Info
Jestem Mariusz z Częstochowy. Od 13 września 2010 r przejechałem 26520.74 kilometrów, głównie po asfalcie (dlatego tylko 2627.86 w terenie). Jeżdżę z prędkością średnią 17.64 km/h.Więcej o mnie. 2024 2023 2022 2021 2020 2019 2018 2017 2016 2015 2014 2013 2012 2011 2010
Moje rowery
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2024, Lipiec3 - 0
- 2024, Czerwiec2 - 0
- 2024, Maj7 - 0
- 2024, Kwiecień3 - 0
- 2024, Luty1 - 0
- 2023, Lipiec1 - 0
- 2023, Czerwiec4 - 0
- 2023, Maj9 - 0
- 2022, Sierpień3 - 1
- 2022, Lipiec2 - 0
- 2022, Czerwiec4 - 0
- 2022, Maj10 - 0
- 2022, Kwiecień2 - 0
- 2022, Marzec1 - 0
- 2021, Sierpień3 - 0
- 2021, Maj7 - 0
- 2021, Kwiecień2 - 0
- 2020, Listopad1 - 0
- 2020, Sierpień3 - 0
- 2020, Lipiec8 - 5
- 2020, Czerwiec4 - 0
- 2020, Maj5 - 0
- 2020, Marzec1 - 0
- 2019, Sierpień1 - 0
- 2019, Czerwiec4 - 0
- 2019, Maj6 - 2
- 2019, Kwiecień1 - 0
- 2019, Luty1 - 0
- 2018, Listopad1 - 0
- 2018, Październik2 - 0
- 2018, Wrzesień1 - 0
- 2018, Sierpień1 - 0
- 2018, Czerwiec1 - 0
- 2018, Maj9 - 1
- 2018, Kwiecień4 - 0
- 2018, Marzec2 - 0
- 2018, Styczeń3 - 0
- 2017, Listopad1 - 0
- 2017, Wrzesień1 - 0
- 2017, Sierpień2 - 0
- 2017, Czerwiec7 - 2
- 2017, Maj10 - 0
- 2017, Kwiecień2 - 2
- 2017, Marzec1 - 0
- 2016, Grudzień1 - 0
- 2016, Listopad1 - 0
- 2016, Czerwiec6 - 4
- 2016, Kwiecień2 - 2
- 2015, Grudzień1 - 3
- 2015, Październik1 - 2
- 2015, Wrzesień1 - 0
- 2015, Sierpień1 - 0
- 2015, Lipiec4 - 4
- 2015, Czerwiec5 - 6
- 2015, Maj6 - 3
- 2015, Kwiecień1 - 0
- 2015, Marzec7 - 2
- 2015, Luty1 - 0
- 2015, Styczeń4 - 3
- 2014, Grudzień1 - 0
- 2014, Listopad2 - 3
- 2014, Październik4 - 1
- 2014, Wrzesień6 - 2
- 2014, Sierpień6 - 4
- 2014, Lipiec3 - 4
- 2014, Czerwiec7 - 13
- 2014, Maj1 - 1
- 2014, Kwiecień5 - 10
- 2014, Marzec9 - 3
- 2014, Luty5 - 3
- 2014, Styczeń4 - 1
- 2013, Grudzień5 - 15
- 2013, Listopad5 - 3
- 2013, Październik6 - 1
- 2013, Wrzesień7 - 5
- 2013, Sierpień8 - 5
- 2013, Lipiec13 - 16
- 2013, Czerwiec12 - 16
- 2013, Maj9 - 15
- 2013, Kwiecień7 - 2
- 2013, Marzec6 - 9
- 2012, Grudzień1 - 1
- 2012, Listopad3 - 9
- 2012, Październik4 - 3
- 2012, Wrzesień9 - 9
- 2012, Sierpień1 - 1
- 2012, Lipiec4 - 12
- 2012, Czerwiec9 - 16
- 2012, Maj14 - 25
- 2012, Kwiecień6 - 9
- 2012, Marzec9 - 15
- 2011, Grudzień2 - 9
- 2011, Listopad4 - 7
- 2011, Październik8 - 9
- 2011, Wrzesień9 - 9
- 2011, Sierpień7 - 1
- 2011, Lipiec12 - 14
- 2011, Czerwiec13 - 35
- 2011, Maj9 - 15
- 2011, Kwiecień10 - 13
- 2011, Marzec6 - 10
- 2011, Luty1 - 3
- 2011, Styczeń2 - 5
- 2010, Grudzień3 - 0
- 2010, Listopad5 - 13
- 2010, Październik9 - 8
- 2010, Wrzesień7 - 1
Wpisy archiwalne w kategorii
Dookoła Polski
Dystans całkowity: | 3851.99 km (w terenie 684.40 km; 17.77%) |
Czas w ruchu: | 224:05 |
Średnia prędkość: | 17.19 km/h |
Maksymalna prędkość: | 73.70 km/h |
Suma podjazdów: | 4069 m |
Liczba aktywności: | 46 |
Średnio na aktywność: | 83.74 km i 4h 52m |
Więcej statystyk |
Wybrzeże - dzień I
Sobota, 2 czerwca 2012 · dodano: 05.06.2012 | Komentarze 1
Niestety. W tym roku nie udało nam się zrealizować planu przejechania rowerkami ze Świnoujścia na Hel. A wszystko tak pięknie się zaczęło.Do peletonu dołączyła Abovo i brat Waldka - Darek. Darek nie do końca dołączył do peletonu, ale zaoferował wspierać nas w trasie pomocą i towarzyszyć nam samochodem. Udało nam się przygotować plan podróży, dogadać noclegi, trasę, wyszykować rowery i... Niestety, przez zbieg okoliczności zakończony urazem Waldka musieliśmy przerwać eskapadę po dwóch dniach pedałowania. Ale od początku...
W piątek wziąłem wolne, by móc bez pośpiechu ogarnąć wszystko przed wyjazdem. Czekać musieliśmy na Waldka, który musiał być tego dnia w pracy. Udało nam się wyjechać k. 17.00. Podróż minęła wesoło i bardzo szybko. O 1.00 udało nam sił wsiąść na prom w Świnoujściu i przed 2.00 spaliśmy smacznie na campingu.
Rano pobudka i miłe zaskoczenie. Prognozy straszyły deszczem, a za oknem, nieśmiało bo nieśmiało, ale z chmurami walczyło SŁOŃCE! Było zimno, wiał mocny wiatr (tu prognozy się nie pomyliły - wiał w plecy od zachodu :cP), ale deszczu nie było.
Zebraliśmy się szybko i pojechaliśmy na krótką sesję fotograficzną. Najpierw na falochron z wiatrakiem, który jest symbolem Świnoujścia (wg Waldka równie ważnym, jak budka w której w zeszłym roku jedliśmy przepyszne żeberka - niestety w tym roku przebudowa pasażu pochłonęła tą kulinarną atrakcję).
Z falochronu pojechaliśmy pod najwyższą na na polskim wybrzeżu latarnię morską.
Postanowiliśmy się trzymać jak najbliżej wybrzeża, ale ponieważ pierwsze dwa odcinki były zaplanowane na ponad 100 km, a Świnoujście opuściliśmy dopiero koło południa, woleliśmy korzystać z asfaltu. Gdyby ktoś jednak chciał odcinek pomiędzy Świnoujściem a Międzyzdrojami pokonywać szlakiem rowerowym (nadmorski oznaczony jest kolorem czerwonym i pokrywa się z międzynarodowym szlakiem rowerowym - R10) musi przygotować się na typowy "teren" (sprawdziliśmy to w zeszłym roku śpiesząc się na pociąg)
Wiatr wiał ostro, cały czas w plecy, więc szybko znaleźliśmy się w Międzyzdrojach. Fotek telefonem nie robiłem, ale na pewno u Abovo się jakieś znajdą :cP
Od Międzyzdrojów jechaliśmy cały czas drogą 102. Wcale nie jest to zły wybór.
Droga biegnie najpierw bardzo malowniczo przez Woliński Park Narodowy, a później bardzo blisko brzegu, przez wszystkie nadmorskie miejscowości. Co jakiś czas zajeżdżaliśmy na plażę, by przekonać się, że wiatr wieje tutaj ze dwa razy silniej, a temperatura jest kilka stopni niższa, niż na osłoniętej lasami szosie. Natomiast widoki na plaży - cudowne!
Przez Międzywodzie, Dziwnów, Pobierowo dojechaliśmy do Trzęsacza.
Tutaj zjedliśmy po rybce i zobaczyliśmy (powtórzę za przewodnikiem Polskie Szlaki Turystyczne) "jedne z najsłynniejszych ruin w kraju. Pozostałości XV-wiecznego kościoła stoją na skraju klifu. W momencie budowy świątynia była oddalona o 2 km od brzegu Setki lat niszczejącej działalności morza (abrazji), które podgryzało brzeg i przesuwało się wgłąb lądu, były przyczyną zniszczenia świątyni. Na początku XX wieku fragment budowli zabrało morze". (fotki u Abovo)
Wiatr na pomoście nad klifem był tak porywisty, że obawiałem się czy w ślad za budowlą w morze nie polecą nasze rowery. Udało się je utrzymać i zrobić kilka fotek. Podczas tej wyprawy nie miałem aparatu - zdjęcia robiłem telefonem - OTO ONE. Więcej PRZEŚLICZNYCH fotek z pewnością będzie w relacji Abovo :cP.
Dalej był Rewal, a potem przez mój błąd nawigacyjny szosa odrzuciła nas od wybrzeża, przez co minęliśmy Niechorze, gdzie można byłoby zobaczyć uznawaną za najpiękniejszą na polskim wybrzeżu latarnię morską. Trudno - może następnym razem. Gdy się zorientowaliśmy, że za głęboko w ląd się wbijamy, odbiliśmy w stronę miejscowości Pogorzelica. I tu, pomiędzy Pogorzelicą a Mrzeżynem, jest piętnastokilometrowy odcinek drogi, który na długo utkwi w naszej pamięci z dwóch powodów. Pierwszym są wyboje, które zmieniały jedynie fakturę - betonowe płyty przechodziły w granitowe otoczaki, szutry, a nawet kopny piach.
Gdy dojechaliśmy do końca drogi okazało się, że jest ona zamknięta bramą jednostki wojskowej i musieliśmy otoczyć ją kilkukilometrowym objazdem. Dawniej cała droga była na terenie jednostki wojskowej. Teraz biegnie wzdłuż ogrodzenia opuszczonych terenów wojskowych, a czynna jednostka znajduje się przy wylocie drogi w Mrzeżynie. Obecnie trwają prace nad budową ścieżki rowerowej.
I tutaj drugi powód dla którego ten odcinek utkwił mi w pamięci. Nigdy wcześniej nie widziałem takiej dziewiczej plaży. Na przestrzeni kilkunastu kilometrów nie ma "żywego ducha".
Plaża leży pod wysokim na kilkanaście metrów klifem. Gdybyśmy mieli namioty, to z pewnością skrócilibyśmy dzienny odcinek i tam spędzili noc.
Przewodnik podaje, że "w Mrzeżynie 17 marca 1945 roku odbyły się pierwsze powojenne zaślubiny Polski z morzem".
Naprawdę warto było zobaczyć to miejsce, zanim jeszcze zostanie wykończona ścieżka rowerowa, która z pewnością przyciągnie tam setki ludzi. Będzie kontynuacją drogi rowerowej R10, która od tego miejsca jest naprawdę dobrze utrzymana. Od Dźwirzyna do Kołobrzegu wjechaliśmy ścieżką rowerową, która przypomina tą na nasz Olsztyn, a ciągnie się dalej, przez Kołobrzeg do Ustronia Morskiego. Ale o tym w następnym odcinku.
W Kołobrzegu dojechaliśmy na camping, gdzie już czekał na nas Darek. We czwórkę poszliśmy na (za-)dłuuuugi spacer w poszukiwaniu kolacji. Zmęczenie dało znać o sobie - zasnęliśmy w momencie.
Kategoria Wyprawy, Dookoła Polski
Oder-Neise Radweg (dzień piąty)
Niedziela, 26 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 10
W niedzielę od rana zwiedzanie Świnoujścia. Waldek jest doskonałym przewodnikiem, spędzał tutaj za młodu niemal każde wakacje. Oprowadza po charakterystycznych miejscach i opowiada anegdoty sprzed lat.Po zwiedzeniu latarni (tylko ja skusiłem się na pokonanie 300 schodów), jedziemy ścieżką rowerową do Międzyzdrojów. No... ta ścieżka przypomina szlaki znane z Jury Krakowsko-Częstochowskiej.
Z moich ustaleń wynika, że pociąg mamy o 18.15 z Międzyzdrojów - chyba muszę przestać tak bezgranicznie wierzyć w Internet. Okazuje się, że pociąg był podstawiony w Świnoujściu, kasjerka straszy, że nie ma w nim miejsc do przewozu rowerów (zupełnie odwrotne ustalenia miałem ze strony www z rozkładem jazdy). Na szczęście gdy pociąg wjeżdża tylko pierwsza pomyłka się potwierdza. Mimo, że łatwiej byłoby nam wsiąść do wagonu w Świnoujściu, to i tak udaje nam się zająć miejsca w przedziale "rowerowym", który na szczęście był wydzielony w pociągu.
Podróż powrotna z przesiadką w Katowicach. Zarówno w Katowicach, jak i w Częstochowie o mało nie zaspaliśmy. Na szczęście udało nam się uniknąć tego rodzaju przedłużenia podróży. W domu byłem o 7.00.
Podsumowując:
Fantastyczne 5 dni na rowerze!
Nowi znajomi z pasją!
Przejechane ponad 600 km!
Przebieg trasy:
... trzeba zaplanować kolejną eskapadę!
Kilka fotek z ostatniego dnia (pozostałe w GALERII):
Noc...
Zwiedzając Świnoujście
W Międzyzdrojach
Kategoria Wyprawy, Dookoła Polski
Oder-Neise Radweg (dzień czwarty)
Sobota, 25 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 1
Sobota. Tego dnia popołudniu mieliśmy zanurzyć koła w Bałtyku. Wstaliśmy rano i pożegnaliśmy Mietka. Jemu do końca trasy w Szczecinie zostało kilkanaście kilometrów. Szybkie śniadanie w barze przy stacji paliw i w drogę. Tego dnia po raz pierwszy czuję napięcie w mięśniach. Dał w kość poprzedni wietrzny dzień zakończony stromymi podjazdami. Skoro poprzedni był wietrzny, to sobota była bardzo wietrzna. Od początku wiatr stara się, byśmy ten dzień długo wspominali. Jak już wspomniałem, wiatr podczas całej wyprawy wiał głównie z zachodu. Tego dnia mamy jechać "po trójkącie" - najpierw dość głęboko wbijając się na zachód, by później, w stronę Świnoujścia jechać z wiatrem. Humoru nie poprawia widok elektrowni wiatrowych, kręcących pełną parą i niemal zawsze zwróconych do nas agregatem. Do tego rano wychwyciliśmy pomyłkę w wyliczeniach, która poprzedniego dnia optymistycznie pozwalała nam myśleć o skróceniu czasu wyprawy o jeden dzień. Okazało się, że jadąc po zaplanowanej trasie, tego dnia musielibyśmy zrobić ok. 200 km. Z czego tylko ok. 50 km z wiatrem w plecy. I tutaj nieoceniona okazała się mapa Mietka, który żegnając się z nami pożyczył ją aby, jak to ładnie ujął, "była okazja by się jeszcze spotkać".Mietku - mapę oddamy we wrześniu w Siewierzu ;c).
Patrząc na szlak zauważyłem, że przed miejscowością Anklam zbliża się on do miasteczka Kamp, gdzie zaznaczona jest przeprawa promowa przez odnogę Zalewu Szczecińskiego. Na jednym z postojów upewniliśmy się, że prom jest czynny i ma kosztować ok. 2 Euro. Ta przeprawa oszczędzała nam ok. 40 km, przy pierwszym spojrzeniu na mapę wydawało się, że oszczędza nam ze 100 ;c). Musieliśmy podkręcić tempo, gdyż nie wiedzieliśmy do której godziny prom kursuje. Udało się. Groblą wśród bagiennego rozlewiska dojechaliśmy do Kamp w momencie, gdy prom odpływał, co dało nam pół godziny by nacieszyć ucho koncertem zorganizowanym na przystani.
Na promie jeszcze jeden mały stresik. Okazało się że przeprawa kosztuje nie 2, ale 7,5 Euro za osobę + rower. Na szczęście Waldek miał "zaskórniaki" :cP
Gdy dotarliśmy na drugą stronę zalewu, do celu zostało nam już tylko ok. 20 km i to "z wiatrem".
Dotarliśmy do Świnoujścia!
Pamiątkowe fotki przy tablicy informacyjnej i wjazd na plażę. Zamoczenie w Bałtyku nóg i kół rowerów było oficjalnym zamknięciem wyprawy.
Wieczorem jeszcze szaszłyk na bulwarze i długi spacer plażą pod "Wiatrak" na falochronie. Nocleg spędziliśmy na kempingu.
Pożegnanie z Mietkiem
Pozytywne myślenie: wiatr może cieszyć (tylko czemu nie nas?) :c(
Dobrze wydane 7,5 Euro
Na mecie! My...
... i niezawodne "one". Rowery spisały się na medal!
Kategoria Wyprawy, Dookoła Polski
Oder-Neise Radweg (dzień trzeci)
Piątek, 24 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 5
Niby wstaliśmy wcześnie, ale w związku ze śniadaniem (tym razem McDonald), na niemiecki brzeg rzeki dotarliśmy dopiero k. 8.00. Po wieczornych dyskusjach mamy szczery zamiar spróbować przeskoczyć na miejsce - do Świnoujścia. Nie wiem w jaki sposób nam to wyszło, ale z obliczeń wynikało, że będzie to nieco powyżej 200 km, czyli dystans do zrobienia. Ruszyliśmy szybszym tempem, co łatwe nie było... Wieczorem klimat sprzyjał śmiechom i odbiło się tym, że poranny klimat im nie sprzyjał ;c). Profilaktycznie pożegnaliśmy się z Mietkiem na jednym z krótkich postojów, ale kolejny raz przekonałem się, że każde 5 minut bardzo znacząco obniża średnią prędkość. Mietek jadąc swoim konsekwentnym tempem, co trochę nas doganiał. Ponadto pogoda przestała nas rozpieszczać... A może po prostu KTOŚ zlitował się nad nami i próbował dać nam do zrozumienia, że bezsensem jest forsowanie się pędem do celu. Co jakiś czas nadciągała chmura i przelotny opad. Przelotny, ale bardzo intensywny. Gdy mocno padało, przeczekiwaliśmy deszcz ukryci pod wiatami lub drzewami.Podczas jednego z takich postojów Mietek nas nie dogonił. Zadzwonił jedynie, że zmienia dętkę i chyba nie uda się mu już nas dojść. Pojechaliśmy dalej.
W okolicy miejscowości Schwedt, w związku z remontem wałów, droga rowerowa wytyczona była objazdem. Tutaj pojawiły się pierwsze podjazdy z prawdziwego zdarzenia. Szlak wiódł przez wzgórza porośnięte zbożem, po betonowych płytach. Objazd liczył kilka kilometrów. W samą porę wróciliśmy na szlak. Gdy zjechaliśmy do miasta okazało się, że nadciąga wielka czarna chmura, której towarzyszy głuchy pomruk burzy. Szybko schowaliśmy się w przeuroczej knajpce i wykorzystaliśmy nabyte poprzedniego dnia umiejętności językowe, zamawiając kawę i kiełbaskę z sałatką ziemniaczaną. Schowani w cieple oglądaliśmy przez okno ulewę, która gdyby zastała nas w otwartym terenie mogła zmyć nam uśmiechy z twarzy. Ponieważ jestem niepoprawnym optymistą, nie omieszkam dostrzec pozytywu - moje nowe sakwy "na szóstkę" zdały test na wodoszczelność! ;c). Zatelefonowaliśmy też do Mietka. Znalazł schronienie przed deszczem, nie tak komfortowe jak nasze, ale pozwalające wymienić drugi raz dętkę. Okazało się, że naprawiając pierwszego kapcia, nie zauważył szkła tkwiącego w oponie.
Przy kawie doszliśmy do wniosku, że jednak nie ma szans pokonać dystansu do końca. Przerw było zbyt dużo, pogoda tego dnia niepewna. Postanowiliśmy trzymać się pierwotnego planu i zjechać na nocleg do Kołbaskowa.
Przebieg trasy tego dnia: Kustrin-Kietz (Kostrzyń) - Gros Neuendorf - Oderberg - Schwedt - Gartz - Mescherin - Kołbaskowo.
Na końcowym odcinku dotarliśmy do jedynego znaczącego przewyższennia trasy - za miejscowością Gartz. Były tam długie podjazdy, złagodzone przepięknym parkowym krajobrazem wokół rekreacyjnej miejscowości Mescherin. Właśnie tutaj, na przewyższeniu trasy w miejscowości Staffelde, rzeka Odra wpływa całą szerokością do Polski i jej bieg nie odwzorowuje już granicy państwa. Zjechaliśmy ze szlaku i przez Neurochlitz wjechaliśmy do Kołbaskowa.
Tam dotarliśmy do kwatery i zatelefonowaliśmy do Mietka. On bardzo się ucieszył. Stwierdził, że ma problem ze zorganizowaniem noclegu w Niemczech i spróbuje do nas dotrzeć. Przeliczyliśmy trasę, okazało się, że omijając zakole w okolicach Mescherin, ma do nas ok. 20 km. Kolejną noc znowu spędziliśmy we trzech - nie tak łatwo się rozstać ;c).
Acha... byłbym zapomniał. W Kołbaskowie przy stacji paliw "Bliska" jest bar, w którym zjedliśmy przepyszną golonkę - ta potrawa "chodziła" za mną i Waldkiem od dwóch dni, a jakoś w Niemczech nie było okazji jej spróbować ;c).
Kilka fotek z tego etapu (wszystkie pozostałe są w GALERII
Pogoda nie zawsze rozpieszczała
Uchodzi... ale może jakoś ujdzie?
Parkowy klimat Mescherin.
Kategoria Wyprawy, Dookoła Polski
Oder-Neise Radweg (dzień drugi)
Czwartek, 23 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 3
Po nocy przespanej w luksusowych warunkach (w porównaniu do zeszłej spędzonej w pociągu, po całym nieprzespanym dniu ;c), obudziliśmy się z wielkim zapałem do jazdy. Szybkie śniadanko i wyjazd po małych perypetiach związanych ze znalezieniem sklepu, gdzie można byłoby kupić płyny na drogę - w Święto Bożego Ciała jest to wyzwanie.Tego dnia pokonujemy trasę: Guben (Gubin) - Neisemunde - Eisenhuttenstadt - Frankfurt - Kostrzyń nad Odrą.
Droga rowerowa coraz rzadziej prowadzi przez las, coraz częściej wzdłuż rzeki, po wale przeciwpowodziowym. Nadal asfalt, ciągle z górki, ale na otwartym terenie od czasu do czasu potrafi wiatr porządnie dmuchnąć z zachodu. Najtrudniejsze są odcinki, gdy trzeba jechać wprost na zachód - tutaj pomaga trochę formowanie zwartego peletonu i przebijanie się przez wiatr.
Niestety przegapiłem miejsce, gdzie Nysa Łużycka wpada do Odry, wzdłuż której wiedzie dalsza droga. Jak sama nazwa miejscowości wskazuje, jest to w okolicy Neisemunde. Jadąc dostrzegłem, że nad rzeką stoi większa grupa rowerzystów, ale dopiero po kilku kilometrach Mietek powiedział mi, że to tam rzeki się połączyły.
Wracając do rowerzystów - co trochę spotykamy obładowanych sakwami Niemców i bardzo naturalne jest tam pozdrawianie się w drodze. Mietek jednak stwierdził, że przesadzam i narzucił mi pewne ograniczenia, o których tutaj lepiej nie będę pisał ;c).
Po drodze z radością poznajemy lingwistyczne umiejętności Mietka. Dogaduje się z Niemcami bez problemu. Dzięki temu mamy okazję posmakować nowej potrawy - Wurst mit Kartofelsalad. Bardzo smaczna i niedroga, super odmiana po batonach, które poprzedniego dnia były podstawą mojego żywienia.
Dojeżdżamy w doskonałych nastrojach do Kostrzynia. Tutaj z kolei do Odry wpływa Warta. U jej ujścia znajduje się historyczny fort, strzegący w czasach napoleońskich przeprawy przez rzekę. Trwają w nim prace remontowe i z pewnością będzie tam uroczy zakątek.
Ponieważ był to najkrótszy wytyczony odcinek, chwilę wahamy się, czy korzystając z wczesnej pory nie wydłużyć go i spróbować urwać jeden dzień jazdy, na korzyść soboty spędzonej nad morzem. W końcu jednak postanawiamy zjechać na polską stronę rzeki.
Wjechaliśmy do miasta i znaleźliśmy kwaterę. Tego dnia zjedliśmy pizzę, którą telefonicznie zamówiliśmy wraz z... napojami ;c).
Wieczorem zastanawialiśmy się, czy nie udałoby się zrobić pozostałego dystansu na jeden skok, by spędzić dodatkowy dzień nad morzem. Położyliśmy się spać z nastawieniem, że spróbujemy...
A w głowach nam tylko jedno: JECHAĆ!
Swojski klimat - w Niemczech też trafiają się przemysłowe ruiny
Fort w Kostrzynie nad Odrą
W Niemczech benzyna droższa - lepiej zatankować po polskiej stronie ;c) -GALERIA-
Kategoria Wyprawy, Dookoła Polski
Oder-Neise Radweg (dzień pierwszy)
Środa, 22 czerwca 2011 · dodano: 27.06.2011 | Komentarze 5
Udało się!Eskapada, której pomysł ponad rok temu rzucił Waldek, wreszcie doszła do skutku.
Po 2.00 spotkaliśmy się na Dworcu PKP i zapakowaliśmy rowery do pociągu. W przedziale kilka słów z rowerzystami jadącymi chyba z Koluszek (okazuje się, że z Warszawy. Pozdrawiam izkę :cP), by poszaleć na "góralach" w Szklarskiej Porębie. My we Wrocławiu mamy przesiadkę - jest czas na wypicie kawki i... poznanie Staśka z Bogatyni, który właśnie wraca z rowerowej wyprawy po zwiedzeniu Sandomierza, Krakowa, Częstochowy - opowiadania wystarczyło na całą drogę do Zgorzelca. We trzech wsiadamy do pociągu i przy upychaniu rowerów poznajemy kolejnego rowerzystę - Mietka z Katowic.
Okazuje się, że Mietek ma plan podobny do naszego. Chce przejechać Oder-Neise Radweg ze Zgorzelca do Szczecina.
Rozmowa w pociągu tak się miło klei, że postanawiamy przynajmniej na początku trasy ruszyć razem. W podróży pierwszy mały zgrzyt - okazuje się, że w Częstochowie sprzedano nam bilety niehonorowane przez tamtejszego przewoźnika i musimy zapłacić dodatkowo za przejazd. Część z pieniędzy udało się odzyskać po powrocie do Częstochowy - reputacja PKP została uratowana.
W Zgorzelcu żegnamy się ze Staśkiem i we trzech przejeżdżamy na niemiecki brzeg Nysy i zaczynamy pedałować: Gorlitz (Zgorzelec) - Rothenburg - Bad Muskau - Forst - Guben (Gubin).
Po wyjechaniu z Gorlitz, trasa przez kilka kilometrów wiedzie przez małe miejscowości, by w którymś momencie wprowadzić nas w lasy i pola. Zwolennicy MTB nie byliby jednak zachwyceni, za to szosowcy - jak najbardziej ;c). Trasa cały czas jest asfaltowa. Ma szerokość ok. 4 m (w stylu ścieżki na Olsztyn). Zakazany jest na niej ruch pojazdów silnikowych, z chyba z wyjątkiem maszyn rolniczych dojeżdżających do pól. Także w większych miastach jest poprowadzona tak, by izolować rowerzystów od pozostałych uczestników dróg. Jedynie w małych miasteczkach od czasu do czasu biegnie lokalnymi uliczkami. Jest płasko, bez większych podjazdów czy zjazdów, a nawierzchnia super. Krajobraz bardzo urozmaicony - lasy, pola, małe i większe miasteczka.
Późnym popołudniem dojeżdżamy do Guben i przeskakujemy na polski brzeg Nysy na nocleg, który Waldek zarezerwował w Domu Turysty. Pod względem organizacyjnym Waldek spisał się na medal. Dobrze, że to nie ja zamawiałem noclegi, bo biorąc pod uwagę zawirowanie z biletami PKP, moglibyśmy być zmuszeni nocować "pod chmurką" ;c).
Dotychczas nie zamieszczałem na bikestats.pl fotografii, ale chyba czas to zmienić.
Na granicy w Zgorzelcu
W trasie... (dostęp do całej galerii, po kliknięciu w link pod następnym zdjęciem)
Przed Domem Turysty w Gubinie -GALERIA-
Kategoria Wyprawy, Dookoła Polski