Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 26019.32 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2520.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2024 button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
118.06 km 08:13 h
14.37 km/h:
Maks. pr.:43.67 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień II (Rowy - Białogóra)

Środa, 29 maja 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 3

Poranek w Rowach napawał optymizmem. Słońce świeciło pięknie, i choć chłodek skłonił chłopaków do wskoczenia w długie spodnie, ja zaufałem prognozom i nie żałowałem decyzji. W Rowach wjeżdżamy w Słowiński Park Narodowy i kierujemy się nadmorskim szlakiem po północnym brzegu Jeziora Grodno i południowym Jeziora Dołgie Wielkie w stronę Latarni Morskiej w Czołpinie. Droga przez las na początku jest przyjemna, ale coraz bardziej daje się we znaki.



W jednym momencie gubimy szlak, ale dzięki Garminowi odnajdujemy się szybciutko. Odnajdujemy się tylko po to, by przekonać się, że Czerwony Szlak Nadmorski w którymś momencie zaczyna powoli przypominać bagno. Brniemy przez około kilometr w głąb lasu, widząc, jak powoli ścieżka niknie wśród trawy, błota i wodnego rozlewiska.



Krótki postój i decyzja - wracamy do duktu i szukamy jakiejś drogi równoległej do szlaku. Problem w tym, że w Słowińskim Parku Narodowym poza szlakiem naprawdę ciężko znaleźć choćby ścieżkę. Do wyboru jest bagno, plaża, albo powrót...
Na szczęście po powrocie na dukt, po kilkuset metrach odwrotu dostrzegamy jadący przez łąki samochód Straży Leśnej. Samochód wskazał nam gdzie jechać, a ponadto, gdy udało nam się z leśniczymi zamienić słowo, dowiedzieliśmy się co się stało ze szlakiem. Tego roku bobry wzięły się ostro do roboty. Położyły drzewa przegradzając cieki wodne. To spowodowało, że szlak biegnący w okolicy latarni Czołpino i przez tereny na północ od Przybynina stał się zupełnie nieprzejezdny. Leśniczy sugeruje, byśmy ze Smołdzińskiego Lasu, gdzie wylądowaliśmy po przeprawie przez łąki (po granicy Parku Narodowego) jechali na Smołdzino i dalej na Główczyce, by asfaltem dotrzeć do Łeby.
Mimo życzliwej rady, jeszcze raz spróbowaliśmy (trochę przez mój błąd nawigacyjny ;c) wybrać bardziej malowniczy wariant i skierowaliśmy się na Kluki. W Klukach zatrzymujemy się przy dwóch obcojęzycznych rowerzystach, którym miejscowi próbują na migi wyjaśnić dalszą drogę. Marne mieli szanse by skorzystać ze wskazówek. Okazało się, że z Kluków żółty szlak jest zupełnie nieprzejezdny (a miałem bobry za przyjazne stworzenia). Sugerowali objazd przez Smołdzino Poligon, Żelazo, Równo do Główczyc i dalej już w stronę Izbicy.
Tym razem nie polemizowaliśmy z miejscowymi. Choć bólem napawał rzut oka na mapę. Z Kluków do Izbicy szlakiem wzdłuż Jeziora Łebsko mielibyśmy ze 6 km. Trasa asfaltem wydłużała się kilkakrotnie, jednocześnie tracąc walory poznawcze (?). Skąd znak zapytania? Okazało się, że nie do końca walory zostały zatracone. Pokonanie wzgórza pomiędzy Żelazem a Równem kosztowało nas wiele sił i pół godziny czasu nieplanowanego postoju potrzebnego na wymianę dętki w kole Maćka. Piach, korzenie, pot i łzy ;c).



Podczas naprawy koła pożegnaliśmy naszych nowo poznanych znajomych (Duńczyk i Anglik), którzy mieli wprawdzie poczekać przy najbliższym skrzyżowaniu, ale... pobłądzili. Zobaczyliśmy ich dopiero w Łebie, gdzie dotarli z półtorej godziny po nas.
Do Łeby dotarliśmy już bez przygód. Tam zjedliśmy pyszną rybkę i zobaczyliśmy jedyne podczas tego wyjazdu krople deszczu. Ulewny, ale trwający z 10 minut deszcz przeczekaliśmy kończąc posiłek.
Plan na dzień dzisiejszy zakładał nocleg jak najbliżej Karwi, a zrobiła się już 18.00. Wszyscy mamy dość terenu, chciałoby się jechać dalej już tylko asfaltem, co dawałoby szansę dojechania do Karwi przed nocą. Waldek mówił, Maciek przekonywał, zdrowy rozsądek podpowiadał, ale ja nie... Zacząłem patrzeć na mapę i coraz bardziej skłaniałem się, by nadmorskim szlakiem dojechać jeszcze do latarni Stilo. Chłopaki byli w opozycji, ale ja w jakimś sklepie zagadałem i dowiedziałem się: "Panie, piękny szlak. Było otwarcie ścieżki rowerowej. Jak kto bogaty, to meleksa pożycza i do Stilo jedzie..." Tekstem z Meleksem Waldek będzie mnie jeszcze długo prześladował. Możliwe, że jest jakaś ścieżka rowerowa po południowym brzegu Jeziora Sarbsko. Ta, którą jechaliśmy znowu można skomentować: piach, pot i łzy. Już wjeżdżając na nią widziałem, że pan ze sklepu przesadził ;c). Spytaliśmy jeszcze parkę jadącą z naprzeciw konno, czy ścieżka jest przejezdna. "Da się przejechać!" :cP. Zapomnieli tylko dodać: "...konno" :c(. Zafundowałem chłopakom 14 km piachu i korzeni. To był najbardziej męczący odcinek tej wyprawy. Na pociechę sobie dodam, że także jeden z najbardziej malowniczych. Szla rowerowy miejscami zbliżał się do samej plaży i prowadził wysokim klifem. Warto to zobaczyć, ale... trzeba przemyśleć, czy warto się tam pchać ;c).



O naszych nerwach niech świadczy, że nawet nie podeszliśmy tych kilkuset metrów pod latarnię. Bez słowa ruszyliśmy w stronę Sasina. Mnie pozostaje się cieszyć, że mnie chłopaki nie zamordowali :cP.
Dzięki mojemu fantastycznemu pomysłowi, na wysokości Stilo byliśmy k. 20.00. Noc zaczynała nas poganiać, a przed nami kawał drogi. Dlatego już szosą, przez Sasino, Choczewo pomknęliśmy w stronę Karwi. Nie zawitaliśmy do Lubiatowa, ale odpuściliśmy też dojazd do Karwi. Odbiliśmy na Białogórę i tam wjechaliśmy równo o 21.00, równo z zamykaniem lokalnego sklepiku. Chłopaki weszli na zakupy, a ja postanowiłem odkupić moje winy organizując nocleg. Przynajmniej to mi wyszło tego dnia. W małej knajpce zagadnąłem o tani nocleg i jeden z mężczyzn stojących przy barze zainteresował się tematem. Gdy mu opisałem nasze perypetie, zatelefonował do żony i w ten sposób udało nam się przenocować w Białogórze za 20 zł od osoby w naprawdę super warunkach. Zanim poszliśmy do pokoju, gospodarz zorganizował nam myjnię dla naszych rumaków, a następnego dnia, gdy się dowiedział, że poluzowała mi się jedna ze śrub przy rowerze, wcisnął mi w rękę klucz uniwersalny i za żadne skarby nie zgodził się bym mu go oddawał. Serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za wspaniałą gościnę. Nocleg możemy śmiało polecić, niestety nie pamiętam adresu - gdy ktoś przyjrzy się końcówce śladu, na pewno tam trafi. A może któryś z chłopaków zapisał adres, to nie omieszkam zrobić reklamy przemiłym gospodarzom :c).


Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII
To był bardzo męczący dzień. Na rowerach, z przerwami, spędziliśmy 12 godzin. Waldek korzystał z pulsometru, który po 8 godzinach zużył baterię, wskazując, że rowerzysta spalił 6000 kcal. Ale wieczorem, przy piwku, miło się wspominało nasze perypetie.


Komentarze
Gość helenka | 08:14 środa, 12 czerwca 2013 | linkuj Im więcej trudności tym lepiej pamięta się wyprawę i milej wspomina.:)
Fajna wycieczka:)
Gość24 | 13:36 wtorek, 11 czerwca 2013 | linkuj No i takie przygody wspomina się najlepiej! :-)))
Abovo
| 12:33 wtorek, 11 czerwca 2013 | linkuj Zamordowałabym Cię ;-) i dziwię się że chłopaki tego nie zrobili:-D
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa hnawy
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]