Info

Więcej o mnie.
















Moje rowery
Wykres roczny

Archiwum bloga
- 2025, Lipiec2 - 0
- 2025, Czerwiec8 - 0
- 2025, Maj8 - 0
- 2025, Kwiecień1 - 0
- 2024, Lipiec3 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj9 - 0
- 2022, Sierpień3 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec4 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec1 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Maj7 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Sierpień3 - 0
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Sierpień1 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj9 - 1
- 2018, Kwiecień4 - 0
- 2018, Marzec2 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 2
- 2017, Maj10 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 4
- 2016, Kwiecień2 - 2
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Październik1 - 2
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec4 - 4
- 2015, Czerwiec5 - 6
- 2015, Maj6 - 3
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec7 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń4 - 3
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 3
- 2014, Październik4 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień6 - 4
- 2014, Lipiec3 - 4
- 2014, Czerwiec7 - 13
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 10
- 2014, Marzec9 - 3
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień5 - 15
- 2013, Listopad5 - 3
- 2013, Październik6 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 5
- 2013, Sierpień8 - 5
- 2013, Lipiec13 - 16
- 2013, Czerwiec12 - 16
- 2013, Maj9 - 15
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec6 - 9
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Listopad3 - 9
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień9 - 9
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec4 - 12
- 2012, Czerwiec9 - 16
- 2012, Maj14 - 25
- 2012, Kwiecień6 - 9
- 2012, Marzec9 - 15
- 2011, Grudzień2 - 9
- 2011, Listopad4 - 7
- 2011, Październik8 - 9
- 2011, Wrzesień9 - 9
- 2011, Sierpień7 - 1
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 35
- 2011, Maj9 - 15
- 2011, Kwiecień10 - 13
- 2011, Marzec6 - 10
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń2 - 5
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad5 - 13
- 2010, Październik9 - 8
- 2010, Wrzesień7 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Rodzinnie
Dystans całkowity: | 8461.38 km (w terenie 1571.00 km; 18.57%) |
Czas w ruchu: | 560:36 |
Średnia prędkość: | 15.09 km/h |
Maksymalna prędkość: | 70.64 km/h |
Suma podjazdów: | 7635 m |
Maks. tętno maksymalne: | 162 (88 %) |
Maks. tętno średnie: | 106 (57 %) |
Suma kalorii: | 23776 kcal |
Liczba aktywności: | 174 |
Średnio na aktywność: | 48.63 km i 3h 13m |
Więcej statystyk |
Majówki finał - dookoła Poraja.
Niedziela, 6 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 1
W piątek/sobotę krótka przerwa w rowerowaniu. Przyjaciele wyciągnęli mnie na ryby pod Wręczycę. Spędziliśmy miło czas z noclegiem pod namiotę... Jeśli chodzi o łowy - złapałem... kleszcza :c/. Odkryłem go w niedzielę rano, więc początkowy plan wycieczki uległ małej modyfikacji. Najpierw na Zawodzie, by skorzystać z fachowej pomocy i usunąć drania z powieki. A potem...Mirowską w górę i przeskok przez Wartę w stronę Batalionów Chłopskich. Potem pod górę do Jaskrowa, tam kawka u rodzinki i dalej... Srocko - Olsztyn. Obiadek w Leśnym i sms do Przyjaciół: "Jeździcie"? Odpowiedź przyszła od Michała i Oli - planują po obiedzie objechać Poraj. A ponieważ to był nasz pierwotny plan, zanim się Zawodzie w nim pojawiło, "pomknęliśmy" pod górę w Biskupicach, żeby przez Choroń zjechać do Poraja. Tam chwilka postoju i już w dwie pary w stronę Masłońskich. Godzinka na kocyku i i powrót drugą stroną zalewu przez Jastrząb, Osiny, Zawodzie, Wrzosową... do Częstochowy. Efektowne zakończenie rowerowej majówki!
Brawa dla Ani. Używając elektro-turbo z rozwagą, dystans jej rowerku wynosi ponad 100 km. A jednocześnie jedziemy tempem, które każe mi zadbać o kondycję. Tylko tak dalej :cP.
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Majówka c.d. - Pawełki
Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 0
Po wizycie w Wielkopolsce, czas na swojskie klimaty. Plan utwardzania tyłków przed wyprawą Gdańsk - Olsztyn przewidywał jak najczęstsze siadanie na rowery. Dlatego, gdy 1 maja powitał nas słońcem, zaraz po wywieszeniu flagi, myk do piwnicy po rowery. Michały i Waldki miały inne pomysły, ale nasz kierunek - Pawełki.Ruszyliśmy sobie raźno przez Wypalanki w stronę Dźbowa i dalej na Blachownię. Nie zatrzymując się przy Zalewie pojechaliśmy dalej leśnym duktem w stronę Cisia. Potem Jezioro, Łebki, Tanina i leśnym duktem pod Rezerwat Rododendronów. Kwiaty jeszcze nie zakwitły, więc przejechaliśmy do biwakowego miejsca po drugiej stronie drogi i spędziliśmy tam spokojne dwie godzinki. Pogoda była super, ognisko, kiełbaski i powrót tą samą drogą.
Z Pawełek zawsze wraca się żwawiej. W Blachowni zmieniliśmy odrobinę marszrutę tak, by zajechać jeszcze do Wioli i Waldka.
Bardzo udany rowerowy dzień.
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Złoty Potok - rodzinnie
Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0
Wycieczka rodzinna do Złotego Potoku. Trasa dla mnie nietypowa, bo Garminek przeciągnął nas terenem, szlakami pomiędzy Olsztynem, a Zrębicami. W Złotym Potoku rybka i powrót główną drogą. Turbo daje radę ;c). Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
U Przyjaciół z Przyjaciółmi
Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0
Dostaliśmy zaproszenie od Jula i Mai.Przeuroczy weekend w Puszczykowie połączony z rowerowym rajdem po okolicy. Do Puszczykowa dojechaliśmy tuż przed północą w piątek. Nocne pogaduchy nie przeszkodziły nam w ogarnięciu się przed południem i wyruszeniu na super przejażdżkę. Julo zasłużył na tytuł PRZEWODNIKA (nie tylko turystycznego).
A okolice Puszczykowa - gorąco polecam każdemu!
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Testy Turbo
Poniedziałek, 23 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0
Ponieważ na wyprawach rowerowych Ania miała dyskomfort z brakiem mocy na podjazdach, postanowiłem zaradzić problemowi i zniwelować różnice kondycyjne. Wypatrzyłem zestaw do konwersji roweru firmy mxus i przerobiłem jej turystyczny rowerek na... turystyczny rowerek z TURBO.Wspomaganie sprawia się super. Przez tydzień czasu na małych dystansach testowaliśmy zasięg roboczy - wszystko wskazuje na to, że całodzienne korzystanie z wspomagania nie powinno stanowić problemu, a zatem - na wyprawach jak znalazł. Nocą akumulator się podładuje. Korzystając z roweru np. na dojazdy do pracy, można jeździć na nim cały tydzień bez ładowania.
Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Rodzinny Olsztyn i jeszcze kawałek
Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 01.09.2017 | Komentarze 0
W sobotni poranek powstał ambitny plan rodzinnej przejażdżki do Złotego Potoku. Niestety... upał i awaria roweru zakłóciły ten plan odrobinę. Dotarliśmy z Żonką do Leśnego. Okazało się, że "prawie niezużyta opona", którą (wstyd przyznać) założyłem Żonce do roweru okazała się jednak nie tak trwała, jak się spodziewałem. Na rowerze nie dało się jechać, więc Anię musiała poratować nasza Córa. Przyjechała do nas do Olsztyna samochodem. Tak się akurat złożyło, że Waldek z Wiolą mieli tego dnia ten sam plan co my - właśnie wracali ze Złotego Potoku. Zdzwoniłem się z nimi i zaprosiłem na wspominanie wakacyjnego pobytu w Chorwacji przy kieliszeczku rakii. Ania z Córą wróciły samochodem do domu, a ja pomknąłem Przyjaciołom naprzeciw. Spotkaliśmy się w Siedlcu i dołączyłem do nich. Waldek miał plan przejechania przez Sokole Góry, więc zapuściliśmy się w teren. Z jednym małym błędem nawigacyjnym, dojechaliśmy do Olsztyna. Tam się rozdzieliliśmy, gdyż oni chcieli jechać pożarówką, a ja pomyślałem, że zanim goście dotrą, sprawdzę, czy napoje są dobrze schłodzone, i pojechałem szybko trasą. A rakija była super! Kategoria Po godzinach, Rodzinnie
Rodzinne Wybrzeże - dzień VI (ostatni)
Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0
Wszystko co piękne kiedyś się kończy. Tego ranka wstaliśmy ze świadomością, że to już ostatni dzień naszego pedałowania. Ostatni, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo... Cud, że przeżyłem. Nie... nie z powodu trudów jazdy. Mogłem zginąć, gdybym miał mniej wyrozumiałych towarzyszy podróży. Jak zwykle wszystko przez Garminka, ale o tym za chwilę.Ruszyliśmy sobie piękną ścieżką w stronę Helu. Łykaliśmy sprawnie kilometry. Dojechaliśmy do przystani na godzinkę przed odpłynięciem promu, więc nie było już czasu na zwiedzanie, ale na poranną kawkę owszem.
Na promie błogi spokój. Nie pamiętam, czy tak było, gdy ostatnim razem płynęliśmy z Helu, ale tym razem rowery wstawia się osobno, a z sakwami trzeba zaokrętować się na pokładzie pasażerskim. Siedzieliśmy sobie na pokładzie snując plany jak też spędzić sobotę w oczekiwaniu na wieczorny pociąg. Jadąc nad morze skontaktowaliśmy się z Tomkiem i Lucyną licząc, że uda nam się z nimi spędzić ostatni wieczór wyprawy, ale niestety - brak możliwości spłynięcia w piątek do Gdańska wymusił zmianę planów. Umówiliśmy się z nimi na spotkanie gdzieś na mieście. Poprzednim razem spływaliśmy z Helu do Sopotu, co dało możliwość przejechania ścieżkami rowerowymi wzdłuż nadmorskich bulwarów do samego Gdańska.
Tym razem prom płynął i płynął i zacumował na Motławie nieopodal Żurawia. A na Starówce tłumy! I upał! Zupełnie nie uśmiechało nam się zwiedzanie Starego Miasta w takich warunkach. Co robić? Może na któreś Molo? Do Sopotu kawałek, ale nie za daleko jest Gdańsk Brzeźno i kusząca plaża. I tu ostatni raz na tej wyprawie Garmin wygrał ze zdrowym rozsądkiem. Algorytm, który sprawdza się, gdy chcemy ominąć autostrady i zażywać piękna przyrody zupełnie nie sprawdza się w mieście. Wprawdzie nawigacja szybciutko znalazła Brzeźnieńskie Molo, ale malutki ekranik nie dał mi szansy zobaczyć, jak Garminek przygrał w .... Dla osób zwiedzających Gdańsk - ze Starówki da się dojechać prościutko ścieżką rowerową. Nas Garmin poprowadził przez Biskupią Górkę, przez jakieś osiedla i przez... ech... Ale mnie nie zabili - za co bardzo moim Towarzyszom Wyprawy jestem wdzięczny :cP.
Przy bulwarze zjedliśmy pyszną rybkę. Wprawdzie nie była taka, jak w Ustce ("z masełkiem czosnkowym! jedyna taka!"), ale i tak smakowała z piwkiem wybornie. Potem leżakowanie na plaży, gdzie dołączyli do nas Tomek z rodzinką. Gdy już mieliśmy dość słońca, wsiedliśmy na rowerki i pognaliśmy (tym razem już bez nawigacji) na Starówkę. Tam piwko, przy którym dyskutowaliśmy na temat technologii zabezpieczenia rowerów przy użyciu kamer monitoringu online, kilka fotek i trzeba się było pożegnać z Tomkiem i Lucyną. Na szczęście Tomek pokazał nam palcem dworzec, więc nie musiałem ryzykować wpisywania lokalizacji w nawigację. Szybkie zakupy, fast-food do pociągu i.... Na peron przemknęliśmy służbowym przejściem - Dworzec w Gdańsku nie ma żadnych pochylni dla rowerów, a tachanie ich z sakwami po schodach przerosło nasze nadwątlone sześciodniową wyprawą siły.
W pociągu byliśmy cichsi, niż jadąc nad Morze... Pewnie każdy z nas rozmyślał: dokąd za rok?
A tutaj zapis śladu całej trasy :c).
Kategoria Rodzinnie, Wyprawy, Rodzinna wyprawa
Rodzinne Wybrzeże - dzień V
Piątek, 26 maja 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0
Tego dnia musiałem wstać przed wszystkimi - zadeklarowałem się, że podskoczę po naprawione koło do Goszczyna. Tak więc przed śniadaniem wykręciłem szybkie kilkanaście kilometrów. Serdecznie podziękowałem naszemu samarytaninowi - Rafałowi (brath100 na forumrowerowe.org). Gdy wróciłem z kołem, śniadanko już było niemal gotowe. Zjedliśmy i myk na rowery. Pogoda oczywiście znowu super. A tego dnia czekał nas spokojny "lans" podczas pedałowania bulwarami Władysławowa oraz drogą rowerową biegnącą przez Półwysep Helski. Ponieważ serwisant oddając naprawione koło zastrzegł, że piastę należy jednak wymienić, we Władysławowie sprawdziliśmy dostępność części - opinie z Internetu dotyczące zaopatrzenia się potwierdziły. Można było kupić dzwonek i bidon... z kołem był problem. Ufni w profesjonalizm Rafała postanowiliśmy jechać dalej i zmianę koła odłożyć do powrotu do domu.Po wjechaniu na półwysep jedziemy sobie spokojnie korzystając z dobrodziejstw wydzielonej trasy. Dokuczają trochę owady - gromadzą się w chmury na wysokości twarzy i po sforsowaniu takiej przeszkody, trzeba omieść twarz z muszek, czy komarów, czy... sam nie wiem... paskudztwa. W Jastarni czeka nas kolejna niespodzianka. Koledzy Michała z aeroklubu przylecieli samolotem, aby poskakać na spadochronach. Michał miał okazję pogadać z kumplami, a my znaleźliśmy skrawek cienia i byliśmy świadkami przygotowania samolotu i startu ze spadochroniarzami.
Ponieważ w międzyczasie ustaliliśmy, że przed rozpoczęciem sezonu promy do Trójmiasta pływają tylko w weekendy (sobota - niedziela), nie było sensu spieszyć się dalej. W Jastarni zjedliśmy pyszny obiadek i poszukaliśmy noclegu. Znowu szczęście nam sprzyjało, znaleźliśmy domek kempingowy w bardzo atrakcyjnej cenie. Było dość wcześnie, więc poszliśmy na plażę. Na wyprawach rowerowych jest ciut za mało czasu na takie lenistwo. Poleżeliśmy trochę wystawieni do słońca, a ja znalazłem nawet czas, żeby naruszyć odrobinę plan zagospodarowania przestrzennego Jastarni i tuż nad brzegiem zbudowałem zamek z piasku o powierzchni użytkowej ok. 2 m^2. Czujne oko Michała wypatrzyło nadciągającą znad morza mgłę. Zjawisko było niesamowite. Wiatr szybko przegnał szary tuman znad wody płosząc plażowiczów. Nie było do końca wiadomo, czy to nie nadciąga ulewa. Ponieważ na plaży zrobiło się mniej przyjemnie, poszliśmy uzupełnić nasze zapasy płynów i wieczór spędziliśmy w ciepłym domku, baaa... nawet potańczyliśmy troszeczkę. Zasnęliśmy z żalem, że to ostatni nasz nocleg nad morzem.
Kategoria Wyprawy, Rodzinnie, Rodzinna wyprawa
Dane wyjazdu:
72.25 km
04:59 h
14.50 km/h:
Maks. pr.:41.20 km/h
Rower:
Rodzinne Wybrzeże - dzień IV
Czwartek, 25 maja 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0
Rano Konrad wyjechał szybko - on tego dnia planował dojechać już chyba na Hel. My mieliśmy większy luz. Chcieliśmy dotrzeć do Karwi. Wyjechaliśmy sobie z Łeby szosą, choć... No muszę to powiedzieć! Znowu nikt nie wziął pod uwagę, że nadal nie dotarłem pod Latarnię Stilo, mimo, że kolejny raz prosiłem, błagałem, pokazywałem na mapie... Waldek przekabacił tak ekipę, że nie daliby się namówić na wyprawę pod Stilo, nawet gdybym zorganizował od Ruskich Meleksy ;c).Ale droga dookoła też była urocza i... też nie pozbawiona utrudnień. Przede wszystkim w kość dawały długie podjazdy, no i wiatr, który tego dnia z mocno zachodniego stawał się bardziej północny. Natomiast nie brakowało także przemiłych sytuacji. Np. pomiędzy Choczewkiem, a Choczewem trafiliśmy do pizzerii, w której kucharzem był rodowity Włoch. Zjedliśmy pizzę, którą ja mogę określić jako pyszną. Moi towarzysze, których gusta są bardziej wysublimowane, stwierdzili, że lepszej pizzy w Polsce nie jedli - a ja im wierzę.
Jechało się naprawdę super, przez Lublewko, Słuchowo, sprawnie zbliżaliśmy się do Białogóry. W Białogórze nocowaliśmy podczas naszej "męskiej wyprawy" ale tym razem nie mieliśmy czasu by zajechać na plażę, która w Białogórze jest ponoć bardzo urocza i szeroka. Natomiast udało mi się namówić Waldka, by spróbować do Karwii dotrzeć nadmorskim szlakiem rowerowym. I tutaj - BINGO!
Droga naprawdę była dobrze utrzymana, jechało się bez żadnych przeszkód. Tylko od czasu do czasu Ola sygnalizowała, że coraz ciężej jej się pedałuje. Sprawdziliśmy czy coś z bagażu nie obciera o oponę czy klocki nie dociskają obręczy - nic... Tak dojechaliśmy do Dębek. I tam okazało się, że Ola nie jest w stanie jechać dalej. Zatrzymaliśmy się i przyjrzeliśmy się dokładniej rowerowi. Okazało się, że problem jest w tylnej piaście. Udało nam się wprawdzie rozkręcić piastę, ale okazało się, że jakiś element łączący z nią wolnobieg się rozpadł, a kulki łożyska są zblokowane. Ania skojarzyła, że przy ścieżce było ogłoszenie serwisu rowerowego i szybko wróciłem się, aby zdobyć ulotkę. W tym czasie reszta ekipy zaczepiała przechodniów i... udało się! Jeden z mieszkańców Dębek zainteresował się naszym problemem i zaproponował udostępnienie jakichś części rowerowych i narzędzi. Gdy ja wróciłem z ulotką (niestety telefon nie odbierał), Waldek z Michałem już rozebrali piastę i zabrali się za czyszczenie elementów i składanie wszystkiego do kupy. W międzyczasie mój telefon się odezwał. Dzwonił serwisant. Okazało się, że mieszka pomiędzy Dębkami i Karwią i mógłby zająć się kołem gdy wróci po 21.00, ewentualnie następnego dnia po 8.00. Ponieważ po skręceniu piasty, rower przejechał tylko 100 m i znowu stanął, odbyliśmy szybką naradę wojenną. Koło trzeba dowieźć do serwisu i odebrać je rano. Natomiast sami powinniśmy dotrzeć do Karwi, gdzie mamy już zamówiony nocleg. I znowu życzliwością wykazali się mieszkańcy Dębek. Żona mężczyzny, który oddał nam do dyspozycji narzędzia wykazała gotowość zawieźć Olę z rowerem do Karwi, po drodze zostawiając koło w Goszczynie. My ruszyliśmy raźnym tempem w kierunku Karwi. Droga była utwardzona i bardzo przyjemna. Gdy dojechaliśmy, Ola czekała już na nas w pensjonacie. Zjedliśmy kolacyjkę w oszklonej altanie i poszliśmy spać w bardzo luksusowych warunkach. To był pełen emocji dzień, ale zakończył się pozytywnie dzięki Życzliwym Ludziom, którym chciałem w tym miejscu bardzo serdecznie PODZIĘKOWAĆ!
Kategoria Wyprawy, Rodzinnie, Rodzinna wyprawa
Rodzinne Wybrzeże - dzień III
Środa, 24 maja 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0
Wstał kolejny dzień... Rowerowo - chyba najtrudniejszy podczas całej tej wyprawy. Ale po kolei...Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanko i wyjechaliśmy z Ustki trzymając się oznaczeń szlaku rowerowego R-10. Droga prowadziła lasami, początkowo po nasypie pozostawionym po rozebranych torach kolejki wąskotorowej. Jadąc sobie przestałem spoglądać na nawigację, przez co przegapiliśmy moment, gdy za miejscowością Zapadłe planowaliśmy wrócić w stronę brzegu morza. Pojechaliśmy dalej, ale w sumie chyba przypadek oszczędził nam dodatkowych trudów. W pierwszym założeniu mieliśmy przejechać przez Rowy i mierzeją nad Jeziorem Gardno, aby potem wrócić w głąb kraju, by ominąć od południa Jezioro Łebsko. Sprzed trzech lat pamiętaliśmy z Waldkiem, jak trudny do przebycia jest teren otaczający Łebsko. Dlatego gdy się okazało, że Gardno minęliśmy od południa, odpuściliśmy zwrot na Rowy i postanowiliśmy szerszym łukiem dotrzeć do Łeby. Jak dobra była to decyzja utwierdziła nas opowieść Konrada, który wyprzedził nas w okolicy miejscowości Zapadłe. On mknął raźno, przejechał koło naszej ekipy, aby... dogonić nas ponownie pod wieczór tuż przed Łebą.
Objazd Jeziora Łebsko naprawdę może pokrzyżować szyki. 4 lata temu jadąc tamtędy z Waldkiem i Maćkiem zapuściliśmy się w bagniste tereny, aby przez Kluki objechać jezioro po jak najmniejszym promieniu. Wówczas okazało się to niemożliwe. Spotkany w Klukach leśniczy zawrócił nas uprzedzając, że nie przedrzemy się przez rozlewiska. Podobno bobry zrobiły sobie na tamtym terenie poligon i blokując cieki wodne doprowadziły do zalania całej okolicy.
Mając tą wiedzę, jeszcze raz w miejscowości Smołdzino dopytałem, że nie warto zapuszczać się na Kluki i pojechaliśmy w stronę Żelaza. Tuż za miejscowością Żelazo jest zjazd na leśną dukt prowadzący przez Słowiński Park Narodowy. Dla widoków naprawdę warto tamtędy się zapuścić, ale trzeba mieć na względzie, że dłuższe odcinki drogi rowery trzeba pchać po piachu. Jeśli komuś zależy na czasie, lub np. pogoda nie sprzyja przedzieraniu się przez piachy, pozostaje tylko dojechanie do szosy nr 213 i połknięcie tych kilkunastu kilometrów.
My zapuściliśmy się w lasy i... naprawdę było ciężko. Piaszczysta droga wspina się do góry, nie na tyle stromo, aby nie dało się jechać z sakwami, ale co chwila kopny piach sprawia, że trzeba zejść z roweru i podprowadzić go kawałek. Na szczycie wzniesienia jest przeurocze jeziorko. Piękny widok rekompensuje trochę trudy, ale zaraz potem znowu na rower i na zjeździe także trzeba uważać na sypkie fragmenty. Ten odcinek drogi, pomiędzy Żelazem a Równem był chyba najtrudniejszy na całej Wyprawie. Pozostaje tylko cieszyć się, że nie podkusiło nas zapuścić się w okolice Kluków i że pogoda nie uczyniła tego etapu jeszcze trudniejszym. Wspomniałem o Konradzie. Wyprzedził nas kilka godzi wcześniej i z tempa jego jazdy wnioskowałem wówczas, że się nie spotkamy. Spotkaliśmy się właśnie na zjeździe do Równa. Nasza ekipa akurat podzieliła się trochę. Ja szedłem sobie z Żonką, a Michały i Waldki zniknęli gdzieś w przodzie. Konrad z ulgą zwolnił przy nas i dalej towarzyszył nam już do Łeby. Opowiedział o przeprawach rzecznych, które zaliczył jadąc w okolicach Kluków. Naszych przyjaciół nie dogoniliśmy w trasie. Gdy wynurzyliśmy się z lasów i mieliśmy do Łeby jakieś 5 km, okazało się, że oni dotarli do asfaltu i już szukają noclegu. My z Konradem pojechaliśmy dalej wg wskazań mojego Garminka, tak więc do samej Łeby jechaliśmy terenową wersją szlaku: przez Rówienko, Zgierz, Izbicę, Gać i Żamowską. Kondrad planował nocleg w bliżej Karwii, ale nasza dyskusja spowolniła go na tyle, że postanowił spróbować przenocować tam, gdzie my.
Tym razem nocleg wypadł nam w domku kempingowym. Nasz nowopoznany towarzysz podróży wolał rozłożyć się w hamaku w ganku obok. Urządziliśmy kolację, podczas której ja kajałem się, że znowu dałem się wodzić za nos Garminkowi, a moi dzielni towarzysze zapewniali, że nic się nie stało, że kochają tak ciorać się w piachach i pchać rowery pod górę.
Kategoria Rodzinnie, Wyprawy, Rodzinna wyprawa