Info

Więcej o mnie.















Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2024, Lipiec3 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj9 - 0
- 2022, Sierpień3 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec4 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec1 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Maj7 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Sierpień3 - 0
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Sierpień1 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj9 - 1
- 2018, Kwiecień4 - 0
- 2018, Marzec2 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 2
- 2017, Maj10 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 4
- 2016, Kwiecień2 - 2
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Październik1 - 2
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec4 - 4
- 2015, Czerwiec5 - 6
- 2015, Maj6 - 3
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec7 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń4 - 3
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 3
- 2014, Październik4 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień6 - 4
- 2014, Lipiec3 - 4
- 2014, Czerwiec7 - 13
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 10
- 2014, Marzec9 - 3
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień5 - 15
- 2013, Listopad5 - 3
- 2013, Październik6 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 5
- 2013, Sierpień8 - 5
- 2013, Lipiec13 - 16
- 2013, Czerwiec12 - 16
- 2013, Maj9 - 15
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec6 - 9
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Listopad3 - 9
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień9 - 9
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec4 - 12
- 2012, Czerwiec9 - 16
- 2012, Maj14 - 25
- 2012, Kwiecień6 - 9
- 2012, Marzec9 - 15
- 2011, Grudzień2 - 9
- 2011, Listopad4 - 7
- 2011, Październik8 - 9
- 2011, Wrzesień9 - 9
- 2011, Sierpień7 - 1
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 35
- 2011, Maj9 - 15
- 2011, Kwiecień10 - 13
- 2011, Marzec6 - 10
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń2 - 5
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad5 - 13
- 2010, Październik9 - 8
- 2010, Wrzesień7 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Rodzinnie
Dystans całkowity: | 7575.68 km (w terenie 1413.00 km; 18.65%) |
Czas w ruchu: | 505:30 |
Średnia prędkość: | 14.99 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.64 km/h |
Suma podjazdów: | 2774 m |
Suma kalorii: | 6277 kcal |
Liczba aktywności: | 157 |
Średnio na aktywność: | 48.25 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
Rezerwat Rododentronów
Sobota, 6 czerwca 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Coraz częściej Ania jest inicjatorem naszych rowerowych wycieczek. Tym razem już w trakcie tygodnia pojawił się projekt odwiedzenia Rezerwatu Rododendronów w Pawełkach. Tym razem znajomi nie mogli z nami jechać, ale to nas nie zniechęciło. Nie zniechęciła nas też konieczność zmiany dętki po wyniesieniu roweru z piwnicy. Ruszyliśmy późno, bo k. 14:00 dopiero. Nawet bardzo późno biorąc po uwagę, że wieczorem byliśmy umówieni na premierę koncertu Olka Klepacza, któremu akompaniuje duet z naszym druhem Michałem w składzie. Z Częstochowy wyjechaliśmy w stronę Dźbowa i dalej, ul. Leśną w stronę Blachowni. W Blachowni okazało się, że Ania znowu złapała gumę. Na szczęście udało się znaleźć nie do końca zamknięty sklep rowerowy i kupić dętkę. Nadal nasz zapał nie malał - ruszyliśmy w stronę Cisia i dalej, dobrze znaną nam już trasą w stronę Pawełek. Dojechaliśmy na miejsce w doskonałych humorach. Kwiaty w większości już rozkwitły i wyglądały pięknie. Nacieszywszy chwilę oczy, przejechaliśmy na drugą stronę leśnego duktu i korzystając z rozpalonego już ogniska zjedliśmy po kiełbasce. Spędziliśmy nad wodą koło godzinki i ruszyliśmy w drogę powrotną. Tym razem już nie przez las, tylko dojechaliśmy do Lisowa i wzdłuż drogi krajowej nową ścieżką rowerową przez Herby do Blachowni. Nie dojeżdżaliśmy do domu, tylko wjechaliśmy prosto do Michała, gdzie już czekali na nas znajomi. Wysłuchaliśmy koncertu - naprawdę warto obejrzeć - i posiedzieliśmy do nowy przy grillu. Na rowerach i tak nie dałoby się wrócić, gdyż tym razem z mojego koła zeszło powietrze. Okazało się, że zeffalowska taśma, która miała wzmocnić oponę tak niefortunnie się ułożyła, że delikatnie nacięła dętkę - dobrze, że nie w trasie. Rowery odebraliśmy następnego dnia.Hajnówka dzień II
Piątek, 29 maja 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
W piątek obudziliśmy się z nadzieją patrząc przez okno i znowu radość! Słońce! A wg prognozy piątek miał być w Hajnówce deszczowy. Szybko wyszykowaliśmy rowerki i ruszyliśmy, tym razem na południe drugą stroną pętli niebieskiego szlaku "Hajnówka - Topiło", aby wskoczyć na pętlę zielonego szlaku "Dubicze Cerkiewne - Topiło - Białowieża" i z Białowieży wrócić do Hajnówki Green Velo. Przez las jechało się super. Szutrówka biegła długimi prostymi co kilka kilometrów skręcając to na wschód, to na południe. Las dokoła był bardzo malowniczy, a pogoda cudowna. Gdy wskoczyliśmy na zielony szlak zmieniliśmy kierunek jazdy na północno-wschodni. Zanim dotarliśmy do Białowieży złapaliśmy trochę energii na postoju w "Uroczysku - miejscu mocy". Drogi w Białowieży są w remoncie, ale nie był to problem dla rowerów. Dojechaliśmy w okolice muzeum i zjedliśmy obiad. Chcieliśmy spróbować lokalnych wyrobów, ale tym razem się zawiedliśmy - białowieska komercja doszła do głosu i... nie ma czego zachwalać. Natomiast wracając Green Velo wjechaliśmy na krótki postój do lokalu z rowerowymi akcentami w Budach Leśnych i stamtąd bez wahania zabraliśmy coś do wieczornej degustacji. Tego dnia pogoda dotrzymała do końca. Udało nam się nie zmoknąć.Sobota wg prognoz miała być deszczowa, dlatego założyliśmy piesze zwiedzanie Hajnówki i odwiedziny u Rodzinki Ani. Deszcz lał, ale nam to nie przeszkadzało. Udało nam się zajrzeć do Soboru Świętej Trójcy i po obiadku odwiedzić Ani rodzinkę - Ciocię Gienię i Piotra. W niedzielę mieliśmy w planach powrót do Częstochowy, ale zanim - wjechaliśmy jeszcze zapalić świeczki na grobach bliskich Ani i zajrzeliśmy do Cerkwi pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela. Potem pojechaliśmy samochodami w stronę Białowieży na spacer po Rezerwacie Pokazowym Żubrów. Wczesnym popołudniem ruszyliśmy w stronę Częstochowy i w domku byliśmy wczesnym wieczorem. Cudowny przedłużony rowerowy weekend - ale wyprawa nadal chodzi mi po głowie :c).
Hajnówka dzień I
Czwartek, 28 maja 2020 · dodano: 15.06.2020 | Komentarze 0
Cały czas mamy nadzieję, że kolejny etap naszej Rodzinnej Wyprawy uda się przeprowadzić w tym roku. Niestety dotychczas wstrzymanie kolejowych połączeń międzynarodowych nie pozwalało nam zaplanować bezpośredniego powrotu z Terespola. Może jeszcze się uda. Tymczasem, Ania zasugerowała, że przecież można byłoby przejechać się do Hajnówki, odwiedzić Rodzinkę, a przy okazji zabrać rowery i chociaż poczuć klimat wyprawy jeżdżąc po szlakach rowerowych Podlasia. Pomysł od razu przypadł mi do gustu, nie tylko zresztą mi - do wyjazdu zapalili się także Michał z Olą i Waldek z Wiolą (choć oni musieli poświęcić chwil kilka na wyrwanie urlopu).W każdym razie w środę wczesnym popołudniem udało nam się ruszyć w stronę Hajnówki z samochodami wypchanymi sprzętem rowerowym. Do Hajnówki dojechaliśmy wieczorem. Apartament nawet przerósł nasze oczekiwania - zapewniał komfortowe warunki całej naszej szóstce i bezpieczny parking dla samochodów i rowerów.
W czwartek rano obudziliśmy się pełni lęku o pogodę, ale okazało się, że nasz fart w tym względzie nie minął. Tego dnia postanowiliśmy zrobić pętlę czerwonym szlakiem wytyczonym z Hajnówki na zachód przez Czyże i później na południe przez Morze w stronę Dubicz Cerkiewnych. Później musieliśmy troszkę skrócić przejażdżkę i zamiast na Kleszczele skręciliśmy w stronę Witowa, aby lasami wrócić do Hajnówki. Decyzja była dobra, gdyż w Witowie dała o sobie znać prognoza i dopadła nas obiecanym deszczem. Na szczęście ulewa trwała tylko na długo, by dać nam posmak przygody, a na tyle krótko, by nas do przygód nie zniechęcić. Przy planowaniu wycieczki skorzystałem z aplikacji GreenVelo, która oprócz nawigowania po tym szlaku oferuje także możliwość planowania wycieczek po szlakach powiązanych - stąd pomysł na przejażdżkę szklakiem czerwonym nazwanym w aplikacji "Szlak rowerowy Hajnówka-Piaski", skrót zielonym szlakiem "Dubicze Cerkiewne-Topiło-Białowieża" i powrót do Hajnówki niebieskim szlakiem "Topiło - Hajnówka".
Pierwszy dzień na rowerach wszystkim przypadł do gustu pomimo, że buty i stroje trzeba było suszyć po krótkiej, ale intensywnej ulewie. Wieczorem zjedliśmy pyszną obiadokolację i szykowaliśmy się do zaplanowanej nazajutrz wycieczki do Białowieży.
Do Blachowni
Niedziela, 17 maja 2020 · dodano: 19.05.2020 | Komentarze 0
W sobotę leniuchowaliśmy na całego. Dlatego gdy w niedzielę koło południa niebo przestało straszyć deszczem, postanowiliśmy dać szansę tyłkom przyzwyczaić się troszeczkę do siodełek. Ostatnia nasza wycieczka zakończyła się zakupem auta dla Córy, ale tym razem nie mieliśmy tak rozhulanych planów. Zgarnęliśmy z lodówki karkóweczkę i boczek i podjechaliśmy na stację paliw podpompować rowery. Udało mi się w międzyczasie przygotować rower do sezonu, mam nowe opony - tym razem niewzmocnione, ale kupiłem taśmę Zefala, która niby ma chronić przed łapaniem gumy - zobaczymy. Będąc na stacji kupiliśmy jednorazowego grilla (przydał się mi kiedyś podczas wypadu nad Pogorię. Tym razem cel był inny - Blachownia. Piękną ścieżką rowerową do Dżbowa, stamtąd ul. Leślną w stronę szpitala w Blachowni i ani się obejrzeliśmy, a już siedzieliśmy nad zalewem. Grilla nie rozpaliliśmy, gdyż zatelefonowałem do Rodziców i okazało się, że siedzą razem z naszą Córą na Lisińcu. Po co samemu objadać się karkówką jak można napalić pod grillem z prawdziwego zdarzenia. No i zwinęliśmy się szybko i pomknęliśmy przez Starą Gorzelnię wzdłuż nowowybudowanej autostrady w stronę Częstochowy. Rodzice ugościli nas pięknie, uzupełniliśmy kalorie i przez Bałtyk i Zaciszańską wróciliśmy na osiedle.To była zacna, rowerowa niedziela.
Kategoria Rodzinnie, Po godzinach
Rodzinny weekend
Niedziela, 29 marca 2020 · dodano: 02.04.2020 | Komentarze 0
Mimo panującej przygnębiającej atmosfery związanej z rozwijającą się epidemią, a może właśnie na przekór niej, pierwszy raz w tym roku wsiedliśmy na rowery. Zdopingowała nas trochę Karolina, która tydzień wcześniej wybrała się rowerek do Rędzin. Po tej przejażdżce okazało się, że jej rower wymaga regulacji, a gdy zszedłem do piwnicy... wyszykowałem cały nasz tabor.Mój rowerek zyskał w tym roku nowe pedały. Wypatrywałem tylko okazji, żeby je przetestować. I nadarzyła się takowa w sobotę. Siedliśmy z Anią na rowery i podjechaliśmy najpierw na stację paliw, gdzie nie tylko udało się dopompować koła, ale tez spotkaliśmy Michała. Chwila rozmowy przy zachowaniu przepisowych 2 m i dalej, przez Dźbów w stronę Konopisk. Po drodze wypatrywaliśmy czujnie samochodów wystawionych na sprzedaż w przydrożnych komisach - nasza Karolinka od dłuższego czasu sygnalizowała, że Alhambra jest dla niej za duża i chciałaby jeździć czymś mniejszym.
W pogodnych nastrojach dojechaliśmy do Pająka i spędziliśmy pół godzinki nad wodą. To był naprawdę fajny rowerowy dzień, mimo, że w tle było poszukiwanie autka. Wypatrzyliśmy je na powrocie. Karolina gdy dostała fotkę zapomniała o wszystkich testowanych wcześniej samochodach.
Nie pozostało nic innego jak w niedzielę ponowić przejażdżkę i dać szansę Córce przymierzyć się do autka w wersji mini. Decyzja zapadła, pożegnaliśmy się z Seatem, z którym towarzyszył nam w tylu, także rowerowych, przygodach. Żegnaj Maxi, witaj Mini. Przejażdżkę rowerową kontynuowaliśmy i zakończyliśmy popołudnie u Rodziców. Nie było szans posiedzieć dłużej, bo na wieczór zapowiadano deszcz, a nie przygotowaliśmy się na kaprysy pogody. Sezon rowerowy rozpoczęty! Niestety, obostrzenia epidemiczne spowodowały, że być może nieprędko uda się powtórzyć rowerowy weekend. Trzymajmy się wszyscy w zdrowiu!
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Mazury 2019 - dzień V
Środa, 29 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0
Ostatni poranek w trasie powitał nas deszczem. Pojezierze Suwalskie nie chciało się z nami rozstać, bo przytrzymało nas na kwaterce do południa. Zjedliśmy śniadanko, spakowaliśmy się i czekaliśmy cierpliwie na koniec pluchy. A gdy przestało padać, siedliśmy na rowery i pomknęliśmy w ostatni etap naszej tegorocznej przygody - w stronę Suwałk. Tym razem asfaltem, ale też było malowniczo, np. gdy zbliżyliśmy się do brzegu Czarnej Hańczy i jechaliśmy wzdłuż rzeki kilka kilometrów. Do Suwałk dotarliśmy dość szybko, zostawiliśmy rowery na kwaterce i szykowaliśmy się do pójścia "w miasto". Mnie czekała jeszcze miła niespodzianka, bo Przyjaciele nie zapomnieli o zbliżających się moich urodzinach. Dostałem rowerowe akcesoria, które, jak już się przekonałem, są bardzo przydatne. Zrewanżowałem się kupując słodkie ciacha i coś do popicia. Pospacerowaliśmy po Suwałkach i wróciliśmy do hotelu. Wieczorem stworzyliśmy podgrupę "łasuchów" i poszliśmy jeszcze na pizzę. Nocleg minął szybko, bo trzeba było wstawać o świcie i gnać na pociąg.Pociąg wprawdzie był podstawiony, ale oczywiście czekała nas jeszcze przeprawa z konduktorami. Nie mieliśmy na powrót biletów na wszystkie rowery, ale przy wykorzystaniu umiejętności negocjatorskich i... słodkich oczu, udało nam się dojechać do Warszawy ze wszystkimi rowerami.
W Warszawie wysiedliśmy na Dworcu Wschodnim i korzystając z 3 godzinnej przerwy w podróży podjechaliśmy nad Wisłę na kawę i na "kebsa" pod Pałac Kultury. Był jeszcze mały stresik na Dworcu Centralnym, gdyż okazało się, że na pociąg czekaliśmy nie na tym peronie co trzeba i gdy go zapowiedziano, trzeba było wykazać się żwawością w kulbaczeniu i przeprowadzaniu rowerów pomiędzy peronami. Jeszcze tylko przeprawa z drzwiami do wagonu, które nie chciały się otworzyć, przepychaniu dwór rowerów przez cały zatłoczony przedział, wtłoczeniu 4 rowerów na miejsce przygotowane dla dwóch i... mogliśmy odetchnąć z ulgą czekając, aż za oknami zobaczymy zarysy Dworca w Częstochowie.
Kolejna cudowna wyprawa. Przejechaliśmy kilkaset kilometrów, spędziliśmy w gronie Przyjaciół kilka dni, wieczorów i nocy, no i... nabraliśmy ochoty na kolejny etap. W przyszłym roku startujemy z Suwałk!
Mazury 2019 - dzień IV
Wtorek, 28 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0
Tego dnia pierwszy raz dopadł nas deszcz. W sumie nie dopadł, tylko sami się weń wpakowaliśmy. Prognozy zapowiadały, że będzie padało gdzieś do południa, etap nie był zaplanowany za długi, ale znudziło nam się siedzenie na tyłkach. Spakowaliśmy się i korzystając z przerwy w opadach ruszyliśmy w stronę Stańczyków. Zmokliśmy troszkę i chyba niepotrzebnie, bo po pół godzinie jazdy deszcz przestał padać i do końca dnia było już sucho. Gdybyśmy poczekali odrobinę, to nie musielibyśmy korzystać z kurtek. Ten dzień rowerowo również był bardzo udany. Jechaliśmy głównie szutrami, odrobinę asfaltów. Gdy mieliśmy ochotę stawaliśmy na krótki odpoczynek. Powoli ale stale zbliżaliśmy się do Stańczyków, gdzie mieliśmy zaplanowany dłuższy odpoczynek przy słynnych wiaduktach kolejowych. Ja z Anią wjechaliśmy z rowerami na górę i weszliśmy na konstrukcję. Mosty są ponoć najwyższymi tego typu obiektami w Polsce, chociaż w okolicach Gliwic widzieliśmy podobne konstrukcje także zbudowane przed Wojną przez Niemców. Wkleję tutaj fotkę tablic z opisem obiektu.Mosty robią wrażenie, a do tego są usytuowane w prześlicznej górzystej okolicy. Także były tu podjazdy które spowodowały, że nie wszyscy chcieli nadwyrężać łańcuchy i zdecydowali się na podprowadzenie rowerków pod co bardziej strome podjazdy. Za to pogoda była łaskawa i zdjęcia w Stańczykach i później można było robić w pełnym słońcu. Do naszego miejsca noclegu dojechaliśmy w sam raz, żeby uniknąć zmoczenia przez wieczorny deszcz. Wieczór spędziliśmy na tarasie z pięknym widokiem, a gdy zrobiło się chłodniej przenieśliśmy się do saloniku i kontynuowaliśmy degustację...
Mazury 2019 - dzień III
Poniedziałek, 27 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0
Kolejny poranek, śniadanko, szybkie pakowanie i w drogę. Wyjechaliśmy z gościnnego Harszu zastanawiając się, czy naszych gospodarzy nie odwiedzić w Sylwestra. Przy wieczornym ognisku powstał taki plan i rozesłaliśmy nawet wici do ekipy. Koniec końców - pewnie Sylwestra spędzimy jednak gdzie indziej, ale gospodarze zasłużyli na wychwalenie ich za podejście do turystów.Pogoda nadal sprzyjała, było pochmurno, nie za ciepło - istnie "rowerowo". Ruszyliśmy najpierw asfaltem, ale w którymś momencie wjechaliśmy w szutrowe drogi i trafiliśmy na słynne "Green Velo". Kilka lat temu opisując etap wyprawy granicą wschodnią skomentowałem, że w telewizji reklamują trasę rowerową, której w rzeczywistości nie uświadczysz. Natomiast teraz... zwracam honor budowniczym. "Green Velo" istnieje, prowadzona jest bardzo malowniczymi terenami, co kilka kilometrów MOR (miejsce odpoczynku rowerzystów). Odcinek którym jechaliśmy miał szutrową nawierzchnię i był odseparowany od dróg uczęszczanych przez samochody. Jechało się naprawdę super. Teren był pagórkowaty, wokół pola, łąki, lasy... a potem coraz bardziej góry. Aż dojechaliśmy w okolice mazurskiego Karpacza, jak malowniczo określił go kiedyś Maciek. Nocleg tego dnia wypadł nam pod Gołdapią. Dotarliśmy tam tuż przed deszczem. Dom z zewnątrz wyglądał bardzo obiecująco i faktycznie było komfortowo. Mieliśmy do dyspozycji kuchnię i salon z bilardem, możliwość kupienia lokalnych wyrobów. Zanim rozsiedliśmy się do kolacji, z Anią i Waldkiem pojechaliśmy do centrum na zakupy i troszkę nas deszcz zmoczył. Natomiast po powrocie na kwaterę siedliśmy sobie przy kolacji, wspominaliśmy miniony dzień i planowaliśmy następny.
Mazury 2019 - dzień II
Niedziela, 26 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 2
Poranek, śniadanko, pakowanie i... pierwsza i jedyna usterka podczas wyprawy. Okazało się, że w Ani rowerze zeszło powietrze z tylnego koła. Miałem szansę zapunktować wcielając się w rolę serwisanta. Przyczyną była chyba wadliwa dętka, gdyż w oponie nie było śladu usterki, a dziurka była od strony obręczy. Usterka nie była jedynym tematem, który nas wstrzymał od startu w ten najdłuższy etap naszej wyprawy. Planując, że rozpoczniemy eskapadę w przeddzień wyborów do Parlamentu Europejskiego, zadbaliśmy o to, by dopisano nas do listy wyborczej w Lutrach. Komisja była bardzo zdziwiona, ale po krótkim wyjaśnieniu sytuacji, spełniliśmy swój obywatelski obowiązek i... ruszyliśmy.Tego dnia pierwszy raz przecinaliśmy szlak, którym kilka lat wcześniej jechaliśmy z Waldkiem. Zdarzył się też pierwszy odcinek, gdzie ze względu piach i stromy podjazd zmusił nas do schodzenia z rowerków od czasu do czasu. Podjazd był dość ciężki, ale bardzo malowniczy, gdyż wzdłuż niego pojawiły się stacje drogi krzyżowej, które doprowadziły nas do łagodnego zjazdu w stronę sanktuarium w Świętej Lipce.
Akurat w tą sobotę wypadł tam odpust, dlatego do Świętej Lipki wjechaliśmy podczas mszy celebrowanej przez kilku kapłanów, było mnóstwo ludzi, cała odpustowa oprawa... Fajny klimat, ale niestety uniemożliwił nam znowu usłyszenie słynnych organów - jest powód, aby do Świętej Lipki jeszcze kiedyś zawitać.
Jechało się super. Chociaż był to najdłuższy zaplanowany odcinek, nie doskwierały nikomu żadne dolegliwości, co chwilę zatrzymywaliśmy się by uwiecznić w albumie fotograficznym mijane krajobrazy (chociaż moje dzieciaki pewnie wypomniałyby, że częściej robię "selfiki"). Zajechaliśmy do kultowego wśród żeglarzy Sztynortu i tam zjedliśmy pyszny mazurski obiad - oczywiście rybki. Nie opisuję miejscowości które mijaliśmy, bo trasę można zobaczyć na filmiku, który starałem się zrobić po każdym zakończeniu etapu. Późnym popołudniem dojechaliśmy do Harszu i znaleźliśmy nocleg u przesympatycznych ludzi. Już przez telefon Gospodyni zaproponowała, że zrobi dla nas zakupy na kolację, uraczyła nas pyszną nalewką i śpiewała z nami przy ognisku, którym zakończyliśmy ten drugi dzień przygody.
Mazury 2019 - dzień I
Sobota, 25 maja 2019 · dodano: 15.07.2019 | Komentarze 0
Tym razem naszą rodzinną wyprawę z rowerami zaplanowaliśmy na końcówkę maja. Miesiąc wcześniej podjąłem heroiczną próbę zdobycia biletów, które pozwoliłyby dowieźć 6 rowerów koleją do Olsztyna i umożliwiły powrót z Suwałk. Udało się... połowicznie. Nie wiem jak to jest zorganizowane, że mimo iż w pociągu są miejsca do przewozu rowerów, nigdy nie udaje się kupić kompletu dla wszystkich. Tym razem podróż do Olsztyna miała przebiegnąć bez stresów. Na powrót z Suwałk udało się zdobyć tylko 4 bilety rowerowe. Tym razem postanowiliśmy jednak nie dzielić się na dwa składy zakładając, że trafimy na sympatycznego konduktora, który nie wyrzuci nas z pociągu.I wreszcie nadszedł ten dzień. Pakowanie nie sprawia nam już problemów i bezproblemowo mieścimy się w dwa zestawy sakw. Z Michałem i Olą spotkaliśmy się przy basenie na Niepodległości, Waldek z Wiolą dołączyli do nas na Dworcu. Podróż pociągiem minęła nam bardzo grzecznie, bez śpiewów, ale do Olsztyna dotarliśmy w doskonałych humorach i pełni zapału do pedałowania. Pogoda wprawdzie była bardziej wiosenna, niż letnia, ale mieliśmy nadzieję, że brak upałów będzie nam tylko sprzyjał, a wiatr będzie wiał tylko w plecy.
Ruszyliśmy w kierunku miejscowości Lutry. Tym razem znowu zaufaliśmy Garminkowi, który mimo kilku psikusów jakie nam zafundował, dawał rękojmię, że trasa minie wszystkie ruchliwe odcinki (chociaż może czasami zahaczyć o bagna i brody rzek ;c). Tym razem nie było tak źle - jechaliśmy sobie spokojnymi asfaltami, szutrami i czasami leśnymi ścieżkami ciesząc oczy otaczającą nas przyrodą i sielskim krajobrazem. Zdarzyły się pierwsze podjazdy, które sprawiają, że rowerowe wypady na Mazury można zaliczyć do przygód górskich. Zdarzył się pierwszy odcinek, gdzie ze względu piach i stromy podjazd zmusił nas do schodzenia z rowerków od czasu do czasu.
Tego dnia mieliśmy zaplanowany nocleg w Lutrach. Znaleźliśmy pensjonat, który kiedyś był lokalem organizującym pewnie wielkie wesela, z plenerowym otoczeniem, które pamiętało czasy świetności. Dzisiaj w "sali balowej" złożyliśmy nasze rowery i rozlokowaliśmy się po skromnych pokoikach. Z rozmowy z gospodarzami wynikało, że... młodzi ludzie wyjechali za pracą i restauracja straciła rację bytu. Udało nam się znaleźć sklepik i zrobić zakupy na kolację i niedzielne śniadanie. Potem zeszliśmy na brzeg jeziora i do zachodu słońca raczyliśmy się wrażeniami z pierwszego dnia i... i czymś tam jeszcze. To był naprawdę fajny dzień...