Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 27472.43 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2785.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.57 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2025 button stats bizkestats.pl 2024 button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Dane wyjazdu:
14.05 km 00:50 h
16.86 km/h:
Maks. pr.:28.06 km/h

Do pracy

Poniedziałek, 10 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 2

Po długiej przerwie trzeba iść do pracy. Pojechałem rowerem (taka próba złagodzenia szoku ;c))
Kategoria Do pracy


Dane wyjazdu:
84.95 km 04:48 h
17.70 km/h:
Maks. pr.:40.36 km/h

Pawełki z przyjaciółmi

Niedziela, 9 czerwca 2013 · dodano: 11.06.2013 | Komentarze 0

Przed nadmorską wyprawą się nie udało, ale...
Pogoda w weekend się wyklarowała, dlatego w sobotę rozesłałem wici do przyjaciół: W niedzielę jedziemy podziwiać rododendrony!
O 10.00 rano ruszyłem rowerkiem po Waldka i Wiolę. Później we troje pojechaliśmy w stronę Lisowa.
Tam dołączyła do nas ekipa: Michał z Olą, Jarek z Żanetą i moja Koleżanka Małżonka. Oni dowieźli swoje rowery do Lisowa autkami, ale stamtąd czekała nas urocza wycieczka przez lasy do rezerwatu.
Kwiaty zakwitły obficiej niż w zeszłym roku. Mimo, że pewnie w zeszłym tygodniu był lepszy moment do ich podziwiania. Na leśnym dukcie pełno ludzi: rowerzyści, piesi, a nawet od czasu zbłąkani automobiliści.
Kilka fotek na tle kwiatów, a później całą ekipą na kiełbaskę z ogniska. Nad jeziorkiem też mnóstwo ludzi, ale dzięki temu ominęło nas zbieranie drewna na ognisko.
Posiedzieliśmy z godzinkę, ale grzmot z oddali dał nam sygnał, że może lepiej zakończyć eskapadę w nastrojach POGODNYCH.
Wróciliśmy do samochodów, tam pożegnaliśmy ekipę, która dopiero ma rowerowy rozruch i szykuje szczyt formy na kolejne eskapady. A potem we trójkę pognaliśmy do Częstochowy. U Waldka i Wioli wypiłem kawkę i wróciłem do domku.
Przeuroczy wypad. Szkoda, że dzieciaki coraz odważniej deklarują pomysły spędzania czasu bez rodziców ;c).

Dane wyjazdu:
32.26 km 01:42 h
18.98 km/h:
Maks. pr.:41.41 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień VI (Dobre Miasto - Olsztyn)

Niedziela, 2 czerwca 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 9

Skoro świt pobudka, szybkie śniadanko... Nie takie szybkie. Zostaliśmy wyposażeni na drogę tak, że jeszcze wieczorem tego dnia jadąc już samochodem w stronę Gorzowa, podjadałem kabanosy. Dziękujemy! :cP.
Wraz ze wstającym słońcem ruszyliśmy w stronę Olsztyna. Piękną, nowoczesną drogą, z szerokim poboczem.


O świcie
Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII.

Przed samym Olsztynem znak znak drogowy zepchnął nas z szosy na leśną ścieżkę rowerową. To było ostatnie wspomnienie po piaszczystych nadmorskich szlakach. Pod Dworzec PKP zajechaliśmy godzinę przed odjazdem pociągu.


To już jest koniec
Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII.

Okazało się, że system rezerwacji biletów PKP zawiódł - posadzono nas w przedziale po drugiej stronie wagonu. Mówię o tym, gdyż rezerwując bilety przed wyjazdem zamówiłem jeden zestaw przez INTERNET i okazało się że nie ma możliwości w ten sposób dobrać miejsc obok przedziału rowerowego. Transakcję reklamowałem, do dzisiaj kasy nie dostałem. A te drugie bilety kupiłem w kasie - tylko w jedną stronę system dał radę. Rezerwacje powrotne się znowu były "z kosmosu". Zwróćcie na to uwagę rezerwując przejazdy.
W każdym razie większość drogi i tak udało się przejechać w przedziale obok rowerów. Dopiero za Warszawą znalazł się ktoś z biletem na moje miejsce. Napompowałem matę, uwaliłem się pod rowerami i... sam się sobie dziwiłem, po co cisnąłem się w przedziale mając taką wygodną, leżącą miejscówkę ;c).
Pociąg z Olsztyna zasuwa niesamowicie. Już o 13.30 wysiedliśmy na Dworcu PKP w Częstochowie. Tam pamiątkowa fotka i... tym samym kolejny etap Wyprawy Dookoła Polski możemy uznać za zakończony.
Waldku, Maćku - dzięki za fantastyczną przygodę i do następnego razu :cP.

A poniżej zapis śladu gpx z całej wyprawy


Dane wyjazdu:
81.20 km 04:12 h
19.33 km/h:
Maks. pr.:54.94 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień V (Krynica Morska - Dobre Miasto)

Sobota, 1 czerwca 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 1

Rano o 10.00 mieliśmy prom do Fromborka. Na promie śniadanko - kabanos, maślanka i ogórek (bałem się, że będzie mi bliżej do "pawia morskiego" niż do "wilka", ale dałem radę :cP).



We Fromborku szybkie wejście na Zamek i już gnaliśmy dalej w stronę Dobrego Miasta.



Poprzedniego dnia musiało mnie trochę przyćmić, gdyż podczas dyskusji na scenie w Krynicy, wyłączyłem w Garminie zapis śladu. Musicie cobie wyobrazić którędy jechaliśmy. Planując wyprawę okazało się, że powrotny pociąg mamy o 6.30 lub k. 10.00 z Olsztyna. Tak więc wypadało znaleźć nocleg w Olsztynie lub okolicy. Od czego ma się przyjaciół? Wystarczył jeden telefon do Mariusza i Edyty, by nieśmiałą prośbę o spotkanie i nocleg skomentowano zaproszeniem na cały weekend do Dobrego Miasta :cP.
Do Dobrego Miasta dojechaliśmy przez Ornetę. Fajne drogi, nieuczęszczane. Wiaterek tym razem wreszcie wiał z lekka z tyłu. Do Dobrego Miasta dojechaliśmy o 17.00.



Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII

Gospodarze podjęli nas "po królewsku". Był grill, piwko, gitara. Piękny pokaz wokalny dała ich młodsza córa. "Ty pójdziesz górą, a ja doliną" brzmi mi w uszach do dzisiaj :cP. Starsza córa nie śpiewała, za to przywiozła medal z zawodów pływackich, więc było co świętować.
Posiedzieliśmy do późna, przegoniła nas burza, ale może to i lepiej, bo tym razem trzeba było nastawić budziki... na 3.30 ;c(.

Dane wyjazdu:
72.16 km 03:54 h
18.50 km/h:
Maks. pr.:38.12 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień IV (Gdańsk - Krynica Morska)

Piątek, 31 maja 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 1

Zanim ruszyliśmy z Gdańska, rozgorzała dyskusja. W pierwszej wersji trasa naszej wyprawy miała iść jak najbliżej wybrzeża i zakładaliśmy, że spłyniemy z Krynicy Morskiej do Fromborka. Okazało się jednak, że Zalew Wiślany nie jest przychylny rowerzystom. O ile bilet dla pasażera na trasie Hel - Sopot kosztuje 30 zł + 5 zł za rower, to z Krynicy Morskiej do Fromborka - też 30 zł... + 15 zł za rower 8c0.
Po prostu grzech tyle płacić za przewiezienie roweru! Powoli zaczęliśmy się skłaniać ku pomysłowi, by przez Elbląg pojechać na Tolkmicko i Frombork.
Wyjechaliśmy z Gdańska późno. Ciężko się było rozstać z gospodarzem ;c). Najpierw na Sobieszewo (na szczęście most był przejezdny), potem na prom w Świbnie.



W Sztutowie miała zapaść decyzja - co dalej? I znowu udało mi się namówić chłopaków na pozostanie przy pierwotnym planie - gnamy na Krynicę Morską. Miałem ochotę zrobić pożegnanie z morzem, podsuwałem pomysły, że może znajdzie się chętny rybak, czy jakiś prywatny jachcik, który przerzuci nas do Tolkmicka. Nie znalazł się, ale nic to...



Znaleźliśmy nocleg za 25 zł. Warunki - da się przespać :cP. I tak nie zamierzaliśmy tej nocy spać zbyt długo, bo akurat wypadały moje urodziny, więc postanowiłem zafundować chłopakom poranny ból głowy :cP. Udało się i pożegnać z morzem, i pogadać do późna na opuszczonej scenie w porcie, i dziki nas nie zeżarły, i... w ogóle wszystko się udało.


Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII

Udało się nawet znaleźć tańszy statek do Fromborka (o 5 zł, ale tańszy ;c). Z szumem (powiedzmy, że morza) w uszach poszliśmy spać :cD

Dane wyjazdu:
110.91 km 07:16 h
15.26 km/h:
Maks. pr.:41.77 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień III (Białogóra - Gdańsk)

Czwartek, 30 maja 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 3

Rano wstaliśmy i ruszyliśmy w stronę wyjazdu z Białogóry na Dębki. Spojrzałem na mapę i zorientowałem się, że do Dębek prowadzi leśny dukt, to samo z Dębek do Karwi. Wolałem uprzedzić o tym chłopaków, jednocześnie próbując przekonać ich, że może tym razem teren nie będzie taki wymagający. Na szczęście zignorowali moje argumenty ;c). W ten sposób nie obejrzeliśmy przepięknego fragmentu wybrzeża, ale nie da się pogodzić wszystkiego. Przy naszej formule wyprawy - priorytetem staje się utrzymanie dziennych przebiegów. Może wybierzemy się tam jeszcze z rowerkami i większym zapasem czasu, by pokręcić się w tamtych okolicach.
Tak więc nie zahaczając o Dębki pojechaliśmy asfaltem przez Krokową do Karwi. Z Karwi do Jastrzębiej Góry i Rozewia. W Jastrzębiej Górze zrobiliśmy kilka fotek przy obelisku wyznaczającym najdalej wysunięty na północ skrawek Polski. Swoją drogą muszę doczytać, skąd to zamieszanie z Rozewiem i Jastrzębią Górą.



Podjechaliśmy także pod latarnię w Rozewiu.



Dalej Władysławowo. Tutaj zakład pracy mojej Mamy miał kiedyś domki kempingowe, gdzie spędziłem z rodzicami kilkakrotnie wakacje. Dziś po domkach nie ma śladu. Gospodarze remontują swój dom. A mam wspomnienie z czasu, gdy miałem kilka lat, że były to domki na pustej działce otoczonej niezagospodarowanym terenem. Nie zmieniła się tylko droga z charakterystycznych, dziurkowanych płyt betonowych.
Z Władysławowa wjechaliśmy na Półwysep Helski. Stąd przez chałupy, Jastarnię prowadzi ścieżka rowerowa do samego Helu. W Helu obiadek - pyszna rybka i godzinka lenistwa na plaży. Stąd mamy zaplanowaną "podróż morską" do Sopotu. Jeszcze miła niespodzianka. Okazało się, że w Gdyni długi weekend spędza mój kuzyn Artur z rodzinką. Dzieciaków nie udało im się namówić na przejażdżkę, ale Artur z Renatą spotkali się z nami w porcie i machali nam z nabrzeża, gdy ruszaliśmy w kierunku Sopotu. Dzięki za pamięć i do zobaczenia! :cP.



W Sopocie na molo już czekał na nas Tomek z rodzinką. Rzadko bywam w Gdańsku i nie mam okazji na częstsze spotkania z tamtejszą familią. Tym milej, że gdy tylko Tomek z Lucyną dowiedzieli się, że planujemy zawitać do Gdańska, zaprosili nas do siebie na nocleg.



Zanim do nich dojechaliśmy, pokibicowaliśmy chwilę zawodniczkom skoku o tyczce. Turniej skoków odbywał się u wejścia na molo przy Hotelu Grand.
Potem obowiązkowy spacer po Starówce.


Wszystkie fotki z wyprawy w GALERII

I tutaj temat, który na pewno wywoła dyskusję na forum. Osobiście nie jestem entuzjastycznie nastawiony do ścieżek rowerowych w miastach. W Częstochowie są one tak zorganizowane, że wolałbym już, żeby ich nie było. Nawierzchnia fatalna, co chwilę jakiś organizacyjny chaos. Łapię się na tym, że z radością jadę asfaltem, zanim z bólem serca "orientuję się", że miasto uszczęśliwiło mnie w tym miejscu ścieżką. No a w Gdańsku... Szok!
Z Sopotu do Gdańska Brzeźno przemknęliśmy jak autostradą (mimo ograniczenia do 10 km/h) ;c). Piesi idą ładnie chodniczkiem. Mamy pouczają dzieci, że to ścieżka rowerowa i nie wolno tam chodzić. Na ścieżce, gładkiej jak stół, tylko rowerzyści i rolkarze. Jestem w szoku, że na rolkach tak da się zasuwać. Ciężko ich było wyprzedzać. Tłumy ludzi na rowerach i widać, że to ich królestwo. Skrzyżowania ścieżek rowerowych w formie ronda, przejazdy przez jezdnie bez zmiany rodzaju nawierzchni... Super! Brawo Gdańsk!
Tak dojechaliśmy na nocleg. Kolacja z rodzinką, zeszło nam do 2.00.
Tomku, Lucynko... Dziękujemy za przemiłą gościnę i zapraszam do Częstochowy :c).

Dane wyjazdu:
118.06 km 08:13 h
14.37 km/h:
Maks. pr.:43.67 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień II (Rowy - Białogóra)

Środa, 29 maja 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 3

Poranek w Rowach napawał optymizmem. Słońce świeciło pięknie, i choć chłodek skłonił chłopaków do wskoczenia w długie spodnie, ja zaufałem prognozom i nie żałowałem decyzji. W Rowach wjeżdżamy w Słowiński Park Narodowy i kierujemy się nadmorskim szlakiem po północnym brzegu Jeziora Grodno i południowym Jeziora Dołgie Wielkie w stronę Latarni Morskiej w Czołpinie. Droga przez las na początku jest przyjemna, ale coraz bardziej daje się we znaki.



W jednym momencie gubimy szlak, ale dzięki Garminowi odnajdujemy się szybciutko. Odnajdujemy się tylko po to, by przekonać się, że Czerwony Szlak Nadmorski w którymś momencie zaczyna powoli przypominać bagno. Brniemy przez około kilometr w głąb lasu, widząc, jak powoli ścieżka niknie wśród trawy, błota i wodnego rozlewiska.



Krótki postój i decyzja - wracamy do duktu i szukamy jakiejś drogi równoległej do szlaku. Problem w tym, że w Słowińskim Parku Narodowym poza szlakiem naprawdę ciężko znaleźć choćby ścieżkę. Do wyboru jest bagno, plaża, albo powrót...
Na szczęście po powrocie na dukt, po kilkuset metrach odwrotu dostrzegamy jadący przez łąki samochód Straży Leśnej. Samochód wskazał nam gdzie jechać, a ponadto, gdy udało nam się z leśniczymi zamienić słowo, dowiedzieliśmy się co się stało ze szlakiem. Tego roku bobry wzięły się ostro do roboty. Położyły drzewa przegradzając cieki wodne. To spowodowało, że szlak biegnący w okolicy latarni Czołpino i przez tereny na północ od Przybynina stał się zupełnie nieprzejezdny. Leśniczy sugeruje, byśmy ze Smołdzińskiego Lasu, gdzie wylądowaliśmy po przeprawie przez łąki (po granicy Parku Narodowego) jechali na Smołdzino i dalej na Główczyce, by asfaltem dotrzeć do Łeby.
Mimo życzliwej rady, jeszcze raz spróbowaliśmy (trochę przez mój błąd nawigacyjny ;c) wybrać bardziej malowniczy wariant i skierowaliśmy się na Kluki. W Klukach zatrzymujemy się przy dwóch obcojęzycznych rowerzystach, którym miejscowi próbują na migi wyjaśnić dalszą drogę. Marne mieli szanse by skorzystać ze wskazówek. Okazało się, że z Kluków żółty szlak jest zupełnie nieprzejezdny (a miałem bobry za przyjazne stworzenia). Sugerowali objazd przez Smołdzino Poligon, Żelazo, Równo do Główczyc i dalej już w stronę Izbicy.
Tym razem nie polemizowaliśmy z miejscowymi. Choć bólem napawał rzut oka na mapę. Z Kluków do Izbicy szlakiem wzdłuż Jeziora Łebsko mielibyśmy ze 6 km. Trasa asfaltem wydłużała się kilkakrotnie, jednocześnie tracąc walory poznawcze (?). Skąd znak zapytania? Okazało się, że nie do końca walory zostały zatracone. Pokonanie wzgórza pomiędzy Żelazem a Równem kosztowało nas wiele sił i pół godziny czasu nieplanowanego postoju potrzebnego na wymianę dętki w kole Maćka. Piach, korzenie, pot i łzy ;c).



Podczas naprawy koła pożegnaliśmy naszych nowo poznanych znajomych (Duńczyk i Anglik), którzy mieli wprawdzie poczekać przy najbliższym skrzyżowaniu, ale... pobłądzili. Zobaczyliśmy ich dopiero w Łebie, gdzie dotarli z półtorej godziny po nas.
Do Łeby dotarliśmy już bez przygód. Tam zjedliśmy pyszną rybkę i zobaczyliśmy jedyne podczas tego wyjazdu krople deszczu. Ulewny, ale trwający z 10 minut deszcz przeczekaliśmy kończąc posiłek.
Plan na dzień dzisiejszy zakładał nocleg jak najbliżej Karwi, a zrobiła się już 18.00. Wszyscy mamy dość terenu, chciałoby się jechać dalej już tylko asfaltem, co dawałoby szansę dojechania do Karwi przed nocą. Waldek mówił, Maciek przekonywał, zdrowy rozsądek podpowiadał, ale ja nie... Zacząłem patrzeć na mapę i coraz bardziej skłaniałem się, by nadmorskim szlakiem dojechać jeszcze do latarni Stilo. Chłopaki byli w opozycji, ale ja w jakimś sklepie zagadałem i dowiedziałem się: "Panie, piękny szlak. Było otwarcie ścieżki rowerowej. Jak kto bogaty, to meleksa pożycza i do Stilo jedzie..." Tekstem z Meleksem Waldek będzie mnie jeszcze długo prześladował. Możliwe, że jest jakaś ścieżka rowerowa po południowym brzegu Jeziora Sarbsko. Ta, którą jechaliśmy znowu można skomentować: piach, pot i łzy. Już wjeżdżając na nią widziałem, że pan ze sklepu przesadził ;c). Spytaliśmy jeszcze parkę jadącą z naprzeciw konno, czy ścieżka jest przejezdna. "Da się przejechać!" :cP. Zapomnieli tylko dodać: "...konno" :c(. Zafundowałem chłopakom 14 km piachu i korzeni. To był najbardziej męczący odcinek tej wyprawy. Na pociechę sobie dodam, że także jeden z najbardziej malowniczych. Szla rowerowy miejscami zbliżał się do samej plaży i prowadził wysokim klifem. Warto to zobaczyć, ale... trzeba przemyśleć, czy warto się tam pchać ;c).



O naszych nerwach niech świadczy, że nawet nie podeszliśmy tych kilkuset metrów pod latarnię. Bez słowa ruszyliśmy w stronę Sasina. Mnie pozostaje się cieszyć, że mnie chłopaki nie zamordowali :cP.
Dzięki mojemu fantastycznemu pomysłowi, na wysokości Stilo byliśmy k. 20.00. Noc zaczynała nas poganiać, a przed nami kawał drogi. Dlatego już szosą, przez Sasino, Choczewo pomknęliśmy w stronę Karwi. Nie zawitaliśmy do Lubiatowa, ale odpuściliśmy też dojazd do Karwi. Odbiliśmy na Białogórę i tam wjechaliśmy równo o 21.00, równo z zamykaniem lokalnego sklepiku. Chłopaki weszli na zakupy, a ja postanowiłem odkupić moje winy organizując nocleg. Przynajmniej to mi wyszło tego dnia. W małej knajpce zagadnąłem o tani nocleg i jeden z mężczyzn stojących przy barze zainteresował się tematem. Gdy mu opisałem nasze perypetie, zatelefonował do żony i w ten sposób udało nam się przenocować w Białogórze za 20 zł od osoby w naprawdę super warunkach. Zanim poszliśmy do pokoju, gospodarz zorganizował nam myjnię dla naszych rumaków, a następnego dnia, gdy się dowiedział, że poluzowała mi się jedna ze śrub przy rowerze, wcisnął mi w rękę klucz uniwersalny i za żadne skarby nie zgodził się bym mu go oddawał. Serdecznie pozdrawiamy i dziękujemy za wspaniałą gościnę. Nocleg możemy śmiało polecić, niestety nie pamiętam adresu - gdy ktoś przyjrzy się końcówce śladu, na pewno tam trafi. A może któryś z chłopaków zapisał adres, to nie omieszkam zrobić reklamy przemiłym gospodarzom :c).


Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII
To był bardzo męczący dzień. Na rowerach, z przerwami, spędziliśmy 12 godzin. Waldek korzystał z pulsometru, który po 8 godzinach zużył baterię, wskazując, że rowerzysta spalił 6000 kcal. Ale wieczorem, przy piwku, miło się wspominało nasze perypetie.

Dane wyjazdu:
37.22 km 02:11 h
17.05 km/h:
Maks. pr.:43.67 km/h

Wybrzeże i dalej... dzień I (Słupsk - Rowy)

Wtorek, 28 maja 2013 · dodano: 10.06.2013 | Komentarze 1

Po niespodziewanym zakończeniu ubiegłorocznej wyprawy dookoła Polski od razu padł pomysł, by kontynuować ją w miejscu, z którego zmuszeni byliśmy wracać do domów.
Tym razem Abovo nie mogła nam towarzyszyć - ale wiemy, że kibicowała nam cały czas. Do peletonu dołączył natomiast Maciek (CSA z Częstochowskiego Forum Rowerowego).
Tak więc we wtorek skoro świt obudził mnie budzik i szum ulewy za oknem. Lało tak, że zmieniliśmy pierwotny plan, by zebrać się w jednym miejscu i spakować rowery na samochód. Moja Koleżanka Małżonka ze zrozumieniem przyjęła, że musi wcześniej wykaraskać się z ciepłej pościeli. Pojechaliśmy najpierw po Maćka, a potem po Waldka i dalej z trzema rowerami do Lublińca.
Stamtąd o 6.30 odjeżdżał pociąg do Słupska. W strugach deszczu czekaliśmy na Dworcu. Z tego wszystkiego przy rozpakowywaniu rowerów zostawiłem gdzieś torebkę z kluczami i dętkami (tym razem nie odbiło mi się to czkawką - rower przetrwał wyprawę bez najmniejszego focha).
W pociągu czas nam się nie nudził. W przedziale dyskusje na przeróżne tematy, którym prym wiódł przesympatyczny przedstawiciel mass mediów, jadący na urlop z (też z rowerem) ;c).



W Słupsku wylądowaliśmy przed 16.00. Pogoda super - chmury i deszcz zostawiliśmy w Częstochowie. Ponieważ w zeszłym roku ostatni nocleg spędziliśmy w Ustce uznaliśmy, że to grzech spędzać dwie noce w jednej miejscowości. Szybko na rowery i przez Bydlino i Machowino w stronę Rowów. W drodze nasze rowery przywykły powoli do ciężaru na bagażnikach.
W Rowach podjechaliśmy pod pierwsze domki kempingowe, które pojawiły się w zasięgu wzroku. Krótkie negocjacje i udało nam się zamówić nocleg za 40 zł od osoby. Jak się później okaże, była to najwyższa stawka za nocleg, jaką zapłaciliśmy w tym roku. Natomiast w pierwszy dzień portfele były jeszcze dość pękate, więc nie stanowiło to problemu.



Po zorganizowaniu noclegu poszliśmy przywitać się z Morzem.


Wszystkie zdjęcia z wyprawy w GALERII

Gdy wróciliśmy, okazało się, że przed każdym domkiem stał grill, więc odpadł nam problem kolacji. Po krótkim posiedzeniu przy piwie i mapie, poszliśmy spać. Wyprawę czas zacząć...

Dane wyjazdu:
37.30 km h
km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Do Pająka

Sobota, 25 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 1

Jeszcze w zeszłym tygodniu zaplanowaliśmy na sobotę rodzinną wycieczkę rowerową do Pawełek. Niestety, znajomi się wykruszyli, a rodzinka wystraszyła się chmurek. Dlatego w tym roku pewnie nie zobaczymy na żywo rododendronów.
Za to wsiadłem na rower i pojechałem najpierw w stronę Centrum. Po drodze, kupując w sklepie izotonik, spotkałem dwóch rowerzystów z sakwami. Okazało się, że spieszą na Stradom na pociąg do Świnoujścia. Zaplanowali tygodniową wycieczkę brzegiem morza na Hel.
Szok! Okazało się, że to koledzy Waldka, którzy, jakby to ująć - podążają naszym śladem. W zeszłym roku przejechali zachodnią granicę, a teraz jadą Wybrzeżem. W zeszłym roku musieliśmy przerwać wyprawę w Ustce, więc oni niemal nas dogonili. Przy sklepowej ladzie przeanalizowaliśmy plany obu wypraw - raczej nie spotkamy się w tym roku jeszcze. Oni będą cały czas jeden dzień za nami. Ale w przyszłym roku - Mazury. Kto wie, może ten etap będziemy pedałować już w powiększonym gronie?
Powodzenia koledzy!
Zajrzałem w Aleje, zrobiłem dla córy fotki motorów żużlowych. A potem wypatrzyłem w tłumie Abovo. Szybki pomysł na rajd do Pająka. W tym roku byłem tam pierwszy raz. Natomiast latem - to może być najczęstszy kierunek wypadów z dzieciakami.
No a od wtorku - na Wybrzeże. Tym razem do mnie i Waldka dołączył Maciek z Częstochowskiego Forum Rowerowego. Zaczynamy w Słowińskim Parku Narodowym, skąd na Hel, potem Gdańsk, Krynica Morska i Olsztyn. Oczywiście relację zamieszczę po powrocie. Do zobaczenia! :cP
Kategoria Po godzinach


Dane wyjazdu:
72.00 km 03:45 h
19.20 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h

Do pracy

Piątek, 24 maja 2013 · dodano: 26.05.2013 | Komentarze 1

Czy słoneczko, czy też mżawka,
Nie muszę brać z sobą "prawka".
A po pracy, ze współczuciem
Patrzę na tych, co w aucie
Stoją samochodów rządku.
I tak od poniedziałku do piątku :cP
Kategoria Do pracy