy się do saloniku i kontynuowaliśmy degustację...


Kategoria Rodzinnie, Wyprawy


Dane wyjazdu:
59.00 km 03:47 h
15.59 km/h:
Maks. pr.:39.00 km/h

Mazury 2019 - dzień III

Poniedziałek, 27 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Kolejny poranek, śniadanko, szybkie pakowanie i w drogę. Wyjechaliśmy z gościnnego Harszu zastanawiając się, czy naszych gospodarzy nie odwiedzić w Sylwestra. Przy wieczornym ognisku powstał taki plan i rozesłaliśmy nawet wici do ekipy. Koniec końców - pewnie Sylwestra spędzimy jednak gdzie indziej, ale gospodarze zasłużyli na wychwalenie ich za podejście do turystów.
Pogoda nadal sprzyjała, było pochmurno, nie za ciepło - istnie "rowerowo". Ruszyliśmy najpierw asfaltem, ale w którymś momencie wjechaliśmy w szutrowe drogi i trafiliśmy na słynne "Green Velo". Kilka lat temu opisując etap wyprawy granicą wschodnią skomentowałem, że w telewizji reklamują trasę rowerową, której w rzeczywistości nie uświadczysz. Natomiast teraz... zwracam honor budowniczym. "Green Velo" istnieje, prowadzona jest bardzo malowniczymi terenami, co kilka kilometrów MOR (miejsce odpoczynku rowerzystów). Odcinek którym jechaliśmy miał szutrową nawierzchnię i był odseparowany od dróg uczęszczanych przez samochody. Jechało się naprawdę super. Teren był pagórkowaty, wokół pola, łąki, lasy... a potem coraz bardziej góry. Aż dojechaliśmy w okolice mazurskiego Karpacza, jak malowniczo określił go kiedyś Maciek. Nocleg tego dnia wypadł nam pod Gołdapią. Dotarliśmy tam tuż przed deszczem. Dom z zewnątrz wyglądał bardzo obiecująco i faktycznie było komfortowo. Mieliśmy do dyspozycji kuchnię i salon z bilardem, możliwość kupienia lokalnych wyrobów. Zanim rozsiedliśmy się do kolacji, z Anią i Waldkiem pojechaliśmy do centrum na zakupy i troszkę nas deszcz zmoczył. Natomiast po powrocie na kwaterę siedliśmy sobie przy kolacji, wspominaliśmy miniony dzień i planowaliśmy następny.



Kategoria Rodzinnie, Wyprawy


Dane wyjazdu:
75.94 km 04:20 h
17.52 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h

Mazury 2019 - dzień II

Niedziela, 26 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 2

Poranek, śniadanko, pakowanie i... pierwsza i jedyna usterka podczas wyprawy. Okazało się, że w Ani rowerze zeszło powietrze z tylnego koła. Miałem szansę zapunktować wcielając się w rolę serwisanta. Przyczyną była chyba wadliwa dętka, gdyż w oponie nie było śladu usterki, a dziurka była od strony obręczy. Usterka nie była jedynym tematem, który nas wstrzymał od startu w ten najdłuższy etap naszej wyprawy. Planując, że rozpoczniemy eskapadę w przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego, zadbaliśmy o to, by dopisano nas do listy wyborczej w Lutrach. Komisja była bardzo zdziwiona, ale po krótkim wyjaśnieniu sytuacji, spełniliśmy swój obywatelski obowiązek i... ruszyliśmy.
Tego dnia pierwszy raz przecinaliśmy szlak, którym kilka lat wcześniej jechaliśmy z Waldkiem. Zdarzył się też pierwszy odcinek, gdzie ze względu piach i stromy podjazd zmusił nas do schodzenia z rowerków od czasu do czasu. Podjazd był dość ciężki, ale bardzo malowniczy, gdyż wzdłuż niego pojawiły się stacje drogi krzyżowej, które doprowadziły nas do łagodnego zjazdu w stronę sanktuarium w Świętej Lipce.
Akurat w tą sobotę wypadł tam odpust, dlatego do Świętej Lipki wjechaliśmy podczas mszy celebrowanej przez kilku kapłanów, było mnóstwo ludzi, cała odpustowa oprawa... Fajny klimat, ale niestety uniemożliwił nam znowu usłyszenie słynnych organów - jest powód, aby do Świętej Lipki jeszcze kiedyś zawitać.
Jechało się super. Chociaż był to najdłuższy zaplanowany odcinek, nie doskwierały nikomu żadne dolegliwości, co chwilę zatrzymywaliśmy się by uwiecznić w albumie fotograficznym mijane krajobrazy (chociaż moje dzieciaki pewnie wypomniałyby, że częściej robię "selfiki"). Zajechaliśmy do kultowego wśród żeglarzy Sztynortu i tam zjedliśmy pyszny mazurski obiad - oczywiście rybki. Nie opisuję miejscowości które mijaliśmy, bo trasę można zobaczyć na filmiku, który starałem się zrobić po każdym zakończeniu etapu. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Harszu i znaleźliśmy nocleg u przesympatycznych ludzi. Już przez telefon Gospodyni zaproponowała, że zrobi dla nas zakupy na kolację, uraczyła nas pyszną nalewką i śpiewała z nami przy ognisku, którym zakończyliśmy ten drugi dzień przygody.

 
Kategoria Rodzinnie, Wyprawy


Dane wyjazdu:
53.28 km 03:21 h
15.90 km/h:
Maks. pr.:49.50 km/h

Mazury 2019 - dzień I

Sobota, 25 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0

Tym razem naszą rodzinną wyprawę z rowerami zaplanowaliśmy na końcówkę maja. Miesiąc wcześniej podjąłem heroiczną próbę zdobycia biletów, które pozwoliłyby dowieźć 6 rowerów koleją do Olsztyna i umożliwiły powrót z Suwałk. Udało się... połowicznie. Nie wiem jak to jest zorganizowane, że mimo iż w pociągu są miejsca do przewozu rowerów, nigdy nie udaje się kupić kompletu dla wszystkich. Tym razem podróż do Olsztyna miała przebiegnąć bez stresów. Na powrót z Suwałk udało się zdobyć tylko 4 bilety rowerowe. Tym razem postanowiliśmy jednak nie dzielić się na dwa składy zakładając, że trafimy na sympatycznego konduktora, który nie wyrzuci nas z pociągu.
I wreszcie nadszedł ten dzień. Pakowanie nie sprawia nam już problemów i bezproblemowo mieścimy się w dwa zestawy sakw. Z Michałem i Olą spotkaliśmy się przy basenie na Niepodległości, Waldek z Wiolą dołączyli do nas na Dworcu. Podróż pociągiem minęła nam bardzo grzecznie, bez śpiewów, ale do Olsztyna dotarliśmy w doskonałych humorach i pełni zapału do pedałowania. Pogoda wprawdzie była bardziej wiosenna, niż letnia, ale mieliśmy nadzieję, że brak upałów będzie nam tylko sprzyjał, a wiatr będzie wiał tylko w plecy.
Ruszyliśmy w kierunku miejscowości Lutry. Tym razem znowu zaufaliśmy Garminkowi, który mimo kilku psikusów jakie nam zafundował, dawał rękojmię, że trasa minie wszystkie ruchliwe odcinki (chociaż może czasami zahaczyć o bagna i brody rzek ;c). Tym razem nie było tak źle - jechaliśmy sobie spokojnymi asfaltami, szutrami i czasami leśnymi ścieżkami ciesząc oczy otaczającą nas przyrodą i sielskim krajobrazem. Zdarzyły się pierwsze podjazdy, które sprawiają, że rowerowe wypady na Mazury można zaliczyć do przygód górskich. Zdarzył się pierwszy odcinek, gdzie ze względu piach i stromy podjazd zmusił nas do schodzenia z rowerków od czasu do czasu.
Tego dnia mieliśmy zaplanowany nocleg w Lutrach. Znaleźliśmy pensjonat, który kiedyś był lokalem organizującym pewnie wielkie wesela, z plenerowym otoczeniem, które pamiętało czasy świetności. Dzisiaj w "sali balowej" złożyliśmy nasze rowery i rozlokowaliśmy się po skromnych pokoikach. Z rozmowy z gospodarzami wynikało, że... młodzi ludzie wyjechali za pracą i restauracja straciła rację bytu. Udało nam się znaleźć sklepik i zrobić zakupy na kolację i niedzielne śniadanie. Potem zeszliśmy na brzeg jeziora i do zachodu słońca raczyliśmy się wrażeniami z pierwszego dnia i... i czymś tam jeszcze. To był naprawdę fajny dzień...




Kategoria Rodzinnie, Wyprawy


Dane wyjazdu:
60.20 km 02:56 h
20.52 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h

Majówka w Maluszynie

Środa, 1 maja 2019 · dodano: 02.05.2019 | Komentarze 0

Rodzinna przejażdżka do Maluszyna. Niedługo wyprawa na Mazury, trzeba było przetestować rowerki po szybkim przygotowaniu do sezonu. Wycieczka super! Pierwszy postój w Mstowie, później tylko dwie króciutkie przerwy przy otwartych sklepach. Rowerki spisują się ekstra. Bilety kupione, za miesiąc Mazury!