Info
Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 26520.74 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2627.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.Więcej o mnie. 2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Lipiec3 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj9 - 0
- 2022, Sierpień3 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec4 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec1 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Maj7 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Sierpień3 - 0
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Sierpień1 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj9 - 1
- 2018, Kwiecień4 - 0
- 2018, Marzec2 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 2
- 2017, Maj10 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 4
- 2016, Kwiecień2 - 2
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Październik1 - 2
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec4 - 4
- 2015, Czerwiec5 - 6
- 2015, Maj6 - 3
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec7 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń4 - 3
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 3
- 2014, Październik4 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień6 - 4
- 2014, Lipiec3 - 4
- 2014, Czerwiec7 - 13
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 10
- 2014, Marzec9 - 3
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień5 - 15
- 2013, Listopad5 - 3
- 2013, Październik6 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 5
- 2013, Sierpień8 - 5
- 2013, Lipiec13 - 16
- 2013, Czerwiec12 - 16
- 2013, Maj9 - 15
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec6 - 9
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Listopad3 - 9
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień9 - 9
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec4 - 12
- 2012, Czerwiec9 - 16
- 2012, Maj14 - 25
- 2012, Kwiecień6 - 9
- 2012, Marzec9 - 15
- 2011, Grudzień2 - 9
- 2011, Listopad4 - 7
- 2011, Październik8 - 9
- 2011, Wrzesień9 - 9
- 2011, Sierpień7 - 1
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 35
- 2011, Maj9 - 15
- 2011, Kwiecień10 - 13
- 2011, Marzec6 - 10
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń2 - 5
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad5 - 13
- 2010, Październik9 - 8
- 2010, Wrzesień7 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Rodzinnie
Dystans całkowity: | 7341.12 km (w terenie 1308.00 km; 17.82%) |
Czas w ruchu: | 489:32 |
Średnia prędkość: | 15.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.64 km/h |
Suma podjazdów: | 2774 m |
Suma kalorii: | 6277 kcal |
Liczba aktywności: | 152 |
Średnio na aktywność: | 48.30 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
Do Maluszyna!
Niedziela, 5 lipca 2020 · dodano: 07.07.2020 | Komentarze 0
Pomimo, że po pracowitym tygodniu i sobotniej wycieczce rowerowej byliśmy troszkę wyczerpani, wstaliśmy w niedzielę wcześnie. Chwila wahania, czy nogi i tyłki nas nie namawiają, żeby jednak odpuścić wyjazd. Ale słońce za oknem krzyczało, że będziemy pluli sobie w brody, jeśli spędzimy ten dzień w mieszkaniu. Siedliśmy na rowerki po 9:00 i pomknęliśmy w stronę Huty. Później Mstów, Garnek, Żytno i do Maluszyna. Pogoda była piękna, wiaterek lekko wiał w plecy, słońce doopalało prawą stronę (po wczorajszej jednostronnej lewej opaleniźnie). Do Maluszyna dojechaliśmy w fantastycznych humorach. A tam czekał już na nas Artur z Renatą i misja - ogarnięcie problemu z telefonem mojej Chrześnicy. Na powrót rowerem nie udało nam się zebrać, ale Karolinka po pracy przyjechała po nas autem z bagażnikiem na rowery. To chyba ostatnia możliwość rozkręcenia przed środowym startem wyprawy. Przede mną ostatni etap Rajdu dookoła Polski - z Bielska-Białej do Zgorzelca!Sobota z przyjaciółmi
Sobota, 4 lipca 2020 · dodano: 07.07.2020 | Komentarze 0
Chyba rowerowe soboty zagoszczą na stałe w naszym kalendarzu. Waldek zadzwonił w środę czy nie mielibyśmy ochoty powtórzyć przejażdżki w stronę Herb. Pogoda zapowiadała się lepsza niż ostatnim razem. Jedyny minus - musiałem z rana być w Katowicach, więc widziałem, że na miejsce zbiórki nie zdążę i będę musiał gonić ekipę. Ania pojechała na miejsce zbiórki z Olą i nawigowała mnie, jak ich dogonić. Towarzystwo złapałem w Pająku. Później już razem: z Anią, Olą, Waldkiem, Wiolą, Andrzejem i Michałem pomknęliśmy lasami w stronę Herb. Waldek przez ostatni rok, nie mogąc nacieszyć się nowym "góralem", rozpoznał nowe ścieżki i był naszym przewodnikiem. Udało nam się zrobić małe posiedzenie nad wodą (punktem czerpania wody), ale pogonieni przez komary ruszyliśmy w stronę Częstochowy. U Waldka zaplanowany był grill kończący rowerową sobotę. My z Anią wyszliśmy trochę "po angielsku", gdyż na niedzielę mieliśmy kolejny rowerowy plan... Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Kraków dzień II
Niedziela, 14 czerwca 2020 · dodano: 16.06.2020 | Komentarze 0
O dziwo - rano wstaliśmy pełni werwy. Nie opadła jeszcze radość realizacji zamierzonego celu. Zrobiliśmy śniadanko (niestety brakło kawy). O 10:00 zwolniliśmy apartament i pojechaliśmy na Rynek. Zaczepiony prośbą o zrobienie nam fotki młody turysta miał za sobą chyba nieprzespaną noc, bo odpowiedział: "Nie, nie... dziękuję..." i poszedłby dalej, gdyby nie wybuch śmiechu jego towarzyszy. Ochłonął i... o dziwo fotka wyszła super. Na rynku wypiliśmy poranną kawkę, wysłuchaliśmy Hejnału i zaczęliśmy się zastanawiać co dalej. Pociąg mieliśmy dopiero po 17:00, więc było sporo czasu na zwiedzanie. Zwiedzanie rowerami ma jedno ograniczenie - nie da się wejść do obiektów nie ryzykując zostawienia rowerów na zewnątrz - ale wiele walorów - można dalej, więcej, szybciej... Długo się nie namyślaliśmy - kierunek Opactwo Benedyktynów w Tyńcu. Po drodze fotka ze Smokiem, pejzaż z Wawelem w tle i na drugą stronę Wisły. Do Tyńca jedzie się asfaltową ścieżką wałem Wisły. Jazda jest bardzo przyjemna, choć na ścieżce robiło się dość tłoczno. Zawsze mi się wydawało, że Tyniec, to ten biały kościół widoczny z autostrady w okolicach lotniska. Jakież było moje zdziwienie, gdy oddzieleni nurtem rzeki minęliśmy go po prawej, a do Tyńca Garminek wskazywał jeszcze kilka kilometrów. Na drodze wyrósł nam umiejscowiony poniżej wałów lokal z leżakami, więc zalegliśmy na pół godzinki racząc się kupionymi po drodze truskawkami. Dojechaliśmy do Opactwa. Akurat trwała msza i dużo ludzi stało na dziedzińcu - nie chcieliśmy z rowerami zakłócać liturgii, dlatego tylko rzuciliśmy okiem, żeby wyryć w pamięci materiał do wspomnień (i zadbaliśmy o katalizator w postaci kilku fotek). Obiad planowaliśmy w Krakowie, ale zanim wyjechaliśmy z Tyńca, zjedliśmy mały lunch. Z powrotem chcieliśmy wracać drugim brzegiem Wisły, ale prace remontowe przy moście zakłóciły naszą orientację i wylądowaliśmy znowu na tym samym szlaku. W Krakowie w okolicy Rynku zjedliśmy pizzę i powolutku zaczęliśmy zbierać się w stronę Dworca. Dotarliśmy tam ze sporym zapasem, ale akurat gdy udało nam się wjechać na peron (nie wiem kto zaprojektował wjazd na perony bez rampy lub windą, gdzie rower się nie mieści), akurat wjechał nasz pociąg. Mieliśmy sporo czasu, aby zabezpieczyć na drogę rowery. Wszystkie 10 wieszaków było zapełnionych - dobrze, że kupiliśmy bilet kilka dni wcześniej. Przed Częstochową zamieniliśmy jeszcze kilka słów z rowerzystami z Łodzi, którzy też z Częstochowy jechali do Krakowa, ale korzystali ze szlaku Orlich Gniazd, więc zeszło im kilka dni. Pociąg jechał 1,5 godziny, więc przed 19:00 byliśmy w domku. Cudowny rowerowy weekend zainicjowany przez pełną zapału Anię!.Pierwsza "setka" i pierwszy Kraków Ani!
Sobota, 13 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Ania od dłuższego czasu dopytywała, kiedy zabiorę ją na wycieczkę na której mogłaby przejechać swoje "Pierwsze Sto Kilometrów". Wcześniej czy później by to nastąpiło, ale determinacja Ani tym razem aż wprawiła mnie w osłupienie. Bo oto w piątek Ania telefonuje do mnie do pracy u mówi: "Prognoza na sobotę jest dobra - może przejażdżka do Krakowa?". Szok! Podpytałem Maćka o pociąg - jest, ale po 17:00 - trochę mało czasu. Booking, apartament, pociąg powrotny w niedzielę - JEST!Rano pobudka przed 7:00, śniadanko i przed 8:00 byliśmy na rowerach. Pojechaliśmy przez Stare Błeszno w stronę Wrzosowej, później przez Poczesną, Poraj w stronę Myszkowa. Krótka regeneracja i kawka na jakiejś stacji paliw. Tym razem minęliśmy Myszków obwodnicami i dojechaliśmy do Zawiercia. Mimo, że założenie było, żeby nie forsować tempa, całkiem sprawnie nam szło. Prędkość średnia trzymała się powyżej 19 km/h. Gdy dojechaliśmy do Ogrodzieńca, uzupełniliśmy płyny i zebraliśmy siły przed pokonaniem największego przewyższenia na trasie. Na górze planowaliśmy postój, ale okazało się, że nadal w nas sporo energii, a szybki zjazd w stronę Kluczy zachęcał do siadania na rowery. Trochę tylko żałuję, że zabrakło nam czasu na zboczenie ze ścieżki i zerknięcie choć na Pustynię Błędowską - może następnym razem. Za Kluczami motywatorem był malejący dystans do Rabsztyna, gdzie zaplanowaliśmy dłuższy odpoczynek i obiadek. Z Rabsztyna ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Olkusza i przeskoczyliśmy kawałek zatłoczonej drogi krajowej do skrętu na Skałę. Później znowu w mniejszym ruchu w stronę Skały. Bardzo żmudny i ciężki jest podjazd przez miejscowość Sułoszowa, po podjeździe z Ogrodzieńca, to drugi bardzo wymagający fragment wyprawy. Gdy dojedzie się w okolice Zamku w Pieskowej Skale, można już cieszyć się delikatnym zjazdem i widokami Doliny Prądnika. Tuż za Ojcowem na liczniku wybiło 100 km - pierwsza taka długa przejażdżka Ani. GRATULACJE!. Zanim znaleźliśmy miejsce, by uświęcić jej wyczyn przejechaliśmy jeszcze kilka kilometrów i znaleźliśmy wygodną łączkę przy Wędzarni Ryb w Dolinie Prądnika. Zjedliśmy pysznego pstrąga i choć nic nas nie goniło, potoczyliśmy się dalej, żeby dokończyć nasze wyzwanie. Zwykle wyjeżdżając z Doliny Prądnika skręcałem w lewo i jechałem drogą krajową. Tym razem miałem ze sobą Garmina, który pokazał czerwony szlak przekraczający prostopadle krajówkę. Chwila wahania i... wbijamy na szlak. Po kilkudziesięciu metrach okazało się, że szlak zmienia się w podjazd nie do zaliczenia dla naszych obciążonych sakwami rowerów. Musieliśmy zejść i kilkadziesiąt metrów podepchnąć sprzęty. Bałem się, że Ania będzie szukać zemsty, ale... jeszcze żyję. O dziwo - gdy na górze okazało się że od tej pory do Krakowa czeka nas tylko zjazd - zupełnie się rozpogodziła. Sunęliśmy w stronę Krakowa żwawym zjazdem, a Garmin wskazywał, że skutecznie zbliżamy się do miejsca odpoczynku. Pod apartament dotarliśmy tuż po 19:00. Właściciel mimo wcześniejszych obaw znalazł miejsce dla naszych rowerów. Mogliśmy się odświeżyć i świętować Ani pierwszą "setkę" i pierwszy Kraków!
Zmiana planów
Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
W planach był Złoty Potok. Ruszyliśmy przez Stare Błeszno w stronę Olsztyna i dość szybko dotarliśmy na Rynek. Tam siedząc przy zapiekance pomyśleliśmy o zmianie planów. Zamiast jechać w stronę Janowa, wyjechaliśmy z Olsztyna na Turów i dalej na Małusy Wlk. Ponieważ w międzyczasie udało mi się naprawić "Garminka" (przyjaciele - drżyjcie!), zamiast trzymać się asfaltów, cały czas wbijaliśmy w szutrowe dukty i polne ścieżki. Dzięki temu udało nam się jechać szlakiem, na którym byłem pierwszy raz. A widoki były nieziemskie. Przebiliśmy się przez porośnięte sadami wzgórza i zjechaliśmy nad Wartę tuż za Mstowem. Później pojechaliśmy do Jaskrowa i odwiedziliśmy Rodzinkę. W Jaskrowie zdzwoniliśmy się z moimi Rodzicami, którzy z Rafałem Moniką i wnukami siedzieli nad wodą na Lisińcu. Pomyśleliśmy - czemu nie? Wracaliśmy wzdłuż Warty i tylko uzupełniliśmy kalorie w McDonald's przy trasie. Na Bałtyk dotarliśmy po przejechaniu się Alejami i szybkim zjazdem ul. Kordeckiego. Godzinka na plaży pozwoliła zregenerować siły, pizza - uzupełnić kalorie, i byliśmy gotowi do powrotu do domu. Kolejny super rowerowy dzień. Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Rezerwat Rododentronów
Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Coraz częściej Ania jest inicjatorem naszych rowerowych wycieczek. Tym razem już w trakcie tygodnia pojawił się projekt odwiedzenia Rezerwatu Rododendronów w Pawełkach. Tym razem znajomi nie mogli z nami jechać, ale to nas nie zniechęciło. Nie zniechęciła nas też konieczność zmiany dętki po wyniesieniu roweru z piwnicy. Ruszyliśmy późno, bo k. 14:00 dopiero. Nawet bardzo późno biorąc po uwagę, że wieczorem byliśmy umówieni na premierę koncertu Olka Klepacza, któremu akompaniuje duet z naszym druhem Michałem w składzie. Z Częstochowy wyjechaliśmy w stronę Dźbowa i dalej, ul. Leśną w stronę Blachowni. W Blachowni okazało się, że Ania znowu złapała gumę. Na szczęście udało się znaleźć nie do końca zamknięty sklep rowerowy i kupić dętkę. Nadal nasz zapał nie malał - ruszyliśmy w stronę Cisia i dalej, dobrze znaną nam już trasą w stronę Pawełek. Dojechaliśmy na miejsce w doskonałych humorach. Kwiaty w większości już rozkwitły i wyglądały pięknie. Nacieszywszy chwilę oczy, przejechaliśmy na drugą stronę leśnego duktu i korzystając z rozpalonego już ogniska zjedliśmy po kiełbasce. Spędziliśmy nad wodą koło godzinki i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem już nie przez las, tylko dojechaliśmy do Lisowa i wzdłuż drogi krajowej nową ścieżką rowerową przez Herby do Blachowni. Nie dojeżdżaliśmy do domu, tylko wjechaliśmy prosto do Michała, gdzie już czekali na nas znajomi. Wysłuchaliśmy koncertu - naprawdę warto obejrzeć - i posiedzieliśmy do nowy przy grillu. Na rowerach i tak nie dałoby się wrócić, gdyż tym razem z mojego koła zeszło powietrze. Okazało się, że zeffalowska taśma, która miała wzmocnić oponę tak niefortunnie się ułożyła, że delikatnie nacięła dętkę - dobrze, że nie w trasie. Rowery odebraliśmy następnego dnia.Hajnówka dzień II
Piątek, 29 maja 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
W piątek obudziliśmy się z nadzieją patrząc przez okno i znowu radość! Słońce! A wg prognozy piątek miał być w Hajnówce deszczowy. Szybko wyszykowaliśmy rowerki i ruszyliśmy, tym razem na południe drugą stroną pętli niebieskiego szlaku "Hajnówka - Topiło", aby wskoczyć na pętlę zielonego szlaku "Dubicze Cerkiewne - Topiło - Białowieża" i z Białowieży wrócić do Hajnówki Green Velo. Przez las jechało się super. Szutrówka biegła długimi prostymi co kilka kilometrów skręcając to na wschód, to na południe. Las dokoła był bardzo malowniczy, a pogoda cudowna. Gdy wskoczyliśmy na zielony szlak zmieniliśmy kierunek jazdy na północno-wschodni. Zanim dotarliśmy do Białowieży złapaliśmy trochę energii na postoju w "Uroczysku - miejscu mocy". Drogi w Białowieży są w remoncie, ale nie był to problem dla rowerów. Dojechaliśmy w okolice muzeum i zjedliśmy obiad. Chcieliśmy spróbować lokalnych wyrobów, ale tym razem się zawiedliśmy - białowieska komercja doszła do głosu i... nie ma czego zachwalać. Natomiast wracając Green Velo wjechaliśmy na krótki postój do lokalu z rowerowymi akcentami w Budach Leśnych i stamtąd bez wahania zabraliśmy coś do wieczornej degustacji. Tego dnia pogoda dotrzymała do końca. Udało nam się nie zmoknąć.Sobota wg prognoz miała być deszczowa, dlatego założyliśmy piesze zwiedzanie Hajnówki i odwiedziny u Rodzinki Ani. Deszcz lał, ale nam to nie przeszkadzało. Udało nam się zajrzeć do Soboru Świętej Trójcy i po obiadku odwiedzić Ani rodzinkę - Ciocię Gienię i Piotra. W niedzielę mieliśmy w planach powrót do Częstochowy, ale zanim - wjechaliśmy jeszcze zapalić świeczki na grobach bliskich Ani i zajrzeliśmy do Cerkwi pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Potem pojechaliśmy samochodami w stronę Białowieży na spacer po Rezerwacie Pokazowym Żubrów. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy w stronę Częstochowy i w domku byliśmy wczesnym wieczorem. Cudowny przedłużony rowerowy weekend - ale wyprawa nadal chodzi mi po głowie :c).
Hajnówka dzień I
Czwartek, 28 maja 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Cały czas mamy nadzieję, że kolejny etap naszej Rodzinnej Wyprawy uda się przeprowadzić w tym roku. Niestety dotychczas wstrzymanie kolejowych połączeń międzynarodowych nie pozwalało nam zaplanować bezpośredniego powrotu z Terespola. Może jeszcze się uda. Tymczasem, Ania zasugerowała, że przecież można byłoby przejechać się do Hajnówki, odwiedzić Rodzinkę, a przy okazji zabrać rowery i chociaż poczuć klimat wyprawy jeżdżąc po szlakach rowerowych Podlasia. Pomysł od razu przypadł mi do gustu, nie tylko zresztą mi - do wyjazdu zapalili się także Michał z Olą i Waldek z Wiolą (choć oni musieli poświęcić chwil kilka na wyrwanie urlopu).W każdym razie w środę wczesnym popołudniem udało nam się ruszyć w stronę Hajnówki z samochodami wypchanymi sprzętem rowerowym. Do Hajnówki dojechaliśmy wieczorem. Apartament nawet przerósł nasze oczekiwania - zapewniał komfortowe warunki całej naszej szóstce i bezpieczny parking dla samochodów i rowerów.
W czwartek rano obudziliśmy się pełni lęku o pogodę, ale okazało się, że nasz fart w tym względzie nie minął. Tego dnia postanowiliśmy zrobić pętlę czerwonym szlakiem wytyczonym z Hajnówki na zachód przez Czyże i później na południe przez Morze w stronę Dubicz Cerkiewnych. Później musieliśmy troszkę skrócić przejażdżkę i zamiast na Kleszczele skręciliśmy w stronę Witowa, aby lasami wrócić do Hajnówki. Decyzja była dobra, gdyż w Witowie dała o sobie znać prognoza i dopadła nas obiecanym deszczem. Na szczęście ulewa trwała tylko na długo, by dać nam posmak przygody, a na tyle krótko, by nas do przygód nie zniechęcić. Przy planowaniu wycieczki skorzystałem z aplikacji GreenVelo, która oprócz nawigowania po tym szlaku oferuje także możliwość planowania wycieczek po szlakach powiązanych - stąd pomysł na przejażdżkę szklakiem czerwonym nazwanym w aplikacji "Szlak rowerowy Hajnówka-Piaski", skrót zielonym szlakiem "Dubicze Cerkiewne-Topiło-Białowieża" i powrót do Hajnówki niebieskim szlakiem "Topiło - Hajnówka".
Pierwszy dzień na rowerach wszystkim przypadł do gustu pomimo, że buty i stroje trzeba było suszyć po krótkiej, ale intensywnej ulewie. Wieczorem zjedliśmy pyszną obiadokolację i szykowaliśmy się do zaplanowanej nazajutrz wycieczki do Białowieży.
Do Blachowni
Niedziela, 17 maja 2020 · dodano: 19.05.2020 | Komentarze 0
W sobotę leniuchowaliśmy na całego. Dlatego gdy w niedzielę koło południa niebo przestało straszyć deszczem, postanowiliśmy dać szansę tyłkom przyzwyczaić się troszeczkę do siodełek. Ostatnia nasza wycieczka zakończyła się zakupem auta dla Córy, ale tym razem nie mieliśmy tak rozhulanych planów. Zgarnęliśmy z lodówki karkóweczkę i boczek i podjechaliśmy na stację paliw podpompować rowery. Udało mi się w międzyczasie przygotować rower do sezonu, mam nowe opony - tym razem niewzmocnione, ale kupiłem taśmę Zefala, która niby ma chronić przed łapaniem gumy - zobaczymy. Będąc na stacji kupiliśmy jednorazowego grilla (przydał się mi kiedyś podczas wypadu nad Pogorię. Tym razem cel był inny - Blachownia. Piękną ścieżką rowerową do Dżbowa, stamtąd ul. Leślną w stronę szpitala w Blachowni i ani się obejrzeliśmy, a już siedzieliśmy nad zalewem. Grilla nie rozpaliliśmy, gdyż zatelefonowałem do Rodziców i okazało się, że siedzą razem z naszą Córą na Lisińcu. Po co samemu objadać się karkówką jak można napalić pod grillem z prawdziwego zdarzenia. No i zwinęliśmy się szybko i pomknęliśmy przez Starą Gorzelnię wzdłuż nowowybudowanej autostrady w stronę Częstochowy. Rodzice ugościli nas pięknie, uzupełniliśmy kalorie i przez Bałtyk i Zaciszańską wróciliśmy na osiedle.To była zacna, rowerowa niedziela.
Kategoria Rodzinnie, Po godzinach
Rodzinny weekend
Niedziela, 29 marca 2020 · dodano: 02.04.2020 | Komentarze 0
Mimo panującej przygnębiającej atmosfery związanej z rozwijającą się epidemią, a może właśnie na przekór niej, pierwszy raz w tym roku wsiedliśmy na rowery. Zdopingowała nas trochę Karolina, która tydzień wcześniej wybrała się rowerek do Rędzin. Po tej przejażdżce okazało się, że jej rower wymaga regulacji, a gdy zszedłem do piwnicy... wyszykowałem cały nasz tabor.Mój rowerek zyskał w tym roku nowe pedały. Wypatrywałem tylko okazji, żeby je przetestować. I nadarzyła się takowa w sobotę. Siedliśmy z Anią na rowery i podjechaliśmy najpierw na stację paliw, gdzie nie tylko udało się dopompować koła, ale tez spotkaliśmy Michała. Chwila rozmowy przy zachowaniu przepisowych 2 m i dalej, przez Dźbów w stronę Konopisk. Po drodze wypatrywaliśmy czujnie samochodów wystawionych na sprzedaż w przydrożnych komisach - nasza Karolinka od dłuższego czasu sygnalizowała, że Alhambra jest dla niej za duża i chciałaby jeździć czymś mniejszym.
W pogodnych nastrojach dojechaliśmy do Pająka i spędziliśmy pół godzinki nad wodą. To był naprawdę fajny rowerowy dzień, mimo, że w tle było poszukiwanie autka. Wypatrzyliśmy je na powrocie. Karolina gdy dostała fotkę zapomniała o wszystkich testowanych wcześniej samochodach.
Nie pozostało nic innego jak w niedzielę ponowić przejażdżkę i dać szansę Córce przymierzyć się do autka w wersji mini. Decyzja zapadła, pożegnaliśmy się z Seatem, z którym towarzyszył nam w tylu, także rowerowych, przygodach. Żegnaj Maxi, witaj Mini. Przejażdżkę rowerową kontynuowaliśmy i zakończyliśmy popołudnie u Rodziców. Nie było szans posiedzieć dłużej, bo na wieczór zapowiadano deszcz, a nie przygotowaliśmy się na kaprysy pogody. Sezon rowerowy rozpoczęty! Niestety, obostrzenia epidemiczne spowodowały, że być może nieprędko uda się powtórzyć rowerowy weekend. Trzymajmy się wszyscy w zdrowiu!
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie