Info
Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 26520.74 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2627.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.Więcej o mnie. 2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Lipiec3 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj9 - 0
- 2022, Sierpień3 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec4 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec1 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Maj7 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Sierpień3 - 0
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Sierpień1 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj9 - 1
- 2018, Kwiecień4 - 0
- 2018, Marzec2 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 2
- 2017, Maj10 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 4
- 2016, Kwiecień2 - 2
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Październik1 - 2
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec4 - 4
- 2015, Czerwiec5 - 6
- 2015, Maj6 - 3
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec7 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń4 - 3
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 3
- 2014, Październik4 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień6 - 4
- 2014, Lipiec3 - 4
- 2014, Czerwiec7 - 13
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 10
- 2014, Marzec9 - 3
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień5 - 15
- 2013, Listopad5 - 3
- 2013, Październik6 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 5
- 2013, Sierpień8 - 5
- 2013, Lipiec13 - 16
- 2013, Czerwiec12 - 16
- 2013, Maj9 - 15
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec6 - 9
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Listopad3 - 9
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień9 - 9
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec4 - 12
- 2012, Czerwiec9 - 16
- 2012, Maj14 - 25
- 2012, Kwiecień6 - 9
- 2012, Marzec9 - 15
- 2011, Grudzień2 - 9
- 2011, Listopad4 - 7
- 2011, Październik8 - 9
- 2011, Wrzesień9 - 9
- 2011, Sierpień7 - 1
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 35
- 2011, Maj9 - 15
- 2011, Kwiecień10 - 13
- 2011, Marzec6 - 10
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń2 - 5
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad5 - 13
- 2010, Październik9 - 8
- 2010, Wrzesień7 - 1
Rodzinne Wybrzeże - dzień IV
Wtorek, 21 czerwca 2016 · dodano: 27.07.2016 | Komentarze 0
Poranek powitał nas deszczem. W sumie, to powstał nawet pomysł, by odpuścić pedałowanie tego dnia. Miejscówka była bardzo komfortowa, nie mieliśmy "sztywnego" planu zwiedzania. Ale k. 11.00 deszcz ustał i ktoś... nie wiem kto... rzucił - koniec zabawy, pampersy na dupy. I ruszyliśmy dalej. To była bardzo dobra decyzja. Deszcz przestał padać, upał nie doskwierał, jeśli chodzi o pogodę - rowerowo wymarzona. Do tego dotarliśmy do najlepiej przygotowanego odcinka trasy. Przed Kołobrzegiem zaczyna się ścieżka rowerowa, która biegnie aż za Ustronie Morskie. Po drodze sentymentalna chwila przy bramie ośrodka w Sianożętach gdzie poznałem moją Koleżankę-Obecną-Małżonkę. Kto by przypuszczał, że ciężkie wspólnie spełnione lata uświetnimy ciężko wspólnie wykręconymi kilometrami ;c).Potem leśnym duktem w stronę Gąsek... Sarbinowo - miejsce, gdzie wypadek Waldka przerwał któryś z etapów naszej Wyprawy Dookoła Polski... i tak dotarliśmy do Mielna, gdzie postanowiliśmy zorganizować nocleg. Ruszając mieliśmy w planie pojechać trochę dalej, ale tego dnia Polacy grali mecz z Ukrainą i baliśmy się, że możemy nie zdążyć zorganizować "strefy kibica". W Mielnie trochę nam zeszło z szukaniem kwatery, ale w końcu Oli udało się uwieść głosem właściciela przytulnych domków kempingowych i znowu mieliśmy farta. Zamiast obskurnego zajazdu, kwaterka w dobrze wyposażonych domkach.
Mecz poszliśmy obejrzeć do lokalu. Zamówiliśmy kolację, zajęliśmy najwygodniejszy stolik i spędziliśmy ponad 2 godziny euforycznie kibicując naszym. Zestawienie wieczoru: Polska-Ukraina 1:0, pizza na głowę, kilka piw, kilkanaście "wściekłych psów" i jedno połamane krzesło. Po meczu poszliśmy na plażę. Oczekując na zachód słońca na falochronie, pozdrawialiśmy kibiców którzy podekscytowani komentowali wygrany mecz.
Rodzinne Wybrzeże - dzień III
Poniedziałek, 20 czerwca 2016 · dodano: 27.07.2016 | Komentarze 0
Poranek prześliczny. Śniadanie pyszne. Rowery... nieukradzione. Czegóż chcieć więcej? Ruszyliśmy w kolejny etap naszej wyprawy. Szło tak raźno, że niemal ominęliśmy Trzęsacz. Dopiero przekreślona tablica z nazwą miejscowości kazała nam wjechać na klif. Kilka fotek w tym charakterystycznym miejscu i kawałek przejazdu ścieżką szczytem klifu - bardzo malowniczy fragment trasy. Następny przystanek - latarnia w Niechorzu. Upał coraz bardziej daje w kość, ale nie dajemy się. Zapas płynów uzupełniony. Urozmaiceniem był specyfik przygotowany przez ucznia Panoramixa - Waldefixa.Przez Niechorze przejechaliśmy sprawnie, przeskoczyliśmy do Pogorzelicy. Przypomniały nam się poprzednie wakacje, gdy właśnie do Pogorzelicy przyjechaliśmy na dwa dni by zrobić niespodziankę Dzieciakom.
Za Pogorzelicą przelot przez las i wjazd na słynną drogę wzdłuż poligonu. Trochę wywiodłem na manowce Michała, który zaufał mojej nawigacji - a nie,jak Waldek, zdrowemu rozsądkowi - przez co prowadzić musieliśmy rowery po wertepach jakieś 100 m. A co do Słynnej drogi - biegnie ona pomiędzy Pogorzelicą a Mrzeżynem, pomiędzy pasem wydm a dawnym poligonem. Namalowano na niej znaki "droga rowerowa", ale dla osób wypożyczających rowery jest to spora wyprawa, dla pieszych tym bardziej... a dzięki temu. Na całej długości tej drogi jest "dzika plaża". Gdy wyszliśmy na skarpę gdzieś w połowie tego kilkunastu-kilometrowego odcinka, oczom naszym ukazał się las... Nie... no żartuję :-D. W promieniu kilku kilometrów nikogo, piasek ubity wiatrem, bez śladu ludzkiej stopy. Poezja... Nie mogliśmy nie skorzystać z takiej okazji i zaliczyliśmy kąpiel w morzu. Spędziliśmy tam ze dwie godziny, zakłócone pojawieniem się pary Niemców, którzy pozazdrościli nam "miejscówki".
Tego dnia obiad zjedliśmy w Mrzeżynie - pyszne ryby wędzone. Niestety nie mam pamięci do nazw potraw, ale szczególnie przypadł nam do gustu jeden z gatunków polecany jako specjał - spróbuję sobie nazwę przypomnieć i dopiszę kiedyś.
Na nocleg dotarliśmy do Grzybowa. Zamówiliśmy przez booking bardzo wygodny domek. Na wyposażeniu był grill, więc kolację przygotowaliśmy sobie sami. Odpuściliśmy tym razem wycieczkę na plażę.
Rodzinne Wybrzeże - dzień II
Niedziela, 19 czerwca 2016 · dodano: 27.07.2016 | Komentarze 0
Poranek przywitał nas piękną pogodą. Zjedliśmy śniadanko, okulbaczyliśmy rowery i w drogę!. Najpierw pod latarnię - grzech być w Świnoujściu i jej nie zobaczyć, a później - R-10 w stronę Międzyzdrojów. Na tym odcinku szlak rowerowy jest kiepsko utrzymany i zdarzyła się konieczność podprowadzenia rowerów. Ale Waldek za mocno na mnie nie krzyczał, a warto było sprawdzić, czy od zeszłego razu coś się nie polepszyło. W Międzyzdrojach przegapiłem zjazd na "Aleję Gwiazd", ale wszyscy zgodnie oświadczyli, że nie przyjechali tu gwiazdorzyć, tylko kręcić. Za Międzyzdrojami wskoczyliśmy na drogę nr 102 ruszyliśmy dalej. Ponieważ droga obfituje tutaj w długie podjazdy nasz peleton z lekka się rozciągnął. Pedałowaliśmy sobie z Anią na końcu grupy. Jazda po szosie pnącej się stale do góry była trochę nużąca. Dlatego posłuchałem wskazań Garminka i w którymś momencie dałem tylko znak ekipie, że odbijamy w bok i spotkamy się w Międzywodziu. W ten sposób z Anią ominęliśmy łuk przez Kołczewo, w zamian rozkoszując się cieniem i widokami przejeżdżając przez środek Wolińskiego Parku Narodowego.Już o tym wspominałem, ale dla osób planujących tego typu eskapady, obok nawigacji dostrojonej do "rowerowego szlaku" dobrze jest mieć ze sobą mapę papierową. Dzięki temu można kontrolować na bieżąco, czy nawigacja chcąc nam oszczędzić zatłoczonych dróg nie skieruje nas zbytnio na manowce. Czasami warto zawierzyć nawigacji (jak w przypadku Wolińskiego Parku Narodowego), a czasami posłuchać zdrowego rozsądku popartego spojrzeniem na mapę (jak przy przedzieraniu się ze Świnoujścia do Międzyzdrojów).
W Międzywodziu dogoniliśmy Przyjaciół w przydrożnym zajeździe, uzupełniliśmy płyny i podzieliliśmy się wrażeniami z naszego "skrótu" (trochę nam zazdroszczono).
Na postoju udało nam się na bookingu zarezerwować nocleg. Pojechaliśmy dalej już razem, skracając planowany etap podróży. Po przejechaniu przez most nad Dziwną, zatrzymaliśmy się na obiadek. Były pyszne wędzone na gorąco ryby. Dalej droga przebiegała znowu szosą, ale pogoda była piękna, humory dopisywały, a wizja wieczornego odpoczynku nakręcała nas bardzo pozytywnie. W Łukęcinie jeszcze raz zawierzyłem nawigacji i zamiast szosą, jak reszta grupy, do Pobierowa wjechaliśmy długą leśną aleją.
Nocleg w Pobierowie był naprawdę "wypasiony". Dzięki bookngowi zamówiliśmy spanie w bardzo eleganckim pensjonacie. Jedyny mankament - brak możliwości garażowania rowerów. Spięliśmy je ze sobą i postawiliśmy pod okapem - było to wystarczające zabezpieczenie, o czym przekonaliśmy się następnego ranka szykując się do dalszej drogi.
A wieczorem kolacyjka - grillowane potrawy - i zachód słońca na plaży (nawet rozpaliliśmy mikro-ognisko) ;c).
Rodzinne Wybrzeże - Prolog i dzień I
Sobota, 18 czerwca 2016 · dodano: 27.07.2016 | Komentarze 2
No i nadszedł w końcu ten dzień...Od kilku lat razem z Waldkiem realizujemy nasz plan objechania Polski dookoła. Zaczęliśmy we dwóch, ale w miarę jak o naszym przedsięwzięciu dowiadywały się kolejne osoby, nasz peleton rósł. Ostatni etap zakończyliśmy w Zamościu, planując kontynuować go w tym roku. Nie udało nam się jednak zrealizować planu w związku z rodzinnym wypadem do Szwecji. Tak więc - powód był na tyle atrakcyjny, by nie ronić łez z powodu "poślizgu". Ale... W ostatnim etapie, obok mnie, Waldka i rowerzystów z Częstochowskiego Forum Rowerowego jechał także mój przyjaciel Michał. I gdy tak sobie kręciliśmy, nasze Małżonki - Ania, Wiola i Ola- miały sporo czasu na rozmowy i przemyślenia na temat naszej eskapady. Jaki tego efekt? Pozazdrościły! Przy którejś z imprez nawiązała się dyskusja - wprawdzie wyprawę dookoła Polski trzeba zawiesić na rok, ale na pewno zrekompensuje nam to wspólny rodzinno/przyjacielski wypad z rowerami nad morze?
I zaczęło się szybkie przygotowanie - Waldek zajął się opracowaniem planu wyprawy i... i jeszcze czymś, Michał zajął się... jeszcze czymś, a ja zorganizowałem bilety. Ech... z biletami to jazda była straszna, bo się okazuje, że można kupić jedynie 4 bilety na rower (choć miejsc do ich przewozu jest więcej) i zabranie większej ilości maszyn zależy od humoru kierownika pociągu. Wobec braku alternatywy w stronę Świnoujścia wykupiliśmy bilety na 4 rowery, licząc na życzliwość konduktorów, a z powrotem, żeby nie ryzykować problemów, podzieliliśmy ekipę i zaplanowaliśmy powrót dwoma pociągami.
Ponieważ nie chcieliśmy na sztywno zakładać ile uda nam się przejechać kilometrów, zamówiliśmy tylko pierwszy nocleg w Świnoujściu. Na powrotną drogę wybraliśmy pociągi, które jadą wzdłuż wybrzeża i kupiliśmy bilety tak, by móc wsiąść w dowolnym miejscu pomiędzy Kołobrzegiem a Lęborkiem. Okazało się, że wracaliśmy ze Sławna. Ale... ja tu o powrocie, a to dopiero pierwszy dzień!
Pogoda była cudowna. Spotkaliśmy się na dworcu w piątek popołudniu. Było bardzo wesoło dopóki nie okazało się, że zapomnieliśmy z domu jednego z biletów. Na szczęście rodzinne wyprawy mają to do siebie, że nie tylko uczestnicy są zaangażowani w nie uczuciowo, ale także ich dzieci, rodzice, teściowie... bilety dotarły na czas - tym bardziej, że pociąg miał 50 minut opóźnienia.
Przy ładowaniu do pociągu chyba jedyny w całej wyprawie stres. Konduktor miał nerwy na cały świat i postanowił nas nie wpuścić do pociągu bez biletu na te dwa dodatkowe rowery. Gdy mimo wszystko zaczęliśmy się pakować wspomniał coś o dopłacie po 120 zł za sztukę. Brakło mu argumentów, gdy przytaknęliśmy, że jak nie będzie innej możliwości, to zapłacimy. Później dostał nerwów, bo nie mógł się połapać w zawiłościach wpisów na blankietach. Udobruchałem go chyba trochę pomagając w jego ciężkiej pracy i pokazując palcem która cyferka do którego roweru, która ulga do której osoby i tak czułem, jak mu napięcie opadać. Żeby utrzymać sztywną pozę, stwierdził, że rowery nie mogą stać w innym miejscu, jak do tego przeznaczone i poszedł gdzieś na moment. Żeby wybić mu wszystkie argumenty, powiesiliśmy po prostu dwa rowery na jednym haku i udało nam się upchnąć 6 sztuk na 4 przeznaczonych dla rowerów miejscach. O dziwo konduktor przyszedł za chwilę i powiedział, że przygotował nam miejsca na jeszcze dwa rowery - widocznie chłop miał gorszy dzień a nasza determinacja go rozczuliła. Podziękowaliśmy grzecznie i usiedliśmy cicho, żeby nie jątrzyć sytuacji. Z tego wszystkiego nie skasował nas zupełnie za te dwa rowery. Dalej podróż do Warszawy przebiegła bezstresowo. Troszeczkę stres rozluźniony został przez specyfik, którego recepturę opracowaliśmy podczas etapu wzdłuż wschodniej granicy polski, a którego jednym ze składników (nie-najważniejszym) jest cola.
W Warszawie godzinka czekania, uzupełnienie zapasów i w kolejny pociąg. Tym razem już bez stresów - konduktor chętnie bilet wypisał na dwa dodatkowe rowery. Nie dziwię się, że chętnie - do każdego w cenie 9 doliczył 20 zł za wypisanie 8-O.
Ale dojechaliśmy! Poranek w Świnoujściu powitał nas słońcem. Szybka przeprawa promem i na powitanie z morzem. Po drodze kupiliśmy wędzone rybki i inne rzeczy niezbędne do przygotowania pysznego śniadania na plaży. Ten dzień był bardzo spokojny. Gdy już mogliśmy zrzucić bagaże w domku, szybka toaleta i znowu na miasto. Pojeździliśmy trochę po Świnoujściu, odwiedziliśmy Ahlbeck. Wieczorem siedliśmy przy stole planując kolejny dzień. Następnego dnia miała się zacząć nasz rodzinna wyprawa wzdłuż Wybrzeża.
z Rodzinką do Pawełek
Sobota, 11 czerwca 2016 · dodano: 18.07.2016 | Komentarze 1
Rodzinny wyjazd do Pawełek.Przed planowanym wyjazdem na Wybrzeże, wskazane było sprawdzenie, czy dzienny dystans powyżej 50 km nie będzie zbyt forsowny. Wybraliśmy się w czwórkę do Pawełek. Najpierw pyszne gofry nad zalewem w Blachowni, a potem dalej - lasami - w stronę rezerwatu. Po drodze spotkaliśmy Michaill'a, który wracał z noclegu pod gwiazdami. Wprawdzie nie nacieszyliśmy oczu kwitnącymi kwiatami - tydzień za wcześnie/za późno, ale za to potem siedliśmy sobie przy ognisku i zjedliśmy po kiełbasce. Wygląda na to, że nie zostałem znienawidzony przez Domowników...
Jestem dumny z Koleżanki Małżonki i Dzieciaczków.
Chcę jeszcze!
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie, Rajdy
przez Góry Świętokrzyskie
Czwartek, 7 kwietnia 2016 · dodano: 17.04.2016 | Komentarze 0
Nasi Przyjaciele spod Starachowic zaprosili nas na weekend. Od dłuższego czasu Alek wspominał o pasjonujących pojedynkach siatkarskich, w których bierze udział w czwartkowe popołudnia. Stąd pomysł, bym spróbował dotrzeć do niego na tyle wcześnie, by móc wspomóc ich drużynę. A ponieważ pozostali członkowie wyprawy nie mogli się zerwać z pracy, w czwartek w stronę Starachowic musiałem ruszyć sam. Dzięki temu udało mi się znowu wskoczyć na rower, gdyż Starachowice mają kiepskie połączenie z Częstochową. Dlatego kupiłem bilet na pociąg do Kielc i stamtąd postanowiłem rowerkiem dotrzeć na miejsce. Pociągi świętokrzyskiego przewoźnika są nawet bardziej eleganckie od nowych składów Kolei Śląskich. Znalazło się w wagonie miejsce wiszące na rower, a ja podróżowałem na "lotniczym fotelu", rozkładanym i obitym skóropodobnym materiałem - pełen luksus.Pogoda dopisała. Z pociągu wysiadłem na dworcu w Kielcach, chwilka przygotowań, dopięcie sakwy i w drogę. W stronę Cedzyny i Świętej Katarzyny. Teren jest wprawdzie pagórkowaty, ale miałem wrażenie, że z przewagą zjazdów. Wyjeżdżając z Kielc udało mi się wskoczyć w tunel powietrzny za jakimś autobusem, więc ten najmniej malowniczy odcinek przejechałem sunąc ponad 40 km/h. A potem już uroki krętej drogi wijącej się pomiędzy porośniętymi lasami łagodnymi wzgórzami. Ze Świętej Katarzyny można rozpocząć podejście na szczyt Łysicy. Tym razem spieszyłem się, więc wędrówkę na Łysicę i Łysą Górę zostawiłem sobie na kolejne odwiedziny.
Za Bodzentynem miałem jeszcze z jeden dłuższy podjazd i dojechałem na miejsce w sam czas, by po szybkim prysznicu przygotować się do siatkarskich wyzwań. O siatkówce bym napisał więcej, ale nie zdążę. Zaraz gnam na halę przy Żużlowej, bo naszą drużynę zgłoszono do zawodów i od wczoraj wyciskam siódme poty to skacząc, to tarzając się po parkiecie.
Ale już wypatruję kolejnej okazji, aby wsiąść na rower i pognać gdzieś przed siebie.
Inauguracja sezonu - Kraków
Niedziela, 3 kwietnia 2016 · dodano: 05.04.2016 | Komentarze 2
Inauguracji sezonu z takim przytupem jeszcze nie miałem. Od grudnia rower stał w piwnicy i rdzewiał, a tu nagle zaproszenie na wiosenną wycieczkę do Krakowa. Pomysł padł na podatny grunt, dopieściłem w głowie jeszcze ideę i...
O 6.30 czekałem pod Jagiellończykami na ekipę z Częstochowskiego Forum Rowerowego. Przyjechali: Abovo, Gagar i Michaill... Chwilę ponarzekaliśmy na poranny chłód i pomarzyliśmy o słońcu, które miało niebawem rozgrzać powietrze do niemal 20 st. C. Ruszyliśmy w stronę Korwinowa, gdzie dołączył do nas jeszcze Robert i dalej już w pełnym składzie, przez Myszków, Zawiercie, w stronę Ogrodzieńca.
Aha... muszę wrócić na chwilę do planu. W niedzielę były imieniny mojego Taty - Ryszarda - i z tej okazji moja rodzinka zapragnęła zrobić coś zwariowanego. Ponieważ plan mojej wycieczki do Krakowa wyniknął wcześniej, niż temat imprezy imieninowej, postanowiliśmy połączyć wszystko w całość. Ja z ekipą z forum jechaliśmy rowerami do Krakowa, a w tym czasie moja rodzinka zabrała się w dwa samochody i pojechali naszym śladem. Dogonili nas za podjazdem przed Kluczami. Zatrzymaliśmy się tam na chwilkę (dłuższą chwilkę) i odśpiewaliśmy solenizantowi "Sto lat". Potem nasze ścieżki skrzyżowały się jeszcze w Karczmie w Rabsztynie, w Dolinie Prądnika i na koniec w Restauracji pod Wawelem, gdzie zwykle uzupełniamy zapasy energii straconej w trasie.
Ta wycieczka była naprawdę urocza. Pogoda dopisała, humory też. Moja rodzina miała okazję poznać pozytywnie zakręconych z Forum. Częste postoje spowodowały, że mimo wczesnego wyjazdu i tak dojechaliśmy na styk i reszta ekipy, wracająca pociągiem, musiała naprawdę się sprężać, żeby zdążyć na Dworzec.
A ja... w Restauracji pod Wawelem poczekałem na Rodzinkę, przebrałem się i poszliśmy wszyscy (10 osób) na spacer na Rynek. Zeszło nam do 22.00. Pierwszy raz mój rower wracał z Krakowa umocowany do naszego "wycieczkobusa". Wprawdzie minął mnie powrót "Wesołym pociągiem", ale to był naprawdę udany, rowerowy dzień.
Dziękuję za przemiłe towarzystwo i za wspaniałe wkomponowanie się ekipy w rodzinną uroczystość. Tata był bardzo wzruszony.
O 6.30 czekałem pod Jagiellończykami na ekipę z Częstochowskiego Forum Rowerowego. Przyjechali: Abovo, Gagar i Michaill... Chwilę ponarzekaliśmy na poranny chłód i pomarzyliśmy o słońcu, które miało niebawem rozgrzać powietrze do niemal 20 st. C. Ruszyliśmy w stronę Korwinowa, gdzie dołączył do nas jeszcze Robert i dalej już w pełnym składzie, przez Myszków, Zawiercie, w stronę Ogrodzieńca.
Aha... muszę wrócić na chwilę do planu. W niedzielę były imieniny mojego Taty - Ryszarda - i z tej okazji moja rodzinka zapragnęła zrobić coś zwariowanego. Ponieważ plan mojej wycieczki do Krakowa wyniknął wcześniej, niż temat imprezy imieninowej, postanowiliśmy połączyć wszystko w całość. Ja z ekipą z forum jechaliśmy rowerami do Krakowa, a w tym czasie moja rodzinka zabrała się w dwa samochody i pojechali naszym śladem. Dogonili nas za podjazdem przed Kluczami. Zatrzymaliśmy się tam na chwilkę (dłuższą chwilkę) i odśpiewaliśmy solenizantowi "Sto lat". Potem nasze ścieżki skrzyżowały się jeszcze w Karczmie w Rabsztynie, w Dolinie Prądnika i na koniec w Restauracji pod Wawelem, gdzie zwykle uzupełniamy zapasy energii straconej w trasie.
Ta wycieczka była naprawdę urocza. Pogoda dopisała, humory też. Moja rodzina miała okazję poznać pozytywnie zakręconych z Forum. Częste postoje spowodowały, że mimo wczesnego wyjazdu i tak dojechaliśmy na styk i reszta ekipy, wracająca pociągiem, musiała naprawdę się sprężać, żeby zdążyć na Dworzec.
A ja... w Restauracji pod Wawelem poczekałem na Rodzinkę, przebrałem się i poszliśmy wszyscy (10 osób) na spacer na Rynek. Zeszło nam do 22.00. Pierwszy raz mój rower wracał z Krakowa umocowany do naszego "wycieczkobusa". Wprawdzie minął mnie powrót "Wesołym pociągiem", ale to był naprawdę udany, rowerowy dzień.
Dziękuję za przemiłe towarzystwo i za wspaniałe wkomponowanie się ekipy w rodzinną uroczystość. Tata był bardzo wzruszony.
Olsztyn, Olsztyn i... jeszcze raz Olsztyn
Niedziela, 27 grudnia 2015 · dodano: 30.12.2015 | Komentarze 3
Coraz rzadziej ostatnio mam okazję wsiąść na rower. Dlatego też coraz rzadziej zaglądam na bikestats. Do noworocznych postanowień na pewno dorzucę to związane z rowerem. Może nie codziennie, ale przynajmniej raz w tygodniu dać nogom szansę pokręcić troszeczkę.Póki co - mam nadzieję, że administrator mi wybaczy - dodam jednym wpisem 3 wypady do Olsztyna: 31 listopada (sprostuję - października), 5 grudnia i 27 grudnia (jak dobrze, że są ludzie, którzy potrafią mi przypomnieć daty). Jednym wpisem, bo grzech zajmować miejsce na serwerze trzema wyjazdami, więc skupię się na ostatnim - pożegnaniu rowerowego sezonu przez użytkowników Częstochowskiego Forum Rowerowego.
Zebrało się nas w sumie 17 osób, ruszyliśmy po 17.00 i po przejechaniu 17 km (hahahah) dojechaliśmy pod Zamek w Olsztynie. Tam mieszkańcom zorganizowaliśmy krótki pokaz "sztucznych ogni", po czym wjechaliśmy do "Leśnego" na herbatkę i kawę. Nie zabrakło nawet ciasta do kawy, o które zatroszczyły się Abovo i Aga. Ich poświęcenie było tym większe, że musiały odmówić sobie pedałowania i z bólem serc przyjechać do Olsztyna samochodem. Następnym razem na pewno już do tego nie dojdzie - nikomu nie będzie odebrana przyjemność jazdy w wesołej gromadzie.
Tak więc zakończony został sezon rowerowy 2015. To był naprawdę fajny rok. Choć na rowerze nie było mi dane spędzić tyle czasu, co w latach poprzednich, to i tak z uśmiechem będę wracał do wpisów z tegorocznych wycieczek i wypraw. Bardzo dziękuję wszystkim, których towarzystwo sprawiało, że tak mile wspominam każdą chwilę spędzoną w trasie (i na postoju).
Wszystkim życzę wszystkiego najlepszego w nadchodzącym Nowym 2016 Roku!
Kategoria Po godzinach
Kraków
Niedziela, 4 października 2015 · dodano: 13.10.2015 | Komentarze 2
W końcu się udało. We wrześniu próbowałem zdobyć Kraków, niestety - w zaplanowany weekend zwaliło się na mnie tyle spraw, że musiałem wszystko odwołać. Było mi tym bardziej głupio, że zdążyłem skrzyknąć na wyjazd ekipę z CFR, a sam nie pojechałem.Tym razem prognozy były super i... pogodynki się nie pomyliły. Takiej pogody nie mogliśmy sobie wymarzyć. Na miejsce zbiórki dotarliśmy we czworo: Abovo, Gagar, Matiz17 i ja.
Pojechaliśmy jak zwykle, przez Myszków, Zawiercie, Ogrodzieniec, Klucze, Rabsztyn, Ojców i Dolinę Prądnika. Po wyjeździe z Doliny Prądnika Gagar pokazał nam nową, bardzo malowniczą wersję dojazdu do Krakowa. Szlak rowerowy, którym nas poprowadził chyba na stałe wejdzie w marszrutę wypraw do Grodu Kraka.
Tym razem odpuściliśmy obiad w Rabsztynie - zwykle traciliśmy tam ponad godzinę. Za to pozwoliliśmy sobie na krótki odpoczynek po wjechaniu na szczyt wzniesienia przed Kluczami.
Obiadek zjedliśmy w restauracji pod Wawelem - tym razem nie pokrzyżowała nam planów żadna zamknięta impreza.
W pociągu jechaliśmy tym razem ciszej niż zwykle, bo mojej ukulele okazało się nie tak do końca odporne na wilgoć, jak zapewniała ulotka - porozklejało się zupełnie :c(. Tak więc, w najbliższym czasie nie będę maltretował uszu towarzyszy wyprawy brząkaniem na gitarce ;c).
A niedziela była naprawdę super!
Kategoria Rajdy
Rajd LGD "Zielony Wierzchołek Śląska"
Niedziela, 13 września 2015 · dodano: 02.10.2015 | Komentarze 0
Wstyd mi, że tak rzadko mam okazję zrobić tutaj wpis. Ostatnio czas zasuwa mi tak bardzo, że opis wycieczki robię po miesiącu. Tym bardziej mi głupio, gdy okazuje się, że przez ten miesiąc nie zrobiłem ani kilometra. Coś muszę z tym zrobić. Obiecuję sobie, że kolejny sezon będzie bardziej rowerowy. Wojtek się pewnie nie pogniewa, że zamiast próbując nadwyrężać pamięć, przekieruję ewentualnych czytelników na jego blog. To była naprawdę fajna rowerowa niedziela. Szkoda, że taki ich mało ostatnio :c). Kategoria Rajdy