Info

avatar Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 26520.74 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2627.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.
Więcej o mnie. button stats bizkestats.pl 2024 button stats bizkestats.pl 2023 button stats bizkestats.pl 2022 button stats bizkestats.pl 2021 button stats bizkestats.pl 2020 button stats bizkestats.pl 2019 button stats bizkestats.pl 2018 button stats bikestats.pl 2017 button stats bikestats.pl 2016 button stats bikestats.pl 2015 button stats bikestats.pl 2014 button stats bikestats.pl 2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy markon.bikestats.pl

Archiwum bloga

Wpisy archiwalne w kategorii

Rodzinnie

Dystans całkowity:7575.68 km (w terenie 1413.00 km; 18.65%)
Czas w ruchu:505:30
Średnia prędkość:14.99 km/h
Maksymalna prędkość:70.64 km/h
Suma podjazdów:2774 m
Suma kalorii:6277 kcal
Liczba aktywności:157
Średnio na aktywność:48.25 km i 3h 13m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
67.88 km 04:24 h
15.43 km/h:
Maks. pr.:46.10 km/h

Rodzinnie: Gdańsk - Olsztyn (dzień II)

Niedziela, 27 maja 2018 · dodano: 17.07.2018 | Komentarze 0

Poranek w Krynicy Morskiej. Poprzedniego dnia sprawdziliśmy, że statek przez Zalew Wiślany odpływa k. 11.00. Tak więc zjedliśmy śniadanko, obładowaliśmy rowery i na przystań. Kupując bilety wysłuchaliśmy opowieści o historii i planach dotyczących Zalewu Wiślanego. Rejs trwał ponad pół godziny. Od Kapitana dowiedzieliśmy się jeszcze, że warto po zejściu z pokładu w Tolkmicku odwiedzić "Święty Kamień", który wyrasta tuż przy brzegu Zalewu kilka kilometrów od Tolkmicka. Ponieważ tegoroczna wyprawa nastawiona była na "systematyczność posiłków", a akurat mijało 3 godzinki od śniadania, zakupiliśmy w sklepie kiełbaski i skrzydełka kurczaka i postanowiliśmy zrobić sobie mały biwak przy zachwalanym kamieniu.
Dotarcie na miejsce było naprawdę kłopotliwie. Zejście na plażę prowadziło przez zabłocony wąwóz (w nocy musiało mocno padać) i nie napawało optymizmem jeśli chodzi o powrót. Natomiast piknik na plaży był super. Posiedzieliśmy tam ponad 2 godziny, było ognisko, moczenie stóp w Zalewie, opalanie... Pełen luz.
Ani się zorientowaliśmy, gdy minęła 15.00 i trzeba było naprawdę się zwijać, żeby tego dnia dojechać w okolice Pieniężna. Po wypchnięciu rowerów z powrotem na drogę, ruszyliśmy leśnymi duktami.
Tego dnia zaszła jedyne na wyprawie, niezamierzone rozerwanie peletonu. Już na asfaltowej jezdni Michał mknąc z góry nie dosłyszał, jak nawołujemy, żeby się zatrzymał i pomknął w stronę Fromborka główną drogą. My odbiliśmy w bok i minęliśmy Frombork kierując się w stronę Pieniężna. Michał dogonił nas na trasie, ale przez to zawirowanie miał w nogach kilka kilometrów więcej od reszty ekipy.
Wieczór się zbliżał, a do Pieniężna było cały czas daleko... Po drodze nie widzieliśmy sklepu, zerowe szanse, żeby coś zjeść. Dopiero w Pieniężnie miał być sklep i restauracja. Waldek wypuścił się przodem przewidując, że możemy nie zdążyć zrobić zakupów. Gdy dojechaliśmy pod Biedronkę, stał przed sklepem z zakupami zastanawiając się, czy byłby w stanie zabrać się z bagażami, gdybyśmy nie zajeżdżając do Pieniężna pojechali prosto na kwaterę. Nie tym razem - postanowiliśmy się nie rozdzielać i dzięki temu bez problemu spakowaliśmy zakupy. Do "agroturystyki" w której zamówiliśmy nocleg musieliśmy wrócić kilka kilometrów, ale pojechaliśmy boczną drogą (opisaną znaczkami GreenVelo).
Na ostatnim odcinku drogi zauważyłem, że uchodzi mi powietrze z tylnego koła. Miałem delikatnego stresika, czy nie jest to związane z moim luźnym podejściem do spraw zużywania się opon - bo już w pociągu zaczęły się pytania typu: dlaczego na wyprawę jedziesz na "slickach"? Na szczęście (jeśli chodzi o moje sampoczucie) okazało się, że winnym nieszczelności był metalowy kolec - o czym przekonałem się następnego dnia.
Część z nas wystraszyła się trochę na wejście, gdyż podwórze agroturystyki było bardzo "rolnicze". Natomiast miejscówka przekroczyła najśmielsze oczekiwania. Przemili gospodarze uraczyli nas poczęstunkiem - pełnym garem rosołu i butelczyną księżycówki -niebo w gębie. Dlatego agroturystykę "U Farmera" w Brzostkach szczerze polecamy nie tylko rowerzystom.


Dane wyjazdu:
69.52 km 03:58 h
17.53 km/h:
Maks. pr.:38.00 km/h

Rodzinnie: Gdańsk - Olsztyn (dzień I)

Sobota, 26 maja 2018 · dodano: 17.07.2018 | Komentarze 0

Minął rok... I znowu na miesiąc przed planowaną wyprawą spróbowałem kupić bilety kolejowe na przejazd naszej ekipy z rowerami do Gdańska. Chyba spóźniłem się odrobinę, bo udało się zorganizować bilet na 4 rowery. Żeby zwiększyć nasze szanse negocjacyjne z konduktorem, dokupiłem dwa bilety na "nadbagaż" zakładając, że najwyżej rozbierzemy dwa rowery na elementy pierwsze i tak czy inaczej nie damy się wygonić z pociągu.
Obawy okazały się niepotrzebne. W dniu wyjazdu spotkaliśmy się w sześcioro na dworcu, do pociągu weszliśmy bez problemu. Okazało się, że wagon jest pełen rowerów (a większość rowerzystów nie miała biletów). Tak więc konduktor nie robił żadnych problemów i bez żadnej dopłaty dojechaliśmy do Gdańska.
Wysiedliśmy na dworcu, szybka toaleta poranna i w drogę. Tego dnia czekał nas przejazd do Krynicy Morskiej. Pogoda, jak zwykle na naszych wyprawach rozpieszczała, chociaż zapowiedź burzy powodowała, że tego dnia jechaliśmy dość szybkim tempem, żeby ograniczyć do minimum ewentualność jazdy w deszczu. Unikaliśmy mocno uczęszczanych dróg, nie bojąc się nadłożyć kilometrów. Rowerzystów spotykaliśmy mniej niż zwykle. Chyba skwar spowodował, że na rowery siedli jedynie Ci, którzy musieli tego dnia kręcić do celu.
W Krynicy znaleźliśmy super miejscówkę - domek kempingowy położony blisko Zalewu. Na kolacyjkę poszliśmy do lokalu z zaadaptowanym kutrze. Tańców tego dnia nie było, ale zasypialiśmy w dobrych humorach. Wyprawa rozpoczęta.


Dane wyjazdu:
62.70 km 03:34 h
17.58 km/h:
Maks. pr.:40.70 km/h

Do Poraja

Niedziela, 13 maja 2018 · dodano: 15.05.2018 | Komentarze 0

Zanim pojechaliśmy do Poraja, odwiedziliśmy Waldka, który ma dobrze wyposażony warsztacik rowerowy. Wymieniłem w swoim rowerze kasetę, łańcuch i kółka prowadzące w przerzutce, a w Ani - pedały. Niestety... Łańcuch po wymianie nadal przeskakuje, więc kupiłem korbę i rower za dwa dni będzie miał cały nowy napęd.
A w niedzielę tuż po południu do Poraja. Pojechaliśmy sobie koło Guardiana, pożarówką w stronę Dębowca i nad zbiornik w Poraju. Tam zjedliśmy suszi(!) poleżeliśmy godzinkę i wróciliśmy już asfaltem. Ania odkąd rower dostał elektrycznego kopa sama ciągnie na przejażdżki. Tak trzymać! :c).



Dane wyjazdu:
74.80 km 04:04 h
18.39 km/h:
Maks. pr.:55.00 km/h

Majówki finał - dookoła Poraja.

Niedziela, 6 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 1

W piątek/sobotę krótka przerwa w rowerowaniu. Przyjaciele wyciągnęli mnie na ryby pod Wręczycę. Spędziliśmy miło czas z noclegiem pod namiotę... Jeśli chodzi o łowy - złapałem... kleszcza :c/. Odkryłem go w niedzielę rano, więc początkowy plan wycieczki uległ małej modyfikacji. Najpierw na Zawodzie, by skorzystać z fachowej pomocy i usunąć drania z powieki. A potem...
Mirowską w górę i przeskok przez Wartę w stronę Batalionów Chłopskich. Potem pod górę do Jaskrowa, tam kawka u rodzinki i dalej... Srocko - Olsztyn. Obiadek w Leśnym i sms do Przyjaciół: "Jeździcie"? Odpowiedź przyszła od Michała i Oli - planują po obiedzie objechać Poraj. A ponieważ to był nasz pierwotny plan, zanim się Zawodzie w nim pojawiło, "pomknęliśmy" pod górę w Biskupicach, żeby przez Choroń zjechać do Poraja. Tam chwilka postoju i już w dwie pary w stronę Masłońskich. Godzinka na kocyku i i powrót drugą stroną zalewu przez Jastrząb, Osiny, Zawodzie, Wrzosową... do Częstochowy. Efektowne zakończenie rowerowej majówki!
Brawa dla Ani. Używając elektro-turbo z rozwagą, dystans jej rowerku wynosi ponad 100 km. A jednocześnie jedziemy tempem, które każe mi zadbać o kondycję. Tylko tak dalej :cP.


Dane wyjazdu:
86.09 km 04:18 h
20.02 km/h:
Maks. pr.:34.30 km/h

Majówka c.d. - Pawełki

Czwartek, 3 maja 2018 · dodano: 07.05.2018 | Komentarze 0

Po wizycie w Wielkopolsce, czas na swojskie klimaty. Plan utwardzania tyłków przed wyprawą Gdańsk - Olsztyn przewidywał jak najczęstsze siadanie na rowery. Dlatego, gdy 1 maja powitał nas słońcem, zaraz po wywieszeniu flagi, myk do piwnicy po rowery. Michały i Waldki miały inne pomysły, ale nasz kierunek - Pawełki.
Ruszyliśmy sobie raźno przez Wypalanki w stronę Dźbowa i dalej na Blachownię. Nie zatrzymując się przy Zalewie pojechaliśmy dalej leśnym duktem w stronę Cisia. Potem Jezioro, Łebki, Tanina i leśnym duktem pod Rezerwat Rododendronów. Kwiaty jeszcze nie zakwitły, więc przejechaliśmy do biwakowego miejsca po drugiej stronie drogi i spędziliśmy tam spokojne dwie godzinki. Pogoda była super, ognisko, kiełbaski i powrót tą samą drogą.
Z Pawełek zawsze wraca się żwawiej. W Blachowni zmieniliśmy odrobinę marszrutę tak, by zajechać jeszcze do Wioli i Waldka.
Bardzo udany rowerowy dzień.


Dane wyjazdu:
58.93 km 03:14 h
18.23 km/h:
Maks. pr.:45.90 km/h

Złoty Potok - rodzinnie

Wtorek, 1 maja 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0

Wycieczka rodzinna do Złotego Potoku. Trasa dla mnie nietypowa, bo Garminek przeciągnął nas terenem, szlakami pomiędzy Olsztynem, a Zrębicami. W Złotym Potoku rybka i powrót główną drogą. Turbo daje radę ;c).


Dane wyjazdu:
35.70 km 02:28 h
14.47 km/h:
Maks. pr.:51.80 km/h

U Przyjaciół z Przyjaciółmi

Sobota, 28 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0

Dostaliśmy zaproszenie od Jula i Mai.
Przeuroczy weekend w Puszczykowie połączony z rowerowym rajdem po okolicy. Do Puszczykowa dojechaliśmy tuż przed północą w piątek. Nocne pogaduchy nie przeszkodziły nam w ogarnięciu się przed południem i wyruszeniu na super przejażdżkę. Julo zasłużył na tytuł PRZEWODNIKA (nie tylko turystycznego).
A okolice Puszczykowa - gorąco polecam każdemu!




Dane wyjazdu:
105.43 km 06:20 h
16.65 km/h:
Maks. pr.:44.10 km/h

Testy Turbo

Poniedziałek, 23 kwietnia 2018 · dodano: 01.05.2018 | Komentarze 0

Ponieważ na wyprawach rowerowych Ania miała dyskomfort z brakiem mocy na podjazdach, postanowiłem zaradzić problemowi i zniwelować różnice kondycyjne. Wypatrzyłem zestaw do konwersji roweru firmy mxus i przerobiłem jej turystyczny rowerek na... turystyczny rowerek z TURBO.
Wspomaganie sprawia się super. Przez tydzień czasu na małych dystansach testowaliśmy zasięg roboczy - wszystko wskazuje na to, że całodzienne korzystanie z wspomagania nie powinno stanowić problemu, a zatem - na wyprawach jak znalazł. Nocą akumulator się podładuje. Korzystając z roweru np. na dojazdy do pracy, można jeździć na nim cały tydzień bez ładowania.






Dane wyjazdu:
51.68 km 03:07 h
16.58 km/h:
Maks. pr.:63.20 km/h

Rodzinny Olsztyn i jeszcze kawałek

Sobota, 5 sierpnia 2017 · dodano: 01.09.2017 | Komentarze 0

W sobotni poranek powstał ambitny plan rodzinnej przejażdżki do Złotego Potoku. Niestety... upał i awaria roweru zakłóciły ten plan odrobinę. Dotarliśmy z Żonką do Leśnego. Okazało się, że "prawie niezużyta opona", którą (wstyd przyznać) założyłem Żonce do roweru okazała się jednak nie tak trwała, jak się spodziewałem. Na rowerze nie dało się jechać, więc Anię musiała poratować nasza Córa. Przyjechała do nas do Olsztyna samochodem. Tak się akurat złożyło, że Waldek z Wiolą mieli tego dnia ten sam plan co my - właśnie wracali ze Złotego Potoku. Zdzwoniłem się z nimi i zaprosiłem na wspominanie wakacyjnego pobytu w Chorwacji przy kieliszeczku rakii. Ania z Córą wróciły samochodem do domu, a ja pomknąłem Przyjaciołom naprzeciw. Spotkaliśmy się w Siedlcu i dołączyłem do nich. Waldek miał plan przejechania przez Sokole Góry, więc zapuściliśmy się w teren. Z jednym małym błędem nawigacyjnym, dojechaliśmy do Olsztyna. Tam się rozdzieliliśmy, gdyż oni chcieli jechać pożarówką, a ja pomyślałem, że zanim goście dotrą, sprawdzę, czy napoje są dobrze schłodzone, i pojechałem szybko trasą. A rakija była super!


Dane wyjazdu:
35.99 km 02:31 h
14.30 km/h:
Maks. pr.:46.90 km/h

Rodzinne Wybrzeże - dzień VI (ostatni)

Sobota, 27 maja 2017 · dodano: 12.07.2017 | Komentarze 0

Wszystko co piękne kiedyś się kończy. Tego ranka wstaliśmy ze świadomością, że to już ostatni dzień naszego pedałowania. Ostatni, ale nikt nie powiedział, że będzie łatwo... Cud, że przeżyłem. Nie... nie z powodu trudów jazdy. Mogłem zginąć, gdybym miał mniej wyrozumiałych towarzyszy podróży. Jak zwykle wszystko przez Garminka, ale o tym za chwilę.
Ruszyliśmy sobie piękną ścieżką w stronę Helu. Łykaliśmy sprawnie kilometry. Dojechaliśmy do przystani na godzinkę przed odpłynięciem promu, więc nie było już czasu na zwiedzanie, ale na poranną kawkę owszem.
Na promie błogi spokój. Nie pamiętam, czy tak było, gdy ostatnim razem płynęliśmy z Helu, ale tym razem rowery wstawia się osobno, a z sakwami trzeba zaokrętować się na pokładzie pasażerskim. Siedzieliśmy sobie na pokładzie snując plany jak też spędzić sobotę w oczekiwaniu na wieczorny pociąg. Jadąc nad morze skontaktowaliśmy się z Tomkiem i Lucyną licząc, że uda nam się z nimi spędzić ostatni wieczór wyprawy, ale niestety - brak możliwości spłynięcia w piątek do Gdańska wymusił zmianę planów. Umówiliśmy się z nimi na spotkanie gdzieś na mieście. Poprzednim razem spływaliśmy z Helu do Sopotu, co dało możliwość przejechania ścieżkami rowerowymi wzdłuż nadmorskich bulwarów do samego Gdańska.
Tym razem prom płynął i płynął i zacumował na Motławie nieopodal Żurawia. A na Starówce tłumy! I upał! Zupełnie nie uśmiechało nam się zwiedzanie Starego Miasta w takich warunkach. Co robić? Może na któreś Molo? Do Sopotu kawałek, ale nie za daleko jest Gdańsk Brzeźno i kusząca plaża. I tu ostatni raz na tej wyprawie Garmin wygrał ze zdrowym rozsądkiem. Algorytm, który sprawdza się, gdy chcemy ominąć autostrady i zażywać piękna przyrody zupełnie nie sprawdza się w mieście. Wprawdzie nawigacja szybciutko znalazła Brzeźnieńskie Molo, ale malutki ekranik nie dał mi szansy zobaczyć, jak Garminek przygrał w .... Dla osób zwiedzających Gdańsk - ze Starówki da się dojechać prościutko ścieżką rowerową. Nas Garmin poprowadził przez Biskupią Górkę, przez jakieś osiedla i przez... ech... Ale mnie nie zabili - za co bardzo moim Towarzyszom Wyprawy jestem wdzięczny :cP.
Przy bulwarze zjedliśmy pyszną rybkę. Wprawdzie nie była taka, jak w Ustce ("z masełkiem czosnkowym! jedyna taka!"), ale i tak smakowała z piwkiem wybornie. Potem leżakowanie na plaży, gdzie dołączyli do nas Tomek z rodzinką. Gdy już mieliśmy dość słońca, wsiedliśmy na rowerki i pognaliśmy (tym razem już bez nawigacji) na Starówkę. Tam piwko, przy którym dyskutowaliśmy na temat technologii zabezpieczenia rowerów przy użyciu kamer monitoringu online, kilka fotek i trzeba się było pożegnać z Tomkiem i Lucyną. Na szczęście Tomek pokazał nam palcem dworzec, więc nie musiałem ryzykować wpisywania lokalizacji w nawigację. Szybkie zakupy, fast-food do pociągu i.... Na peron przemknęliśmy służbowym przejściem - Dworzec w Gdańsku nie ma żadnych pochylni dla rowerów, a tachanie ich z sakwami po schodach przerosło nasze nadwątlone sześciodniową wyprawą siły.
W pociągu byliśmy cichsi, niż jadąc nad Morze... Pewnie każdy z nas rozmyślał: dokąd za rok?

A tutaj zapis śladu całej trasy :c).