Info

Więcej o mnie.
















Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Maj8 - 0
- 2025, Kwiecień1 - 0
- 2024, Lipiec3 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj9 - 0
- 2022, Sierpień3 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec4 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec1 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Maj7 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Sierpień3 - 0
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Sierpień1 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj9 - 1
- 2018, Kwiecień4 - 0
- 2018, Marzec2 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 2
- 2017, Maj10 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 4
- 2016, Kwiecień2 - 2
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Październik1 - 2
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec4 - 4
- 2015, Czerwiec5 - 6
- 2015, Maj6 - 3
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec7 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń4 - 3
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 3
- 2014, Październik4 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień6 - 4
- 2014, Lipiec3 - 4
- 2014, Czerwiec7 - 13
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 10
- 2014, Marzec9 - 3
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień5 - 15
- 2013, Listopad5 - 3
- 2013, Październik6 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 5
- 2013, Sierpień8 - 5
- 2013, Lipiec13 - 16
- 2013, Czerwiec12 - 16
- 2013, Maj9 - 15
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec6 - 9
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Listopad3 - 9
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień9 - 9
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec4 - 12
- 2012, Czerwiec9 - 16
- 2012, Maj14 - 25
- 2012, Kwiecień6 - 9
- 2012, Marzec9 - 15
- 2011, Grudzień2 - 9
- 2011, Listopad4 - 7
- 2011, Październik8 - 9
- 2011, Wrzesień9 - 9
- 2011, Sierpień7 - 1
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 35
- 2011, Maj9 - 15
- 2011, Kwiecień10 - 13
- 2011, Marzec6 - 10
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń2 - 5
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad5 - 13
- 2010, Październik9 - 8
- 2010, Wrzesień7 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Rodzinnie
Dystans całkowity: | 8007.00 km (w terenie 1571.00 km; 19.62%) |
Czas w ruchu: | 534:10 |
Średnia prędkość: | 14.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.64 km/h |
Suma podjazdów: | 4959 m |
Maks. tętno maksymalne: | 158 (85 %) |
Maks. tętno średnie: | 106 (57 %) |
Suma kalorii: | 13566 kcal |
Liczba aktywności: | 165 |
Średnio na aktywność: | 48.53 km i 3h 14m |
Więcej statystyk |
Rodzinna inauguracja sezonu
Sobota, 10 kwietnia 2021 · dodano: 11.04.2021 | Komentarze 0
Pierwszy raz w tym roku siedliśmy na rowerki rodzinnie. Na starcie perypetie ze zgubionym telefonem, ale funkcja „znajdź moje urządzenie” pozwoliła dotrzeć do znalazcy. Dla uspokojenia emocji wycieczka do Olsztyna przez Guardian, rowerostradą. Chwila na Rynku, dwie chwile w Leśnym i powrót pożarowką. Zanim dotarliśmy do domku, trzy chwile u Przyjaciół we Wrzosowej. Sezon rodzinny rozpoczęty :-D Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Świętokrzyskie - dzień I
Sobota, 15 sierpnia 2020 · dodano: 20.08.2020 | Komentarze 0
Córa wyjechała na wakacje zabierając nam autko. Chcąc wybrać się na weekend do Hamerlandu, pojawiła się okazja przejażdżki rowerowej zahaczającej o Świętokrzyski Park Narodowy. Znalazłem pociąg wyjeżdżający z Częstochowy o 6:30 - w Kielcach wysiedliśmy kilka minut po 9:00. Tym razem nie udało mi się zaktualizować map w Garminku, więc zaufaliśmy mapom Google. O dziwo - oznaczając trasę jako rowerową, Google (niczym rasowy Garmin) wyprowadził nas na manowce (które na szczęście łączyły się z cywilizowanymi drogami). Droga prowadziła najpierw trasą na Warszawę, a potem przez łąki w stronę Masłowa. Po drodze Ania miała swój pierwszy upadek na rowerze - przytarła o moje tylne koło, nie udało jej się utrzymać równowagi i przewróciła się na jezdnię. Martwiłem się, że może to ostudzić jej zapał do jazdy, ale na szczęście złość poszła w kierunku mocnego postanowienia pilnowania się, aby w przyszłości nie dopuszczać do takich sytuacji. Ponoć na łące przed Masłowem była jeszcze jedna sytuacja wskazująca na konieczność wzmożenia uwagi podczas jazdy, ale ja tego nie widziałem - znam tylko z opowiadań ;c). Wzdłuż ogrodzenia lotniska w Masłowie dojechaliśmy do Mąchocisk i skręciliśmy w lewo w stronę Świętej Katarzyny. Wzdłuż drogi 745 biegnie ścieżka rowerowa, która pozwala cieszyć się jazdą bez obaw o utrudnienia związane z ruchem samochodów. W Świętej Katarzynie spotkaliśmy Przyjaciół, którzy wyjechali nam naprzeciw rowerami. Dalej już sporą ekipą ruszyliśmy w stronę Pawłowa. W Bodzentynie posililiśmy się pyszną pizzą, a potem wyprowadzono nas na boczne ścieżki. Kojarzę miejscowości Śniadka, Parcele, Bronkowice, Radkowice... i tak do Rzepina. Droga mijała nam przyjemnie, bo w towarzystwie, ale było kilka ostrych podjazdów, które mogły dać w kość nawet zaprawionym w bojach rowerzystom (a co dopiero nam ;c). Nasza wycieczka pozwoliła spędzić aktywnie czas także Przyjaciołom, którzy (mamy nadzieję, że szczerze ;c)) cieszyli się z możliwości pokonania na rowerach kilkudziesięciu kilometrów.Złoty Potok
Sobota, 8 sierpnia 2020 · dodano: 10.08.2020 | Komentarze 0
W sobotę były plany, żeby pospać do 11:00. Na szczęście się nie udało - obudziłem się po 8:00 i właśnie piliśmy poranną kawkę, gdy zatelefonowała do nas Wiola. Z Waldkiem wybierali się do Złotego Potoku. Ponieważ i tak nasze plany przespania poranka spaliły na panewce, od razu zapaliliśmy się do projektu. Zszedłem do piwnicy, przygotowałem rowery i k. 11:00 czekaliśmy na Waldka i Wiolę k. Jagiellończyków. Pojechaliśmy Aleją Pokoju, koło Guardiana, a potem na "Pożarówkę" i do Leśnego. W Leśnym nasz zapał odrobinę ostygł, ale po chwili lenistwa spięliśmy się w sobie i zebraliśmy się do dalszej drogi. Przez Sokole Góry do Zrębic, a potem z Siedlca lasem i aleją klonową do Janowa. Później mała wspinaczka do Ostrężnika i tam obiadek.Z Ostrężnika zjechaliśmy kawałek w stronę Złotego Potoku i odbiliśmy w drogę na Siedlec. Żeby uniknąć piasku, który bardzo utrudniał nam przejazd, nie skręcaliśmy już w Sokole Góry, tylko dojechaliśmy do głównej drogi i zjechaliśmy do Olsztyna koło Spichlerza. Krótki postój na rynku i Rowerostradą w stronę Częstochowy. Odbiliśmy w stronę Guardiana i z Waldkiem i Wiolą pożegnaliśmy się na skrzyżowaniu Jagiellońskiej z Orkana. Wycieczka dała mi w kość, bo było naprawdę gorąco. Tym większe brawa należą się Wioli i Waldkowi, którzy do naszego dystansu dołożyli ok. 20 km.
W niedzielę też był plan, żeby rowerami z Karoliną pojechać do Poraja na pizzę. Okazało się jednak, że Adaś też ma ochotę na przejażdżkę nad wodę i pojechaliśmy całą rodzinką samochodem. Bardzo fajny weekend!
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Do Maluszyna!
Niedziela, 5 lipca 2020 · dodano: 07.07.2020 | Komentarze 0
Pomimo, że po pracowitym tygodniu i sobotniej wycieczce rowerowej byliśmy troszkę wyczerpani, wstaliśmy w niedzielę wcześnie. Chwila wahania, czy nogi i tyłki nas nie namawiają, żeby jednak odpuścić wyjazd. Ale słońce za oknem krzyczało, że będziemy pluli sobie w brody, jeśli spędzimy ten dzień w mieszkaniu. Siedliśmy na rowerki po 9:00 i pomknęliśmy w stronę Huty. Później Mstów, Garnek, Żytno i do Maluszyna. Pogoda była piękna, wiaterek lekko wiał w plecy, słońce doopalało prawą stronę (po wczorajszej jednostronnej lewej opaleniźnie). Do Maluszyna dojechaliśmy w fantastycznych humorach. A tam czekał już na nas Artur z Renatą i misja - ogarnięcie problemu z telefonem mojej Chrześnicy. Na powrót rowerem nie udało nam się zebrać, ale Karolinka po pracy przyjechała po nas autem z bagażnikiem na rowery. To chyba ostatnia możliwość rozkręcenia przed środowym startem wyprawy. Przede mną ostatni etap Rajdu dookoła Polski - z Bielska-Białej do Zgorzelca!Sobota z przyjaciółmi
Sobota, 4 lipca 2020 · dodano: 07.07.2020 | Komentarze 0
Chyba rowerowe soboty zagoszczą na stałe w naszym kalendarzu. Waldek zadzwonił w środę czy nie mielibyśmy ochoty powtórzyć przejażdżki w stronę Herb. Pogoda zapowiadała się lepsza niż ostatnim razem. Jedyny minus - musiałem z rana być w Katowicach, więc widziałem, że na miejsce zbiórki nie zdążę i będę musiał gonić ekipę. Ania pojechała na miejsce zbiórki z Olą i nawigowała mnie, jak ich dogonić. Towarzystwo złapałem w Pająku. Później już razem: z Anią, Olą, Waldkiem, Wiolą, Andrzejem i Michałem pomknęliśmy lasami w stronę Herb. Waldek przez ostatni rok, nie mogąc nacieszyć się nowym "góralem", rozpoznał nowe ścieżki i był naszym przewodnikiem. Udało nam się zrobić małe posiedzenie nad wodą (punktem czerpania wody), ale pogonieni przez komary ruszyliśmy w stronę Częstochowy. U Waldka zaplanowany był grill kończący rowerową sobotę. My z Anią wyszliśmy trochę "po angielsku", gdyż na niedzielę mieliśmy kolejny rowerowy plan... Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Kraków dzień II
Niedziela, 14 czerwca 2020 · dodano: 16.06.2020 | Komentarze 0
O dziwo - rano wstaliśmy pełni werwy. Nie opadła jeszcze radość realizacji zamierzonego celu. Zrobiliśmy śniadanko (niestety brakło kawy). O 10:00 zwolniliśmy apartament i pojechaliśmy na Rynek. Zaczepiony prośbą o zrobienie nam fotki młody turysta miał za sobą chyba nieprzespaną noc, bo odpowiedział: "Nie, nie... dziękuję..." i poszedłby dalej, gdyby nie wybuch śmiechu jego towarzyszy. Ochłonął i... o dziwo fotka wyszła super. Na rynku wypiliśmy poranną kawkę, wysłuchaliśmy Hejnału i zaczęliśmy się zastanawiać co dalej. Pociąg mieliśmy dopiero po 17:00, więc było sporo czasu na zwiedzanie. Zwiedzanie rowerami ma jedno ograniczenie - nie da się wejść do obiektów nie ryzykując zostawienia rowerów na zewnątrz - ale wiele walorów - można dalej, więcej, szybciej... Długo się nie namyślaliśmy - kierunek Opactwo Benedyktynów w Tyńcu. Po drodze fotka ze Smokiem, pejzaż z Wawelem w tle i na drugą stronę Wisły. Do Tyńca jedzie się asfaltową ścieżką wałem Wisły. Jazda jest bardzo przyjemna, choć na ścieżce robiło się dość tłoczno. Zawsze mi się wydawało, że Tyniec, to ten biały kościół widoczny z autostrady w okolicach lotniska. Jakież było moje zdziwienie, gdy oddzieleni nurtem rzeki minęliśmy go po prawej, a do Tyńca Garminek wskazywał jeszcze kilka kilometrów. Na drodze wyrósł nam umiejscowiony poniżej wałów lokal z leżakami, więc zalegliśmy na pół godzinki racząc się kupionymi po drodze truskawkami. Dojechaliśmy do Opactwa. Akurat trwała msza i dużo ludzi stało na dziedzińcu - nie chcieliśmy z rowerami zakłócać liturgii, dlatego tylko rzuciliśmy okiem, żeby wyryć w pamięci materiał do wspomnień (i zadbaliśmy o katalizator w postaci kilku fotek). Obiad planowaliśmy w Krakowie, ale zanim wyjechaliśmy z Tyńca, zjedliśmy mały lunch. Z powrotem chcieliśmy wracać drugim brzegiem Wisły, ale prace remontowe przy moście zakłóciły naszą orientację i wylądowaliśmy znowu na tym samym szlaku. W Krakowie w okolicy Rynku zjedliśmy pizzę i powolutku zaczęliśmy zbierać się w stronę Dworca. Dotarliśmy tam ze sporym zapasem, ale akurat gdy udało nam się wjechać na peron (nie wiem kto zaprojektował wjazd na perony bez rampy lub windą, gdzie rower się nie mieści), akurat wjechał nasz pociąg. Mieliśmy sporo czasu, aby zabezpieczyć na drogę rowery. Wszystkie 10 wieszaków było zapełnionych - dobrze, że kupiliśmy bilet kilka dni wcześniej. Przed Częstochową zamieniliśmy jeszcze kilka słów z rowerzystami z Łodzi, którzy też z Częstochowy jechali do Krakowa, ale korzystali ze szlaku Orlich Gniazd, więc zeszło im kilka dni. Pociąg jechał 1,5 godziny, więc przed 19:00 byliśmy w domku. Cudowny rowerowy weekend zainicjowany przez pełną zapału Anię!.Pierwsza "setka" i pierwszy Kraków Ani!
Sobota, 13 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Ania od dłuższego czasu dopytywała, kiedy zabiorę ją na wycieczkę na której mogłaby przejechać swoje "Pierwsze Sto Kilometrów". Wcześniej czy później by to nastąpiło, ale determinacja Ani tym razem aż wprawiła mnie w osłupienie. Bo oto w piątek Ania telefonuje do mnie do pracy u mówi: "Prognoza na sobotę jest dobra - może przejażdżka do Krakowa?". Szok! Podpytałem Maćka o pociąg - jest, ale po 17:00 - trochę mało czasu. Booking, apartament, pociąg powrotny w niedzielę - JEST!Rano pobudka przed 7:00, śniadanko i przed 8:00 byliśmy na rowerach. Pojechaliśmy przez Stare Błeszno w stronę Wrzosowej, później przez Poczesną, Poraj w stronę Myszkowa. Krótka regeneracja i kawka na jakiejś stacji paliw. Tym razem minęliśmy Myszków obwodnicami i dojechaliśmy do Zawiercia. Mimo, że założenie było, żeby nie forsować tempa, całkiem sprawnie nam szło. Prędkość średnia trzymała się powyżej 19 km/h. Gdy dojechaliśmy do Ogrodzieńca, uzupełniliśmy płyny i zebraliśmy siły przed pokonaniem największego przewyższenia na trasie. Na górze planowaliśmy postój, ale okazało się, że nadal w nas sporo energii, a szybki zjazd w stronę Kluczy zachęcał do siadania na rowery. Trochę tylko żałuję, że zabrakło nam czasu na zboczenie ze ścieżki i zerknięcie choć na Pustynię Błędowską - może następnym razem. Za Kluczami motywatorem był malejący dystans do Rabsztyna, gdzie zaplanowaliśmy dłuższy odpoczynek i obiadek. Z Rabsztyna ruszyliśmy czerwonym szlakiem w stronę Olkusza i przeskoczyliśmy kawałek zatłoczonej drogi krajowej do skrętu na Skałę. Później znowu w mniejszym ruchu w stronę Skały. Bardzo żmudny i ciężki jest podjazd przez miejscowość Sułoszowa, po podjeździe z Ogrodzieńca, to drugi bardzo wymagający fragment wyprawy. Gdy dojedzie się w okolice Zamku w Pieskowej Skale, można już cieszyć się delikatnym zjazdem i widokami Doliny Prądnika. Tuż za Ojcowem na liczniku wybiło 100 km - pierwsza taka długa przejażdżka Ani. GRATULACJE!. Zanim znaleźliśmy miejsce, by uświęcić jej wyczyn przejechaliśmy jeszcze kilka kilometrów i znaleźliśmy wygodną łączkę przy Wędzarni Ryb w Dolinie Prądnika. Zjedliśmy pysznego pstrąga i choć nic nas nie goniło, potoczyliśmy się dalej, żeby dokończyć nasze wyzwanie. Zwykle wyjeżdżając z Doliny Prądnika skręcałem w lewo i jechałem drogą krajową. Tym razem miałem ze sobą Garmina, który pokazał czerwony szlak przekraczający prostopadle krajówkę. Chwila wahania i... wbijamy na szlak. Po kilkudziesięciu metrach okazało się, że szlak zmienia się w podjazd nie do zaliczenia dla naszych obciążonych sakwami rowerów. Musieliśmy zejść i kilkadziesiąt metrów podepchnąć sprzęty. Bałem się, że Ania będzie szukać zemsty, ale... jeszcze żyję. O dziwo - gdy na górze okazało się że od tej pory do Krakowa czeka nas tylko zjazd - zupełnie się rozpogodziła. Sunęliśmy w stronę Krakowa żwawym zjazdem, a Garmin wskazywał, że skutecznie zbliżamy się do miejsca odpoczynku. Pod apartament dotarliśmy tuż po 19:00. Właściciel mimo wcześniejszych obaw znalazł miejsce dla naszych rowerów. Mogliśmy się odświeżyć i świętować Ani pierwszą "setkę" i pierwszy Kraków!
Zmiana planów
Czwartek, 11 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
W planach był Złoty Potok. Ruszyliśmy przez Stare Błeszno w stronę Olsztyna i dość szybko dotarliśmy na Rynek. Tam siedząc przy zapiekance pomyśleliśmy o zmianie planów. Zamiast jechać w stronę Janowa, wyjechaliśmy z Olsztyna na Turów i dalej na Małusy Wlk. Ponieważ w międzyczasie udało mi się naprawić "Garminka" (przyjaciele - drżyjcie!), zamiast trzymać się asfaltów, cały czas wbijaliśmy w szutrowe dukty i polne ścieżki. Dzięki temu udało nam się jechać szlakiem, na którym byłem pierwszy raz. A widoki były nieziemskie. Przebiliśmy się przez porośnięte sadami wzgórza i zjechaliśmy nad Wartę tuż za Mstowem. Później pojechaliśmy do Jaskrowa i odwiedziliśmy Rodzinkę. W Jaskrowie zdzwoniliśmy się z moimi Rodzicami, którzy z Rafałem Moniką i wnukami siedzieli nad wodą na Lisińcu. Pomyśleliśmy - czemu nie? Wracaliśmy wzdłuż Warty i tylko uzupełniliśmy kalorie w McDonald's przy trasie. Na Bałtyk dotarliśmy po przejechaniu się Alejami i szybkim zjazdem ul. Kordeckiego. Godzinka na plaży pozwoliła zregenerować siły, pizza - uzupełnić kalorie, i byliśmy gotowi do powrotu do domu. Kolejny super rowerowy dzień. Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Rezerwat Rododentronów
Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Coraz częściej Ania jest inicjatorem naszych rowerowych wycieczek. Tym razem już w trakcie tygodnia pojawił się projekt odwiedzenia Rezerwatu Rododendronów w Pawełkach. Tym razem znajomi nie mogli z nami jechać, ale to nas nie zniechęciło. Nie zniechęciła nas też konieczność zmiany dętki po wyniesieniu roweru z piwnicy. Ruszyliśmy późno, bo k. 14:00 dopiero. Nawet bardzo późno biorąc po uwagę, że wieczorem byliśmy umówieni na premierę koncertu Olka Klepacza, któremu akompaniuje duet z naszym druhem Michałem w składzie. Z Częstochowy wyjechaliśmy w stronę Dźbowa i dalej, ul. Leśną w stronę Blachowni. W Blachowni okazało się, że Ania znowu złapała gumę. Na szczęście udało się znaleźć nie do końca zamknięty sklep rowerowy i kupić dętkę. Nadal nasz zapał nie malał - ruszyliśmy w stronę Cisia i dalej, dobrze znaną nam już trasą w stronę Pawełek. Dojechaliśmy na miejsce w doskonałych humorach. Kwiaty w większości już rozkwitły i wyglądały pięknie. Nacieszywszy chwilę oczy, przejechaliśmy na drugą stronę leśnego duktu i korzystając z rozpalonego już ogniska zjedliśmy po kiełbasce. Spędziliśmy nad wodą koło godzinki i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem już nie przez las, tylko dojechaliśmy do Lisowa i wzdłuż drogi krajowej nową ścieżką rowerową przez Herby do Blachowni. Nie dojeżdżaliśmy do domu, tylko wjechaliśmy prosto do Michała, gdzie już czekali na nas znajomi. Wysłuchaliśmy koncertu - naprawdę warto obejrzeć - i posiedzieliśmy do nowy przy grillu. Na rowerach i tak nie dałoby się wrócić, gdyż tym razem z mojego koła zeszło powietrze. Okazało się, że zeffalowska taśma, która miała wzmocnić oponę tak niefortunnie się ułożyła, że delikatnie nacięła dętkę - dobrze, że nie w trasie. Rowery odebraliśmy następnego dnia.Hajnówka dzień II
Piątek, 29 maja 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
W piątek obudziliśmy się z nadzieją patrząc przez okno i znowu radość! Słońce! A wg prognozy piątek miał być w Hajnówce deszczowy. Szybko wyszykowaliśmy rowerki i ruszyliśmy, tym razem na południe drugą stroną pętli niebieskiego szlaku "Hajnówka - Topiło", aby wskoczyć na pętlę zielonego szlaku "Dubicze Cerkiewne - Topiło - Białowieża" i z Białowieży wrócić do Hajnówki Green Velo. Przez las jechało się super. Szutrówka biegła długimi prostymi co kilka kilometrów skręcając to na wschód, to na południe. Las dokoła był bardzo malowniczy, a pogoda cudowna. Gdy wskoczyliśmy na zielony szlak zmieniliśmy kierunek jazdy na północno-wschodni. Zanim dotarliśmy do Białowieży złapaliśmy trochę energii na postoju w "Uroczysku - miejscu mocy". Drogi w Białowieży są w remoncie, ale nie był to problem dla rowerów. Dojechaliśmy w okolice muzeum i zjedliśmy obiad. Chcieliśmy spróbować lokalnych wyrobów, ale tym razem się zawiedliśmy - białowieska komercja doszła do głosu i... nie ma czego zachwalać. Natomiast wracając Green Velo wjechaliśmy na krótki postój do lokalu z rowerowymi akcentami w Budach Leśnych i stamtąd bez wahania zabraliśmy coś do wieczornej degustacji. Tego dnia pogoda dotrzymała do końca. Udało nam się nie zmoknąć.Sobota wg prognoz miała być deszczowa, dlatego założyliśmy piesze zwiedzanie Hajnówki i odwiedziny u Rodzinki Ani. Deszcz lał, ale nam to nie przeszkadzało. Udało nam się zajrzeć do Soboru Świętej Trójcy i po obiadku odwiedzić Ani rodzinkę - Ciocię Gienię i Piotra. W niedzielę mieliśmy w planach powrót do Częstochowy, ale zanim - wjechaliśmy jeszcze zapalić świeczki na grobach bliskich Ani i zajrzeliśmy do Cerkwi pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Potem pojechaliśmy samochodami w stronę Białowieży na spacer po Rezerwacie Pokazowym Żubrów. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy w stronę Częstochowy i w domku byliśmy wczesnym wieczorem. Cudowny przedłużony rowerowy weekend - ale wyprawa nadal chodzi mi po głowie :c).